sobota, 3 października 2015

25. "Zostaniesz ze mną"


"Kto będzie walczył o to, co słuszne?
Kto pomoże nam przetrwać?
Prowadzimy walkę o nasze życia
I nie jesteśmy gotowi umierać."

Wszystko było tak jak zawsze. Pożegnał się z rodzicami i poszedł do swojego pokoju. Wdrapał się na łóżko i zakopał pod kołdrę, tuląc do siebie miśka, którego niedawno dostał za dobre sprawowanie po tym, jak troszeczkę narozrabiał i nikt nie był z tego dumny. Nie mógł jednak zasnąć, bo w pokoju było zimno. Otworzył jedno oko i zauważył, że nikt nie zamknął okna. Zsunął bose stópki na dywan i podreptał do parapetu. Wdrapał się na niego i zachwiał, złapał się firanki aby zatrzymać równowagę. Z trudem, przygryzając w skupieniu język, zamknął okno i wrócił na posłanie…

~*~

Nie mogła spać. Zastanawiała się nad wieloma rzeczami, nie mogła oczyścić swojej głowy z myśli, które tak bardzo ją dręczyły. Czuła się winna za to, że wpakowała Edwarda w kłopoty. Wiedziała, że to silny mężczyzna, ale tkwił z nią, przez nią, w zamkniętym pomieszczeniu. Nie mieli jak liczyć na pomoc. Wiedziała, że w domu czeka na niego córka , której obiecał wrócić, ale nie wrócił. Bella straciła poczucie czasu i tak naprawdę nie miała pojęcia ile czasu siedzieli w zamknięciu razem.
Miedzianowłosy, śpiący mężczyzna koło niej zaczął się niespokojnie poruszać. Jej oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc widziała go dość wyraźnie. Na jego twarzy widać było grymas strachu. Odkryła, że gdy mężczyzna spał na jego twarzy malowały się realne emocje, gdy o czymś śnił nie miał na sobie maski, pod którą się ukrywał.
Z czasem Edward zaczął być coraz bardziej napięty i niespokojny. Bella przysunęła się do niego i pogłaskała go po policzku. Otworzył oczy i zamrugał, patrząc na nią ze zdziwieniem i zdezorientowaniem.
— Co robisz? — zapytał, siadając i odsuwając się od niej. Wiedziała, że nie powinna niczego czuć, ale poczuła się odrzucona, nie chciała, aby się od niej odsuwał. Pustka, którą odczuła była nowym doznaniem.
— Miałeś chyba zły sen — mruknęła niby od niechcenia. Ona także umiała idealnie ukrywać swoje prawdziwe emocje.
— Hm — rzucił tylko i zamilkł. Zrozumiała, że nie chce poruszać tego tematu i zaakceptowała to. Oparła się o ścianę i obserwowała go. Edward westchnął i poczuł się nieco winny za gwałtowną reakcję. Przecież nie zrobiła nic złego, a nawet przeciwnie. Skrycie cieszył się, że budząc go, obroniła go przed kolejnym koszmarem, który nawiedzał go nocami. Podszedł do Belli i ujął jej dłoń w swoją, delikatnie ściskając. Jej skóra była zimna i delikatnie drżała. Objął ją i przytulił do siebie, czując jak zastyga w bezruchu w jego ramionach.
— Chcę cię tylko ogrzać — powiedział, chcąc wytłumaczyć swój ruch. Bella pokiwała głową i wtuliła się w niego, kładąc dłonie płasko na jego torsie, by choć trochę je ogrzać.

