niedziela, 8 września 2013

08. "Prawdziwe oblicze to ból"


Rok 2013. Chicago.

"Złość i agonia
Są lepsze niż niedola
Zaufaj mi, mam plan
Kiedy światła zgasną, zrozumiesz."

Najbardziej zapamięta przygodę z ostatnim facetem w garniturze, który był tak ważny dla jej szefa. Poprzedni w porównaniu do niego byli niczym. Na początku był uroczy, słodki i delikatny, mało ją od tej jego cukierkowości nie zemdliło. Potem za nią zatęskniła. To była zdecydowanie jej najgorsza robota, długo będzie się z niej leczyć, a Jamesowi jej wygląd na pewno się nie spodoba. Na pewno nie. Weszła do gabinetu Moore'a. Spojrzał na nią i się skrzywił. Zrzucił papiery z biurka i wstał wściekły. Podszedł do mnie i złapał za nadgarstek.
-Kto ci TO zrobił?! - ryknął; patrzył jej w oczy, a jego spojrzenie ją przeszyło tak jak za pierwszym razem gdy go ujrzała. Odchrząknęła aby przeczyścić gardło i spojrzała mu pewnie w oczy nie pokazując choćby odrobiny strachu.
-Jeden z twoich klientów, Jamesie, tych, których obsługiwałam wczoraj - powiedziała szczerze. Mężczyzna uniósł dłoń i zacisnął palce na nasadzie nosa. Wziął kilka głębokich wdechów i wrócił za biurko.
-Cholera! - burknął - Nie możesz w takim stanie sprzedawać swojego ciała.
-Wiem, przyszłam właśnie w tej sprawie - pokiwała głową i podeszła do niego, stała za nim, położyła dłonie na jego ramionach i zaczęła je masować. Odchylił głowę do tyłu, a ona się pochyliła i musnęła jego usta swoimi.
-Dla mnie nadal jesteś piękna, ale dla innych nie - westchnął i położył swoją dłoń na jej. Potarł delikatnie jej siny nadgarstek - Na czas twojej, hmm powiedzmy "kuracji" pomożesz mi w sprawach biznesowych, dobrze? - odwrócił się do niej.
-Dobrze - uśmiechnęła się i go pocałowała.

Dzień wcześniej

Został jej tylko ostatni mężczyzna w garniturze. Każdy poprzedni był zadowolony, ona także. Z przyjemności, z zarobku, z wszystkiego. Weszli do jej pokoju, usiadła na łóżko i pociągnęła go za krawat. Wszedł nad nią z uroczym uśmiechem na twarzy. Pochylił się i ją pocałował. Muskał jej usta swoimi; tak jakby bał się, że ją przez przypadek zmiażdży. Położyła się naciągając mężczyznę na siebie. Przejechał dłonią po jej plecach, od razu rozpinając zamek błyskawiczny na jej plecach. Zsunął ramiączka jej sukienki, a ona rozwiązała jego krawat i odpinała guziki u koszuli. Przejechała paznokciami po jego wyrzeźbionym torsie, brzuchu i podbrzuszu. Pociągnęła delikatnie za jego włoski, ciągnące się od pępka w dół, do sekretnego miejsca w jego spodniach. Był tak bardzo uroczy i delikatny. Ściągał sukienkę przy okazji całując każdy odsłonięty milimetr ciała Belli. Dziewczyna wiła się pod jego dotykiem, rzadko kto z nią tak się obnosił. Zdjął z niej sukienkę, odpiął zapinkę stanika i uwolnił jej pełne piersi. Pochylił się i chwycił nabrzmiały sutek między zęby. Pociągnął za niego. Isabella syknęła, jęknęła, a potem jej ciało wygięło się w łuk. Drugą pierś okrył dłonią i zaczął ją masować okrężnymi ruchami. Jej oddech przyśpieszył, a wilgoć w majtkach rosła. Czuła na udzie napierającą erekcję mężczyzny. Zdjęła z niego marynarkę i rozpiętą już koszulę. Przejechała paznokciami po jego plecach, uszczypnęła go w tyłek opięty spodniami. Warknął i poruszył biodrami ocierając się o nią. Ich krocza co jakiś czas spotykały się w nachalnej, bolesnej potrzebie. Uścisk mężczyzny wzmacniał się z każdą sekundą, robił się nieco brutalny. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Jego wzrok diametralnie się zmienił. Gdy ich oczy się napotkały on zamachnął się i ją uderzył; mocno, z całej siły. Bella zacisnęła oczy i zęby. Tęsknię za jego słodkością, pomyślała.
-Patrz na mnie dziwko! - warknął i złapał ją, ścisnął rękę na jej szyi podduszając ją. Charczała coś niewyraźnie, puścił ją dopiero gdy na niego spojrzała, a on znów ją uderzył. Tym razem drugi policzek. Zaczął boleśnie kąsać jej ciało. Teraz czuła się jak prawdziwa dziwka, brudna i nieszanowana; bita. Ale cóż... Musiała to przetrwać, praca zawsze będzie pracą, nie tylko przyjemnością. Bella została rozebrana do naga, a raczej zerwano z niej bieliznę. Sam zaczął się rozbierać, podniósł ją i rzucił na powrót o łóżko, walnęła się głową o jego ramię i sapnęła cicho z bólu.
-Milcz, suko! - syknął i zaczął okładać jej całe ciało, wiła się z bólu. Napastnik, który był jej klientem przywiązał jej ręce w nadgarstkach do łóżka, to samo zrobił ze stopami w kostkach. Nieruchomo leżała na łóżku i zamknęła oczy. Po prostu chciała przeczekać cały ból, nie myśleć o nim. Wiedziała, że nie pobije jej śmiertelnie, James tego by mu nie wybaczył; nieważne jak cenne interesy z nimi robił. Słyszała jak zakłada na siebie lateks, a potem w nią wtargnął. Boleśnie, gwałtownie, mocno. Słychać było jego jęki rozkoszy i jej płacz spowodowany bólem. A to go jeszcze bardziej nakręcało, ciosy były mocniejsze, a pchnięcia brutalniejsze.
W końcu to piekło się skończyło. Rozwiązał ją, uderzył i splunął na nią; ubrał się i wyszedł. Usiadła na łóżku i pocierała czerwone nadgarstki i kostki u stóp. Po chwili zerwała się z miejsca i pobiegła do łazienki. Napuściła wodę do ciepłą wodę do wanny i zanurzyła się w niej, zmywając go z siebie. 

