wtorek, 12 sierpnia 2014

14. "Uosobienie zła"


Rok 2013. Chicago.


"Usłysz mnie z wiatrem, jestem
Usłysz mnie z wiatrem i nadzieją
Znów straciłam przyjaciela
Straciłam przyjaciela, mam nadzieję,
 ta historia idzie dalej."

I jedyne, co widziała w jego oczach to zło. W tym momencie ten człowiek jej nie intrygował, przerażał ją i pożerał, chcąc ją zabić. Nikt nie miał prawa mu mówić, co jest dobre. Nikt. To on musiał wszystko kontrolować, to on wiedział co jest dla niej dobre. Nie ona. Nie oni. Nikt inny - tylko on. Całe życie walczy z przeszłością, wszystko było przeciw niemu. Uratowała go malutka Nadzieja, która ledwo przyszła na ten świat, bo i ją chciano zabić. Ale on na to nie pozwolił, zrobił jedną dobrą rzecz w swoim życiu i uratował ją. Teraz... Teraz ona jest dla niego przyszłością, sensem i celem. Dba o nią i nie pozwoli by świat ją zniszczył, nikt nie będzie tak mówił. A przede wszystkim ona. Dziwka.

~*~

Obserwowała go niepewnie. Przez jej głowę przelatywało milion myśli. No to spieprzyłam, powiedziała sobie w duchu. Postawa Edwarda zmieniła się natychmiast. Napiął wszystkie mięśnie, a rysy jego twarzy stężały. Patrzył na nią z nieukrywaną nienawiścią, co przy Hope zawsze starał się maskować. Teraz nawet się o to nie trudził. Zacisnął ręce w pięści i jak robot zmusił się do odwrócenia głowy. Hope jakby czytała w myślach kiwnęła głową i poszła na górę, zapewne do swojego pokoju. Jak dobrze, że się go nie boję, przeszło jej przez myśl. Tak, dobrze. Gdyby była podatna na innych, siedziałaby teraz jak myszka, najlepiej skulona i ze łzami w oczach. Bella natomiast patrzyła na niego hardo z uniesioną głową.
- No co, Cullen - prychnęła - Prawda boli? - uniosła brew. Prawdopodobnie nie powinna się tak do niego zwracać, ale co on może jej zrobić. Najwyżej ją zwolni; wcale jej nie zależy na tej pracy. Uderzy ją? Do tego też jest przyzwyczajona. Ale mimo wszystko, Cullen nie wygląda na takiego, co używa przemoc wobec kobiet. Nawet dziwek.
- Jak śmiesz! - krzyknął, już nawet nie próbował ukryć szalejącej w nim złości. Był jej uosobieniem w tej chwili. Podszedł do Belli, stał tak blisko niej, że czuła jego oddech na twarzy. Mięta. Był wyższy, więc musiała nieco unieść wzrok, aby patrzyć mu w oczy. Te zielone oczy.
- Kim ty jesteś, aby prawić mi takie uwagi, co? Powiem ci kim jesteś! - robił krok do przodu, a ona krok w tył. W końcu poczuła pod plecami chłodną ścianę. Zadrżała.
- Jesteś nikim, Isabello, nikim znaczącym i nie możesz mówić mi, co powinienem robić, a co nie. Hope to moja córka, wychowuję ją, a ty masz ją tylko pilnować, Dziwko! - warknął, oddychał głęboko. Odsunął się od niej o krok, a ona zorientowała się, że przestała oddychać. Rozluźniła się i myślała nad odpowiedzią. O nie, nie da się zbyć. Nie boi się nikogo, już nie, on nie może mieć nad nią władzy.
- Ja jestem nikim, a ty? Zastanów się kim ty jesteś - powiedziała ze stoickim spokojem, który sprawiał, że pan Cullen wrzał ze złości, ponieważ ona nie reagowała na jego zachowanie.
- Jesteś założycielem najlepszej restauracji w mieście, przykładnym tatusiem, czy handlujesz nielegalnym towarem? - prychnęła, tak jakby chciała splunąć mu w twarz - Chcesz dla Hope dobrze, wiem, rozumiem... Ale wiesz jaka jest prawda? Wychowujesz ją na kłamstwie - pokręciła głową - Mnie też tak wychowywano i co? - zostawiła go z tym pytaniem, nie pozwalając mu na odpowiedź, poszła na górę. Zamknęła się w pokoju na klucz i oparła plecami o drzwi, zjechała po nich biorąc głęboki wdech. Jej oddech drżał, teraz mogła pozwolić na to aby jakiekolwiek emocje opuściły jej ciało. Gdy była sama; nikt jej nie słyszał. Ale nie dała mu się, nie pokazała żadnej słabości, choć tyle razy ten facet wyprowadził ją z równowagi, ona nie mogła mu tego ujawnić. Wtedy miałby ją w garści. Teraz może z nim walczyć, jej linią obrony jest obojętność. Dzięki Bogu, James sprawił, że to miała opanowane prawie do perfekcji. Prawie, bo pozwalała sobie na słabości w samotności. To także nie było dobre, nie dla niej.