Obudził ich szum, który dobiegał zza zamkniętych drzwi. Wstali i spojrzeli na siebie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Nikt od długiego czasu do nich nie przychodził, nie licząc regularnych dostaw jedzenia.
— Cullen, jesteś tam? — Edward uśmiechnął się pod nosem, słysząc głos swojego kuzyna, Emmetta.
— No w końcu, długo wam to zajęło! Otwórzcie te cholerne drzwi! — zaradzał miedzianowłosy.
— Jak zwykle władczy, nawet w potrzebie. — Osiłka nigdy nie opuszczały chęci na dogryzki. Szczególnie, jeśli chodziło o wkurzanie Edwarda. Po dłuższej chwili otworzył drzwi i do pomieszczenia wpadł strumień światła. Edward objął Bellę i przycisnął ją do siebie, wyprowadził ją z pomieszczenia. Czuł się o wiele pewniej, gdy wiedział, że wszystko już było pod kontrolą, tak jak uwielbiał i miał w zwyczaju. Znów mógł wszystkim rządzić. W krótkim czasie opuścili piwnice, która jak się okazało wcale nie miała miejsca w klubie, ale w jakiś ruinach. Nie byli daleko od miasta. Cieszył się, że obyło się bez awantur i spotkania z Jamesem, ale wiedział, że gdy tylko Moore dowie się, że ich odbito nie pozostawi tego bez reakcji. Edward wiedział, że tym razem będzie gotowy na atak i nie da się tak łatwo złapać. Tak naprawdę Cullen złościł się za siebie i winił siebie samego, bo dał się ponieść emocją, które czuł w stosunku do małej brunetki, która była głównym powodem tego zamieszania.
W domu czekała na niego mała Hope, która od razu z płaczem wtuliła się w ojca i małymi rączkami ścisnęła go, jak najmocniej tylko potrafiła. Edward schował twarz w jej włoskach i zaciągnął się jej słodkim zapachem, bardzo tęsknił za tą małą istotką, która była centrum jego wszechświata, ale nie mógł zaprzeczyć, że ta jego idealna konstelacja została nieco zmieniona przez Bellę, która nieoczekiwanie pojawiła się w ich życiu i nieźle w nim namieszała. Przede wszystkim nie mógł już ignorować uczuć, jakie do niej żywił, zbyt wiele się stało.
Bella z uśmiechem obserwowała Edwarda z córką, wiedziała, że to wszystko było jej winą, i że sprowadziła na tę rodzinę niezłe kłopoty. Wiedziała, iż interesy Cullena nie były święte, jednak nie potrzebował on problemów z Moorem, a przez to, że ją zna będzie je miał. Nie chciała, aby coś mu się stało. Ani jemu, ani jego córce. Byli jedynymi osobami na świecie, o które zaczęła się troszczyć, i które obudziły w niej jakieś ludzkie uczucia, które tak długo próbowała odrzucać ze swojej świadomości.
— Bella! — Usłyszała wesoły głos małej dziewczynki i nie mogła się nie uśmiechnąć. Zaskoczona tym, że Hope do niej podbiegła, kucnęła i pocałowała jej policzek, a potem przytuliła delikatnie do siebie. Córka Cullena pogłaskała Bellę po włosach i zakołysała się delikatnie. — Cieszę się, że wróciłaś z tatusiem — szepnęła nieco zawstydzona, rumieniąc się.
— Ja… — zaniemówiła — ja także się cieszę, że znów cię widzę, Hope.
— Tęskniłaś za mną? — dopytywała dziewczynka.
— Pewnie, że tak. Bardzo cię polubiłam — powiedziała i zorientowała się, że to była prawda. Brakowało jej tej małej, wiecznie uśmiechniętej istotki, jaką była Hope Cullen.
Jej spojrzenie znów odnalazło Edwarda. Wiedziała, że będzie musiała z nim porozmawiać, jednak wiedziała też, że nie może zacząć tej rozmowy przy małej. Młoda Cullenówna była zdumiewająco mądrym dzieckiem i nie chciała, aby wyłapała jakieś zdania z ich rozmowy i zaczęła się martwić. W domu była też Cassie, opiekunka Hope, która zdziwiła się na widok Belli, jednak nic nie mówiąc zawołała małą. Dziewczynka ostatni raz pocałowała ojca i powiedziała, aby nigdzie już nie wyjeżdżał, bo bardzo za nim tęskniła. Ten zapewnił ją, że już nigdzie się nie wybiera i niedługo do niej dołączy, aby przeczytać jej coś na dobranoc.
Udali się do gabinetu Edwarda. Stali, patrząc tak na siebie, a sekundę później miedzianowłosy przyciskał blondynkę do ściany, żarliwie ją całował i błądził dłońmi po jej ciele. Objęła go i wplotła palce w jego włosy, delikatnie za nie ciągnąc.
— Dziękuję — wyszeptała w jego usta.
— No ja myślę — mruknął z lekką kpiną i oderwał się od niej.
Nie nadążała za nim. Minutę, nawet sekundę temu, żarliwie ją całował, a teraz odsunął się z kpiarską nutką w głosie. Bella zmarszczyła brwi i przeczesała swoje włosy palcami. Zastanawiała się nad tym, co było z nim, do cholery, nie tak. Ona też nie była całkiem normalna, ale przecież określała się jasno, a nie była zmienna jak kobieta w ciąży!
— Więc… tak, ja już chyba będę szła — wydukała.
 Edward zaśmiał się i pokręcił głową, oparł się o biurko, które stało w gabinecie.
— Nie wygłupiaj się, gdzie pójdziesz? Na pewno nie do Jamesa, prawda? Chyba, że znów chcesz trafić tam skąd właśnie się wydostaliśmy — rzekł, ominął biurko i wyjął z barku whisky. Nalał sobie do literatki i wziął niewielkiego łyka.
— To co, twoim zdaniem, mam zrobić, co? — zapytała zirytowana jego nastrojami.
— Zostaniesz tutaj — odpowiedział prosto, patrząc jej przy tym w oczy. — Dopóki nie będziesz bezpieczna, a może i jeszcze dłużej. 

________________________________________________________________________
CZEŚĆ, PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ I PRZEPRASZAM ZA TEN ROZDZIAŁ. NIE ODCHODZĘ, PO PROSTU TROSZKĘ SIĘ POKOMPLIKOWAŁO I ZNIKNĘŁAM Z BLOGSFERY. NIC SIĘ U MNIE NIE NAPRAWIŁO, ACZKOLWIEK NIE CHCIAŁAM PORZUCAĆ BLOGÓW NA TAK DŁUGO. I TAK WRÓCIŁAM TYLKO DO PISANIA. 
MAM NADZIEJĘ, ŻE JESZCZE KTOŚ TU ZE MNĄ JEST, KTOŚ TO PRZECZYTA I MOŻE KTOŚ SKOMENTUJE. POWOLI SZYKUJĘ TAKŻE KOLEJNEGO BLOGA, KTÓREGO ROZPOCZNĘ PO ZAKOŃCZENIU TEJ HISTORII... ALE NA TO NADEJDZIE JESZCZE CZAS. 
ODE MNIE TO CHYBA WSZYSTKO. MAM NADZIEJĘ, ŻE TYM RAZEM POJAWIĘ SIĘ Z NOWOŚCIAMI SZYBCIEJ, I ŻE BĘDZIE TO LEPSZE JAKOŚCIOWO. 

Pozdrawiam,
CM Pattzy
Mrs. Punk