sobota, 7 marca 2015

21. "Wczoraj i dziś"


"Lecz wtedy Ty pojawiasz się przy mnie 
Ściany po prostu znikają 
Nic by mnie otoczyć 
I uchronić przed moimi lękami 
Jestem nieosłonięta 
Widzisz jak się otworzyłam 
Oh, sprawiłeś, że Ci zaufałam"

Przeznaczenie. Czym ono jest? Są to rzeczy i sytuacje, które zostały przypisane każdemu człowiekowi. Nie da się tego uniknąć, ominąć, wyeliminować z naszego życiorysu. Tak musi być. Nikt ani nic nie sprawi, że przeznaczone nam wydarzenia się nie zdarzą. Przecież tak zapisano w kartach naszego życia.
Ale czy na pewno?
Skoro każdy człowiek ma z góry zapisane swoje życie i kieruje nim przeznaczenie, skąd wzięła się wiara i wolna wola? Nie możemy być wolni, wiedząc o tym, iż nasze istnienie jest przesądzone od samego początku. Ktoś już, za nas, je zaplanował.

~*~

Stała przez dłuższą chwilę przy oknie, patrząc na zewnątrz. Nie wiedziała, czego jej spojrzenie szukało. Było zagubione, tak samo jak ona w tamtym momencie. Dużo się wydarzyło tamtego dnia i nie mogła tego wszystkiego ułożyć w głowie, przydzielić do jakiejkolwiek kategorii. James dawno nie zachowywał się w stosunku do niej tak bestialsko. Odzwyczaiła się od tego i to, co się wtedy wydarzyło było dla niej abstrakcją, z którą nie mogła sobie poradzić. Wstyd jej było to przed sobą przyznać. Nie wiedziała, co zrobić. Pozwoliła sobie nawet pomyśleć, że Cassie miała od samego początku rację. Szybko jednak wyparła tę myśl, znów wmawiając sobie, że James Moore był dla niej wybawieniem i służył pomocną dłonią.
Skrzywiła się, czując pulsujący ból niemalże w całym ciele. James Pomocna Dłoń, ten sam, który zadbał o jej lepszy byt i zapewnił jej dach nam głową, sprawił, że każdy ruch, który wykonywała przyprawiał ją o mdłości i zawroty głowy. Po kąpieli, która ani trochę, ku jej zaskoczeniu, nie złagodziła bólu, wzięła dwie tabletki przeciwbólowe. Czuła lekkie otępienie, ale nic poza tym. Stojąc w lekkim amoku, nie spodziewając się nikogo i patrząc nieobecnym wzrokiem za okno, dużo myślała. Czy tak miał ją traktować James? A może to był jednorazowy wybryk i nic takiego więcej się nie powtórzy? Taką miała nadzieję. Złudną.
Ostatnim, czego potrzebowała była wizyta Cullena. On, jak na złość, przyszedł i jeszcze bardziej ją zdezorientował. Nigdy nie zwracał się do niej takim tonem i choć bardzo chciała dowiedzieć się, co sprawiło taką zmianę, nie zapytała o to. Obdarzyła go zdawkowymi odpowiedziami, chcąc się go pozbyć. Czuła się na tyle paskudnie, że nie miała nawet ochoty na dogryzanie Panu Wszystkowiedzącemu. Mimo to, gdy wyszedł poczuła się jeszcze gorzej i zapragnęła go zawołać z powrotem. Drzwi za nim się zamknęły, a ona wyciągnęła rękę w jego stronę i już, już otwierała usta. Nie zrobiła tego. Jej dłoń opadła, obijając się o obolałe biodro. Zaklęła pod nosem.
Miała dość tej sytuacji i zastanawiała się na tym, czy nie powinna tego wszystkiego rzucić i wrócić do Jamesa. Pomogła Cassie, zajmując się małą Hope przez ten czas, nie musiała zgadzać się na więcej. Mogła odejść i nie przejmować się tym, jak sobie poradzą. Poradziliby sobie na pewno, jest milion opiekunek, które podjęłyby się tej pracy. Ona nawet nie była opiekunką, nie miała kwalifikacji i łatwo można było ją zastąpić kimś innym, kimś lepszym.
Położyła się powoli, uważając na miejsca, które bolały ją najbardziej. Nie, to nie jest odpowiedni czas by wracać. Musi nabrać sił i zregenerować ciało. Tutaj nikt jej nie zrobi krzywdy. James jest wściekły i gdy wróci na pewno nie da jej spokoju. Będzie musiała też wrócić do pracy, a nie wiadomo, na jakiego gościa natrafi. Moore się nad nią nie zlutuje, bo będzie sądził, że swoim zachowaniem sobie na to zasłużyła. Może i tak było, ale ona nie chciała bardziej cierpieć. Znała swojego szefa i była świadoma tego, że odwlekanie kary też jest na nic. Będzie cierpieć, bez względu na to, kiedy wróci. Na chwilę obecną, wolała to odkładać w czasie.
Mimo zmęczenia, nie mogła zasnąć. Doskwierał jej ból i jak na złość nie mogła oczyścić umysłu z przeróżnych myśli. Najbardziej denerwowało ją to, że myśli o Cullenie. Zastanawiała się, co by było, gdyby go zatrzymała. Nadal byłby taki miły, czy wróciłby do swojego drwiącego tonu i znów przyodział maskę, która stała się jego codziennym ubraniem. To jedno mieli wspólne. Maskę, która stała się ich nieodłączną częścią garderoby.
– Cholera jasna! – warknęła sama do siebie, bo jej myśli znów zawędrowały do jego osoby.
Wstała i ignorując ból chodziła po pokoju, który zajmowała. Od drzwi do okna, od okna do drzwi. Przeszła ten dystans kilka razy, od czasu do czasu na jej twarzy widać było grymas bólu. W końcu chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, wychodząc na korytarz. Rozejrzała się. Było ciemno i cicho, chłodniej niż w pomieszczeniu, z którego wyszła. Najpierw zobaczyła, czy Hope śpi. Dziewczynka leżała na łóżku, przytulając do siebie swojego misia. Jej miedziane, długie włosy leżały rozwalone na poduszce. Oddychała spokojnie i miarowo, uśmiechała się delikatnie. Musiało jej się coś śnić. Coś dobrego.