Gdy opuściła kuchnie warknął i pociągnął się za włosy. Doprowadzała go do szewskiej pasji, zostawiała na lodzie. Nikt nie był do tego zdolny, tylko ta mała Bestia. Do tego kobieta! I dziwka! Ugh, co się z nim działo, jak mógł jej pozwolić na takie zachowanie. Nie może go tak traktować, nikt nie może, ale ona jednak to zrobiła, i co? Co zrobił on? Totalnie nic, pozwolił na takie zachowanie wobec siebie, bo nie wiedział, co odpowiedzieć. Wychowywał Hope na kłamstwie? Nie, nie na pewno nie. On chce dla niej jak najlepiej, chce aby miała wszystko. Chce ją ochronić przed tym, co spotkało jego. Pragnie tego najbardziej na świecie i nikt nie sprawi, że postanowi inaczej. Nikt. Jej uwagi są idiotyczne, jest tylko marną osóbką, która w życiu nic nie osiągnęła. Poniża sama siebie próbując go uczyć, sama powinna wiele naprawić w swoim życiu. Tak, na pewno.
Poszedł do swojego gabinetu i zamknął się w nim. Podszedł do komody, otworzył środkową szufladę, z samego jej dna wyjął szkatułkę. Wziął ją i usiadł na fotelu, pudełeczko kładąc na biurko. Otworzył je. Wpatrywał się w klucz.

- To twój nowy pokój! - powiedziała radośnie piękna kobieta, spojrzała na chłopca przed sobą. Miał jej oczy. Mężczyzna, który stał przy niej objął ją i pocałował we włosy. 
- Podoba ci się? - zapytał, patrząc na dziecko, które podskakiwało jak piłeczka. Jego oczy błyszczały z ekscytacji. Pokiwał główką i wszedł do pokoju. 

- Dość! - krzyknął Edward, łapiąc się za głowę. Po jego policzkach spływały łzy, szlochał, nie mogąc się uspokoić. Zszedł z fotela i usiadł pod biurkiem. Jęknął i zacisnął dłonie w pięści. Minęła chwila zanim mężczyzna się uspokoił. Brał głębokie wdechy. Rozejrzał się po swoim gabinecie i gwałtownie wstał. Chwycił szkatułkę z kluczem i wrzucił ją ponownie do komody.
- Gnij tam! - syknął. Przeszedł do swojej sypialni. Rozwiązał krawat i rzucił go na łóżko, to samo zrobił z resztą ciuchów. Wszedł do łazienki i spojrzał w lustro. Przetarł dłonią twarz i odchylił głowę w tył. Stał tak chwilę, a następnie podszedł do kabiny i wszedł pod prysznic. Włączył zimną wodę, wziął myjkę i namoczył swoje ciało. Drżał na kontakt zimnej wody z jego rozgrzaną skórą, ale nie przerywał tej małej tortury. Jego działo spinało się, rozluźniało; tak na przemian. Gdy było mu już za zimno przełączył na letnią wodę i szybko się umył. Wyszedł spod natrysku i wytarł, w garderobie znalazł popielate dresy i je ubrał. Boso wyszedł z pokoju i skierował się do pokoju córki. Uśmiechnął się widząc ją przy oknie, trzymała na kolanach lalkę i ją czesała. Podniosła główkę i wyciągnęła rączki do miedzianowłosego. Edward podszedł do niej i usiadł tuż obok, na podłodze. Mała wpakowała mu się na kolana.
- Nie mogę jej zrobić warkocza - poskarżyła, patrząc na ojca. Pogłaskał jej policzek i wziął lalkę.
- Patrz malutka, najpierw oddzielasz trzy pasma włosów - powiedział, wszystko demonstrując - Najlepiej aby były w miarę równe, wiesz? - pocałował nosek małej Hope - No a potem starannie je przeplatasz, tak aby mocno się ze sobą trzymały, jednak nie za mocno, aby nie sprawiać bólu, wiesz? - zrobił lalce warkocza i wziął od małej mikroskopijną gumkę do włosów - A teraz zawiązujesz, aby utrzymać fryzurę - zakończył i oddał lalkę córce.
- A zrobisz mi takiego warkocza? - zapytała mała, podekscytowana, a on ze śmiechem pokiwał głową i zabrał się za jej włosy.
- Jasne, kochanie - pocałował ją we włosy.

~*~

Odłożył papiery i wyjął papierosa z paczki leżącej nieopodal. Spłynął po wygodnym fotelu i spojrzał w sufit. Zapalił i zaciągnął się dymem, trzymając go jakiś czas w płucach. Po chwili go wypuścił, tworząc szarawe kółka. Spojrzał na zegarek. Tik tak, tik tak. Westchnął i wstał, skierował się do pokoju pod klubem. Położył się na łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu. Wszystko było na swoim miejscu. Drobiazgi, kosmetyki i ubrania. Wstał i wszedł do łazienki. Tak jakby zaraz miała wrócić i spełnić jego fantazje. Nie myślał, że tak może się stać. 
Tęsknił za nią. 


__________________________________________________________________

CZEŚĆ! JA WIEM, ŻE ZNÓW DŁUGO MUSIELIŚCIE CZEKAĆ NA ROZDZIAŁ. MIAŁAM GO DODAĆ PRZED WYJAZDEM NAD JEZIORO, ALE JAKOŚ MI SIĘ NIE UDAŁO. PRZEPRASZAM POWTARZAM CHYBA ZA KAŻDYM RAZEM, GDY WSTAWIAM TU COŚ NOWEGO, ALE CO ZROBIĆ. ROZDZIAŁ JEST KRÓTKI, WIEM. ALE DOBRZE, ŻE JEST. POZA TYM NOWA SZATA GRAFICZNA. JEST WSPANIAŁA, MOIM ZDANIEM. ACH, ZNIKNĄŁ CZAT, ALE NIEDŁUGO ZNÓW SIĘ POJAWI. CHYBA TO WSZYSTKO. 
CZEKAM NA WASZE KOMENTARZE :> 

Pozdrawiam,
Wampirek.
ah, tak, mam fazę aby zmienić nazwę na CM Pattzy, chyba tak zrobię
ale jeszcze nie wiem

Mrs. Punk