Teraźniejszość

Weszła do magazynu mieszczącym się pod klubem. Taka piwnica przemieniona w skład broni i narkotyków; nie mieli tego za wiele, bo towar im się kończył. Więc czekali na dostawę. Ona i James. Poprosił aby mu towarzyszyła. Zgodziła się. Zresztą; gdy James prosi to znaczy, że każe. Zrozumiała to już dawno temu, jemu się nie sprzeciwia, co zrobić, nic, trzeba się z tym pogodzić. A po drugie i tak nie może sprzedawać swojego ciała z takim wyglądem, miała pomóc w sprawach biznesowych. Ta właśnie taka jest. Po co im broń i narkotyki? To proste i logiczne. Klienci, którzy bywali w klubie często wykupowali dziwki, a przy tym narkotyki. Bella wiedziała, że bierze działki od dobrego dealera, ciągle od niego, jednak nigdy nie miała przyjemności go poznać; do dziś.
Usiadła na jednej ze skrzyń, a James stał za nią i masował jej plecy. Mruczała cicho i spojrzała na niego z uśmiechem. Pochylił się i pocałował kącik jej zadrapanych ust, potem siny policzek, przecięty łuk brwiowy. Westchnęła cicho, a on ją przytulił składając mokre pocałunki na jej karku i ramionach. Zrelaksowała się. James zawsze wiedział czego potrzebuje. Gdy chce naprawdę potrafi być czuły i troskliwy, w stosunku do niej, nie wie jak z innymi jego kobietami. Bo tak; one wszystkie są jego własnością, należą do Jamesa.
Isabella Swan straciła swoją wolność już parę lat temu, bez odwrotu, tego nie można cofnąć. Wie, że jest jego na zawsze; bynajmniej dopóki on będzie ją chciał. Przecież nie zawsze będzie piękna i młoda, a makijaż nie zakryje wszystkiego. Eliksiru młodości raczej nie odkryją, nie oszukujmy się. Gdy będzie za stara nikt nie będzie korzystał z jej usług. Bała się tego, choć nigdy się do tego nie przyznała. Teraz jest jej dobrze; pasuje jej taki tryb życia. Praca jako dziwka, kochanka Jamesa, ulubienica swojego szefa. Ale lata brną do przodu, a wraz z czasem zmienia się też ona. Czasami miała ochotę zapytać Moore'a co się stanie gdy nie będzie już atrakcyjna dla mężczyzn, nie tylko co nie atrakcyjna; ale za stara. Jednak nigdy tego nie zrobiła. Dlaczego? Chyba obawiała się odpowiedzi, ale ukrywała to sama przed sobą. Znów wyląduje na ulicy? Znów zostanie potraktowana jak zabawka i stanie się po prostu zepsutą, zużytą szmacianą lalką, którą można szargać; co z tego, ona nie ma uczuć; dla innych, teraz nawet dla siebie. Co się kryje za tymi słowami? Za tą skorupą obojętności?
Bella opanowała świetnie pewną umiejętność. Jaką? Potrafi oszukiwać wszystkich wokół, robiła to tak często, że zgubiła samą siebie, zatraciła się w tych kłamstwach, żyje w nich z ułudą, że to jest prawda, że taka jest, że taka musi być jej rzeczywistość. Pogodziła się z tym, po co walczyć o lepsze? Gdy o nic się nie walczy przegrana jest niemożliwa, kompromitacja jej nie grozi, ciągle jest na tym samym poziomie i wie, iż tego nie straci na rzecz czegoś innego. Stać w miejscu, nie ruszać się, udawać niezależną kobietę i przegrywać własne życie, bez wiedzy o tym, w przekonaniu, że tak jest dobrze, najlepiej.
Tak jest najbezpieczniej; dla niej. 

