wtorek, 26 stycznia 2016

28. "Moja historia"


"I jeśli będziemy żyć już na zawsze, zaciągnij zasłony w dół
Moglibyśmy być nieśmiertelni, nieśmiertelni
Choć nie na długo, na długo
Moglibyśmy być nieśmiertelni
Nieśmiertelni"

W pokoju było ciemno i panowała ciążąca cisza. Słyszeli swoje oddechy i naprzemienne bicie serca. Przez okno wpadał nikły promień światła księżycowego, ale było go naprawdę niewiele, bo przed położeniem się do łóżka, zasłoniła starannie zasłonę. Chciała się odciąć od całego świata i problemów, które miała. Nie było to jednak łatwe, straciła tę obojętność, z którą żyła przez wiele lat. Nie wiedziała, jak czuć się z nowoodkrytymi emocjami, o których zdążyła zapomnieć i odzwyczaić się od nich. Była to dla niej całkowita nowość, ale nie była w tym osamotniona, bo miedzianowłosy czuł się podobnie. Do tej pory pokazywał swoją prawdziwą twarz przy swojej córce, tylko przy niej. Nie spodziewał się kogoś nowego w swoim życiu, kogoś, na kim zacznie mu zależeć bardziej niż powinno. Nie podejrzewał też, że ten ktoś okaże się tak bardzo problematyczną osobą. Jego, na pozór, spokojne życie, stało się niepoukładane nawet dla obserwatora. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od choroby opiekunki, która nie wnosiła do jego życia nic, oprócz tego, że opiekowała się jego córką, gdy on nie mógł być dyspozycyjny i zajmował się interesami.
— No więc? — Ciszę przerwał ciekawy głos kobiety, która swoimi czekoladowymi oczami, wpatrywała się w mężczyznę. Powiedziała mu swoją historię, a w zamian oczekiwała tego samego, bo taka właśnie była umowa. Nie spodziewała się jednak, że będzie tak długo się na to zbierał, a dla niej powiedzenie czegoś o swojej przeszłości, też było uciążliwe i niemiłe, przywoływało wspomnienia, o których chciała zapomnieć, bo przecież to tak bardzo zniszczyło jej życie.
Miedzianowłosy spojrzał na Bellę i zaczął głośno się śmiać. Takiej reakcji się po nim nie spodziewała. Stawiałaby raczej na to, że się zdenerwuje i zirytuje, a potem wyjdzie bez słowa.
— Jesteś niemożliwa. Dusiłem to w sobie, a teraz mam ci powiedzieć, a ty, zamiast poczekać, jeszcze bardziej naciskasz — wydusił w końcu, nadal cicho chichocząc.
Bał się, więc śmiech mógł być naturalną tarczą obronną, aby pokazać, że wszystko jest dobrze i niczego się nie obawia. Prawda wyglądała tak, że Edward Cullen nie miał pojęcia od czego zacząć i zaczynał być na siebie zły za to, że w ogóle taki układ zaproponował. Chciał, aby to, co przeżył, pozostało w zamknięciu i już nie chciał nigdy tego wyciągać, ale ona… Była niemożliwa.
— Zacznijmy od pokoju — mruknęła.
— Należał do mnie — wyjaśnił krótko. — Mieszkałem w tej posiadłości od dziecka, razem z rodzicami. W wieku sześciu lat trafiłem do Esme i Carlisle’a. Esme to siostra mojej matki. Zmarłej matki. Ojciec zresztą też nie żyje — powiedział, ale nie mógł liczyć na to, że to kobiecie wystarczy. Pewnie tylko bardziej podsycało jej ciekawość.  
— Ale to nie wszystko?
— Nie, nie wszystko. Mówił ci ktoś, że jesteś irytująca? — Uniósł brew.
— Ty, ale przejdź do rzeczy — mruknęła, marszcząc brwi.
— To mi na to pozwól, naprawdę strasznie się wcinasz. Wiem, że ciekawość masz nieposkromioną, ale ja nie naciskałem, abyś wydusiła z siebie swoją bajkę.
Bajką na dobranoc ich historie raczej nie były, więc jego słowa śmierdziały ironią i sarkazmem na kilometr. Próbował jakoś się rozweselić przed wyrzuceniem tego bagna z siebie, a Bella… Nie krzyczał na nią, bo tymi swoimi docinkami i pytaniami, pomagała. Tak, głupio to brzmi, ale naprawdę mu pomagała, bo miał więcej czasu na rozmyślanie o tym, jak to powiedzieć, gdy się z nią droczył.
