poniedziałek, 1 lutego 2016

Epilog "Przeznaczenie i nadzieja"


"Ja będę osobą na której ramieniu możesz sie wypłakać 
Ja będę samobójcą z miłości 
Będę lepszy kiedy będę starszy 
Będę najgłebszym ogniem Twojego życia."

Biała sala. Tak bardzo ich nienawidził. Czuł się tak, jakby cofnął się w czasie, ale tym razem nie był młodym, niedoświadczonym ćpunem, który nie ma za co żyć. Nie czuł przerażenia i strachu, nic go nie dusiło od środka. Nie był fanem szpitali, ale tym razem był podekscytowany i nie mógł się doczekać, aż to wszystko się skończy i będzie mógł ucałować swoją żonę, a potem zadzwonić do Cassandry i powiedzieć jej, aby przekazała Hope, że ma rodzeństwo i niedługo je zobaczy. Wszystko działo się szybko, a on sam nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo się stresował. Przed zaręczynami?

Pociły mu się ręce i nie wiedział, gdzie się podziać. Wszystko było już gotowe, a Alice z Rosalie pomogły mu przyszykować dom. Dobrze. One przyszykowały dom, a on chodził i marudził, klnąc na Emmetta i Jaspera, którzy się z niego nabijali. Miał oświadczyć się Isabelli i to nie było takie łatwe. Głupie, przewrotne życie! Robił tyle niebezpiecznych rzeczy i nie czuł strachu, ale bał się jednego, krótkiego słowa „nie”, które mogło paść z jej ust na jego pytanie. Teraz wiedział, dlatego to akurat kobiety były najniebezpieczniejszymi istotami na ziemi.

— Ma pan córeczkę.
Z zamyślenia wyrwał go głos lekarza. Edward drgnął i zdał sobie sprawę, że faktycznie słyszy płacz dziecka. Puścił spoconą dłoń Belli, aby przejąć małe zawiniątko, które delikatnie ułożono w jego ramionach. Spojrzał na mokrą, okrwawioną twarzyczkę córeczki i przetarł ją leciutko ręcznikiem, którym była owinięta. Pocałował ją w czoło.
— Destiny. Moje małe przeznaczenie.

Zerwał się z miejsca, zostawiając niedojedzoną kolację, a Bella spojrzała na niego zaniepokojona i nadziała na widelec pieczonego ziemniaczka. Martwiła się o Edwarda i znów miała ochotę zapytać, czy ten, aby na pewno dobrze się czuje. Pytała go o to wcześniej, to odpowiedział, że tak i owszem, kłamcą był utalentowanym, ale tym razem jakoś mu to nie szło. Uniosła dłoń z jedzeniem do ust, a miedzianowłosy padł przed nią na kolana.
— Isabello Marie Swan — zaczął drżącym głosem — kocham cię i będę cię kochał wiecznie. Czy zechcesz zostać moją żoną?
Nie mogło być tak łatwo. Miał jeszcze jedno pytanie, które miał zadać w imieniu Hope.
— I matką mojej córki?

Byli już na sali, gdzie Bella mogła odpocząć. Spała, a pielęgniarka przyszła z Destiny, która po badaniach okazała się okazem zdrowia, choć w ciąży były pewne problemy. Malutka spała tak smacznie, jak mama. Cullen wyjął telefon i zrobił zdjęcie, a potem przesłał do Hope, następnie do niej dzwoniąc.
— Jest taka mała! — pisnęła wesoło dziesięcioletnia już dziewczynka. — Kiedy będę mogła przyjechać do ciebie i mamy? Chcę poznać siostrę. Jak ma na imię?
— Destiny, tak, jak ustalaliśmy.
— Desiny i Hope Cullen — zaśmiała się radośnie.
— Przeznaczenie i nadzieja — odpowiedział miedzianowłosy, patrząc na swoją żonę, która właśnie otwierała oczy. 

__________________________________________________________________________
TO JUŻ JEST KONIEC, NIE MA JUŻ NIC. JESTEŚMY WOLNI, MOŻEMY IŚĆ - TAK WCZORAJ ZAKOŃCZYŁA SIĘ MOJA STUDNIÓWKA, A DZIŚ JA ZAKOŃCZĘ TAK TĘ HISTORIĘ, KTÓRĄ PISAŁAM PRAWIE TRZY LATA, A MOŻE I CZTERY? WIELE DO ŻYCZENIA ONA POZOSTAWIA, ALE... I TAK MI JAKOŚ SMUTNO, BO TO TYLE CZASU, TYLE NERWÓW I ŁEZ, I PRZYJAŹNI. WSZYSTKO SIĘ JEDNAK KOŃCZY, ABY COŚ INNEGO MOGŁO SIĘ ZACZĄĆ. UWIELBIAM ZMIERZCH, KOCHAM BELLĘ I EDWARDA, ALE CZAS NA COŚ MOJEGO,  NOWEGO, CHOĆ Z CULLENEM I SWAN BĘDĘ CAŁYM SERCEM, SENTYMENTEM I W OGÓLE ZAWSZE. DZIĘKUJĘ, ŻE ZE MNĄ BYLIŚCIE I MAM NADZIEJE, ŻE RAZEM ZE MNĄ POŻEGNACIE TĘ HISTORIĘ, A NIE MNIE! BO JA NIE ODCHODZĘ. 

Pozdrawiam,
CM Patzy.

Mrs. Punk