Nie wiedziała, ile stała patrząc się na córkę swojego obecnego szefa i nie zorientowała się, że ona i Hope nie są już jedynymi osobami w sypialni. Edwarda spostrzegła dopiero, gdy stanął koło niej, ocierając się swoim ramieniem o jej.
– Nie możesz spać? – zapytał cicho, tak aby nic nie mogło przeszkodzić jego córce w odpoczynku.
Pokiwała głową i spojrzała na mężczyznę. Zlustrowała go subtelnie. Był boso, w samych dresach. Przez panującą ciemność nie mogła stwierdzić, jakiego były koloru. Jego nagi brzuch i tors odznaczały się na tle mroku, miał bladą skórę, wydawała się delikatna i gładka. W końcu napotkała jego oczy, on też się w nią wpatrywał.
– Czemu pracujesz dla Jamesa? – Odwrócił się w jej stronę, zmuszając ją do tego samego. Stali twarzą w twarz, patrząc sobie w oczy.
– Bo mi pomógł, gdy tego potrzebowałam – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nie miałam też wyjścia. To było jedyne, możliwe rozwiązanie.
– Prostytucję nazywasz pomocą? Naprawdę myślałem, że jesteś mądrzejsza – mruknął, kręcąc głową.
Choć nie chciała rezygnować z jego towarzystwa, nie miała zamiaru słuchać tego, co każdy już nie raz jej mówił. Ominęła go bez słowa i wyszła z pokoju. Wiedziała, że on ruszył za nią, zamykając za sobą drzwi.
– Po co za mną idziesz, chcesz mnie jeszcze obrażać? – warknęła i gwałtownie się do niego odwróciła. – Proszę bardzo, dalej, ale pośpiesz się, bo naprawdę jest późno! – Spojrzała na niego hardo i oddychała głęboko, by nie wybuchnąć i nie zacząć krzyczeć.
– Chcę to tylko zrozumieć! Ciebie zrozumieć. Widzę, jaka jesteś, gdy pokazujesz siebie naprawdę.
– A jaka twoim zdaniem jestem, co?!
Złapał ją za nadgarstki i przyparł do ściany. Pochylił się tak, że ich twarze były bardzo blisko siebie, a ich oddechy mieszały się ze sobą.
– Delikatna, pomocna, czuła i kochana. Sam w to nie wierzyłem, ale tak właśnie jest. Kiedy zobaczyłem twoje spojrzenie, gdy James cię bił – prychnął, a potem dodał: – Pierwszy raz nie zobaczyłem w twoich oczach obojętności. Przed chwilą, gdy obserwowałaś Hope. Patrzyłaś na nią z uśmiechem. Tak, jakbyś przypominała sobie coś miłego. Nie mogłaś oderwać od niej wzroku.
Stała, słuchając jego słów. Teraz nie mogła oderwać wzroku od niego. Zamrugała kilkakrotnie, aby się nie rozpłakać, ale czuła, że tym razem to nie działa, więc zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy była pewna, że żadna niechciana łza nie spłynie po jej bladym policzku. Edward nadal wpatrywał się w nią z tą samą pewnością, nie była pewna, czy chociaż mrugnął.
– Może kiedyś taka byłam – szepnęła – ale to było dawno. Wiele się zmieniło, Edwardzie, ja się zmieniłam. Musiałam. Wyobrażasz sobie delikatną dziwkę? Nauczyłam się być nową osobą, kimś całkowicie innym. Wyparłam dawną siebie, aby nie zginąć i w tym wszystkim się odnaleźć. Chronienie Hope przed wszystkim w niczym nie pomoże. Też kiedyś taka byłam, wiesz? Taka jak ona. Patrz, jak skończyłam. – Czuła, że Edward słuchając jej, nieco rozluźnił uścisk na jej nadgarstkach, a jego ciało nie było już takie spięte. Korzystając z tego, wyplątała się z jego objęć i odsunęła się. Czuła, że gdyby tego nie zrobiła, wbrew swojej woli, przytuliłaby się do niego, pragnąc czuć jego ciepłe ciało przy swoim.
– Zawsze jest inne wyjście, Bello – powiedział, patrząc na jej oddalającą się sylwetkę. – Nie wiem, jakie problemy miałaś i co się stało. Nie musiałaś jednak rezygnować z siebie, to chyba jedno z najgorszych wyjść. Pomyśl, jak bardzo się zmieniłaś. Odpowiada ci to, cieszysz się z tego, jakim człowiekiem się stałaś?
– Przestań! – powiedziała wściekle, a łzy spłynęły po jej twarzy. – A ty?! Jakim ty jesteś człowiekiem?! Co, panie mądry? – Położyła dłonie na jego torsie, pchając go, ale on i tak twardo stał na nogach.
– Ja naprawdę nie miałem wyjścia – szepnął, a jego pewność odeszła w niepamięć, jakby nigdy nie wypowiedział wcześniejszych słów. – I naprawdę chciałbym być inny.
– Więc się zmień! – Zmrużyła oczy.
– Nie umiem, Bestyjko. – Pokręcił powoli głową i uśmiechnął się blado, ten uśmiech nie dosięgał oczu. Był wymuszony.
W jednej chwili stał się taki odległy, gdy jeszcze przed chwilą przepełniała go paląca pewność siebie, żarliwość i hardość. Teraz wyglądał jak inny człowiek, który stracił wszelkie nadzieje i żył z przymusu. Nie myśląc o tym, co robiła pogłaskała go po policzku, kciukiem przejeżdżając po jego dolnej wardze. Spiął się, ale tylko na chwilę, potem cicho westchnął i spojrzał na nią. Jego spojrzenie było przygaszone, ale nie obojętne. Jego piękne oczy straciły blask i były takie smutne.