— Nie do końca wiem, o co chodziło ludziom, którzy skrzywdzili moją rodzinę. Najprawdopodobniej o jakieś długi. Jak mówiłem, miałem sześć lat — przypomniał — i nie zauważałem takich problemów, jak brak pieniędzy, tym bardziej, że Masonowie byli bogaci. I tu — mruknął — następna sprawa. Jestem Edward Masen, nie Cullen, ale nikt o tym nie wie, więc rozumiesz, że chciałbym, aby tak pozostało.
— Masen i nikt ma o tym nie wiedzieć, jasne — zaśmiała się.
Edward kiwnął głową i również posłał jej uśmiech, a potem przygasł i jakby zbladł. Isabella wyczuła, że nadchodzi gorsza część jego historii, więc przysunęła się do niego i złapała go za rękę, którą on delikatnie ścisnął.
— Byliśmy szczęśliwą rodziną. Ojciec strasznie kochał matkę. Mało pamiętam z tych dobrych chwil, ale to wiem na pewno. A ja byłem ich oczkiem w głowie. Miałem wszystko, co chciałem mieć. Tamtego dnia — westchnął — leżałem w swoim pokoju, tamtym zamkniętym, do którego wtargnęłaś. — Spojrzał na nią karcąco. Gdyby nie to, że nie poskromiła swojej ciekawości, to nie musiałby jej tego mówić, nie tak szybko. — Była ze mną mama. Czytała mi chyba. Pamiętam, że wpadł tato i mama nagle zbladła, porozumiewali się bez słów. Matka prosiła, aby ojciec nie wychodził i został w pokoju, ale on się nie posłuchał i potem słyszałem jakieś kroki. Po krótkim czasie tato wrócił do pokoju, barykadując go, ale nie zdążył zadzwonić po pomoc. Schowałem się pod łóżko, a moich rodziców zabito — wydusił z siebie, a po jego policzkach spływały łzy. Nie był świadom tego, że płakał. — Nie wiem, czemu mnie nie szukali. Może założyli, że mnie nie ma, że nie zdążyliby mnie schować. Albo byli w szoku, że zabili dwójkę ludzi. W każdym razie siedziałem pod łóżkiem do świtu, a gdy wyszedłem zauważyłem ciała swoich rodziców. Dalej nie pamiętam… Czarna dziura. Wspomnienia tam się urywają, a powracają w chwili, gdy zamieszkałem z Cullenami. Mieli ze mną masę problemów. — Wzruszył ramionami. — Teraz myślą, że wyszedłem na prostą, no wiesz, bez brudnych interesów. Też byś o tym nie wiedziała.
— Ale wiem, przez Jamesa — wtrąciła.
— Właśnie, przez Jamesa — mruknął.
Bella podczołgała się do Edwarda i przytuliła go. Nauczyła się hamować impulsywne odruchy, ale nie mogła patrzeć obojętnie na jego łzy. Dopiero teraz dostrzegła, dlaczego nie wydawał się przejęty jej losem. Sam miał o wiele gorzej. Musiał patrzeć na śmierć swoich rodziców, był tego świadkiem. Ona przynajmniej miała normalne i szczęśliwe dzieciństwo, a on nie miał szans zasmakować normalnego życia. Cały czas widmo tych zabójstw nad nim wisiało.
— Nie chcę współczucia — powiedział, kładąc głowę na jej ramieniu i wdychając jej zapach.
— To nie współczucie, sama go nienawidzę. To zwykły, ludzki odruch — szepnęła. — Od dawna takich nie miałam. Wszystko szlag trafił, gdy poznałam ciebie.
— Och, ironio — zaśmiał się. — To samo mogę powiedzieć o sobie i tobie. Wszystko zmieniłaś.
— To dobrze? Że tak się dzieje?
Edward wzruszył ramionami i wciągnął ją na swoje kolana, a ona oplotła go dłońmi.
— Sam nie wiem. Podoba mi się to, zazwyczaj, ale w większości czasu doprowadzasz mnie do szewskiej pasji. Z drugiej strony… Strasznie bym się teraz bez ciebie nudził.
— Tak? — Uniosła brew.
— Tak — przyznał, a potem jego usta opadły na jej miękkie wargi.

~*~

Było gorąco, bardzo ciepło. Miała lekkie problemy z oddychaniem i nie wiedziała, co było tego przyczyną. Nie chciała otwierać oczu, ale coś było nie tak. Zazwyczaj czuła się inaczej, gdy się budziła. Otworzyła oczy i napotkała… Właściwie to ciemność, bo Edward leżał tak wtulony w nią, że niemal na niej. Zaśmiała się, przypominając sobie, że jest inaczej, bo tym razem nie spała sama. Delikatnie wyswobodziła się z objęć mężczyzny i odetchnęła, czując przyjemny chłód. Ona się delikatnie odsunęła, a on zaczął po omacku szukać jej, a gdy na nią trafił, to przygarnął ją do siebie. Pomyślała, że był uroczy, i że nigdy nie był taki, gdy był swoich czynów świadomy. Chociaż… ostatniej nocy naprawdę ją zaskoczył. Od dawna się nie kochała. Uprawiała seks, ostry seks, pieprzyła lub była rżnięta, ale nie kochała się… Właściwie, nie oszukujmy się, nigdy. Pamiętała, jak pytała miedzianowłosego, czy się jej nie brzydzi. Zastanawiał się nad odpowiedzią, ale ostatecznie rzekł, że najwyższy czas zostawić przeszłość za sobą. Potem nad niczym się nie głowiła, zatraciła się w nim, razem z nim. A rano nadal był obok, przytulał jej nagie ciało do swojego.
Uniosła się na łokciu i przesunęła wargami po jego policzku. Czuła trzydniowy zarost, który delikatnie ją drapał, ale wcale to nie przeszkadzało. Było nawet przyjemne. Wczoraj czuła to delikatne drapanie niemal na całym ciele. Obserwowała go z niemałym zachwytem.
— Podoba ci się? — zapytał, wyrywając ją z transu.
— To, co widzę? — Uniosła brew. — Tak, nawet bardzo. — Odwróciła się do niego i delikatnie pocałowała.
Przekręcił się na bok, obejmując ją w talii i kładąc pod sobą, znów. Obcałowywał pocałunkami jej szyję i dekolt….
— Tatusiu! — Słodki głosik wołał, nieco przestraszony, bo Hope nie znalazła ojca w jego sypialni.
Edward zerwał się szybko z Belli, najpierw całując ją w nos, a potem wciągnął na siebie bokserki, a brunetce rzucił swoją koszulę. Ubrali się i miedzianowłosy wyjrzał z sypialni Belli.
— Tutaj, księżniczko — powiedział z uśmiechem, a Hope wskoczyła na niego.
— Schowałeś mi się! — krzyknęła i pocałowała ojca w czoło. Zerknęła na Bellę. — Spałeś tu?
— Spałem. — A żeby tylko.
Hope uśmiechnęła się pięknie i wskazała rączką na Bellę, więc Edward usiadł z nią na krawędzi łóżka, a mała spełzła z jego kolan i wtuliła się w kobietę. Isabella pocałowała ją w czółko i przeczesała jej długie włosy, które miały taki sam odcień, jak włosy jej ojca.
Od tamtej chwili wszystko miało być dobrze… 

__________________________________________________________________________
CZEŚĆ! CO BY TU POWIEDZIEĆ... HM, MOŻE ZACZNĘ OD TEGO, ŻE TO OSTATNI ROZDZIAŁ I CZEKA NAS TYLKO EPILOG, A 1 LUTEGO ROZPOCZYNAM NOWĄ HISTORIĘ. WIELE SPRAW NA AYC ZOSTAŁO NIEDOKOŃCZONYCH, ALE... MUSIAŁABYM ZMIENIAĆ WSZYSTKO. PISAŁAM TEGO BLOGA ZBYT DŁUGO. PRZEZ CAŁE LICEUM WIELE SIĘ NAUCZYŁAM I UWAŻAM, ŻE PISZĘ LEPIEJ. JEŚLI MIAŁABYM BYĆ ZADOWOLONA Z TEJ HISTORII, TO MOJE POPRAWKI MUSIAŁBY BYĆ USUNIĘCIEM WSZYSTKIEGO I ZACZĘCIEM OD NOWA, DLATEGO... TO OSTATNI ROZDZIAŁ, EPILOG, A POTEM NOWA HISTORIA, KTÓRA NIE BĘDZIE FANFICKIEM, ALE CZYMŚ CAŁKOWICIE MOIM, CO MAM W GŁOWIE OD KILKU LAT, JESZCZE ZA CZASÓW PISANIA Z JULKĄ... NAPRAWDĘ DAWNO. NA MOIM PROFILU WIDNIEJE LINK DO NOWEGO BLOGA, NIEDŁUGO DODAM I TUTAJ, NA KOŃCU MOJEGO MARUDZENIA.
ROZDZIAŁ JEST, JAKI JEST. ZARYS TEGO, CO MIAŁO BYĆ, WIDMO TEGO, CO JEST. SZKODA, ŻE TAK SIĘ TO POTOCZYŁO. W KAŻDYM RAZIE ZNAM JUŻ SWOJE BŁĘDY I Z NASTĘPNYM BLOGIEM TAK NIE BĘDZIE. MAM NADZIEJĘ, ŻE ZOSTANIECIE ZE MNĄ NA NIE ZMIERZCHOWEJ HISTORII. 
A W SOBOTĘ STUDNIÓWKA! NO, I STRACH PRZED MATURĄ :D.

Link do nowego bloga, który startuje 1 lutego:

Pozdrawiam po raz przedostatni,
CM Pattzy!
Mrs. Punk