~*~

– Chcę ją znaleźć – powiedział zdecydowany. Musiał działaś natychmiast, doskonale wiedział, że jeśli będzie to przeciągał, rozmyśli się i znów zrezygnuje z tego, co było dla niego jedną z najważniejszych rzeczy na świecie. Czas najwyższy zamknąć pewien rozdział swojego życia i rozpocząć coś nowego. 

_______________________________________________________________________

WITAJCIE! ZNÓW MNIE TROSZKĘ NIE BYŁO, CO SPOWODOWAŁ POWRÓT DO SZKOŁY PO TRZECH TYGODNIACH NIEOBECNOŚCI. BARDZO WAS PRZEPRASZAM, CAŁY ROZDZIAŁ NAPISAŁAM PRAKTYCZNIE DZIŚ I MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA! NIE MUSZĘ CHYBA MÓWIĆ, ŻE LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE, BO TO STRASZNIE MOTYWUJE! MOŻE TO BYĆ ZWYKŁE: "CZYTAM, PODOBA MI SIĘ/NIE PODOBA". 

KIEDY KOLEJNY? NIE WIEM, MAM MASĘ NAUKI I JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ JAKIEJŚ PRZERWY, A DO ŚWIĄT DALEKO, PRAWDA? JAKOŚ JEDNAK MUSZĘ DAĆ RADĘ I POSTARAM SIĘ, ABY ROZDZIAŁ BYŁ ZDECYDOWANIE SZYBCIEJ! 

CO JESZCZE? JUŻ O TYM PISAŁAM, ALE NAPISZĘ PONOWNIE. ZAPRASZAM WAS NA MOJEGO BLOGA, KTÓREGO PROWADZĘ ZE S.W.E.E.T.N.E.S.S -----> http://oznakowana.blogspot.com/ 

Pozdrawiam,
do następnego,
CM Pattzy
Mrs. Punk