~*~

Wsiadł do swojego auta i odpalił silnik. Podjechał do "Paradise" i zszedł do piwnicy. Wynosili towar, który mieli zaraz zawieść do klienta. Najpierw upewnił się, że jest wszystko co było zamawiane. Na szczęście było; nie lubił niekompetencji i niedokładności. Tu musiało być wszystko dopięte na ostatni guzik, nie chciał problemów zawodowych, ma już za dużo swoich, prywatnych, nowe mu nie potrzebne. Jak by sobie wtedy poradził? O pomoc by nie poprosił. Nie jest na tyle słaby aby okazywać, że coś idzie nie tak, że świat mu się wali, choć myślał, że to już niemożliwe. A jednak, życie lubi zaskakiwać, szkoda, że go zaskakuje tylko w złym sensie, zero pozytywów. Ma Hope, gdyby nie ona już dawno by się poddał, skończył ze sobą, bo po co żyć bez żadnych perspektyw na jutro? A tak to wie, iż musi zobaczyć ten piękny uśmiech swojej córki, za który dałby wszystko, nawet ofiarował swoją marną, nic nie wartą duszę.
Zamknął ładunek i poprawił swój garnitur. Kiwnął głową do chłopaków dając znać, że mogą jechać z towarem. Sam zasiadł za kierownicę swojego auta i pojechał w stronę klubu "Hell". To dość ważna dostawa, wszystkie papiery chciał załatwić sam, osobiście z właścicielem tamtego klubu, którego zresztą dobrze zna.
Zaparkował za klubem i wszedł tylnym wejściem. Auto z towarem wjechało ukrytą bramą w podziemia, do piwnicy tego lokalu. Było to podobnie rozbudowane jak u niego, w "Paradise". Tylko ten klub był znany w innych sferach społecznych, to nie restauracja.
Kilka osób kiwało mu głową, a on bez wyrazu odwzajemniał ten gest. Wszedł do pomieszczenia, w którym był założyciel tego miejsca oraz ktoś jeszcze, ktoś kogo osobiście nie znał.

~*~

Spędziła czas oczekiwań na owego, ważnego mężczyznę na drobnych pieszczotach z Jamesem. W końcu usłyszeli dźwięk silnika, a pracownik Moore'a zawiadomił, że ciężarówka z towarem dojechała, a pan Cullen już tu idzie. Cullen. Tak to to nazwisko, od niego James już od ponad dwóch lat kupuje dragi i broń, ona nigdy nie miałam okazji go poznać; do tego momentu.
Wszedł do pomieszczenia. Emanowała od niego pewność siebie. To jak szedł, jak na wszystko patrzył, nawet wyraz jego twarzy! Każdy o słabym charakterze nie miałby odwagi do niego podejść, widać było, że lepiej z nim nie zadzierać. Nawet ona widząc go zadrżała, a na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Był pociągający; nie można zaprzeczyć. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę.
-Witaj, Edwardzie - podszedł do niego James. Edward Cullen, pomyślała, na pewno zapamiętam tego mężczyznę, nie idzie go zapomnieć, ani przeoczyć.
-Jamesie - powiedział miedzianowłosy, uścisnęli sobie dłonie. Jego głos był tak szorstki, ale i delikatny zarazem. Nie umiała tego opisać. Widziała wiele przystojnych mężczyzn, Edward na pewno należał do tych jednych z niewielu.
Bella odrzuciła myśli o nowo poznanym facecie i podeszła do Moore'a, a ten objął ją ramieniem.
-To jest moja Isabella - podkreślił słowo moja, tak aby naznaczyć, że jest jego własnością, nikogo więcej. Można ją kupić, ale mimo to należy do Jamesa. Edward pokiwał głową i dopiero teraz przyjrzał się uważniej kobiecie. James wiele razy mówił, że to jego diament, wytłumaczył też dlaczego, bo każdy na nią leci. Cullen był tylko mężczyzną, patrząc na nią rozumiał dlaczego inni za nią płacą, ale on nie zniży się do tego poziomu. Nigdy nikomu nie będzie płacił za stosunki cielesne. Kobietą należy się szacunek, szkoda, że niektóre z nich same tego nie wiedzą. Ale cóż, mimo to trzeba przyznać, że Isabella jest piękna. Choć zastanowił się nad jej sińcami, czyżby niesforny klient. Nie rozumiał jak można bić kobiety, to niepojęte. Sam nie obnosił się z nimi jak porcelanową lalką, ale nigdy nie podniósł ręki na dziewczynę.
-Witaj - powiedział po chwili i kiwnął głową, a potem wrócił do rozmowy z Jamesem.

~*~

-Bo życie, kochanie, jest nieprzewidywalne. Czasami mijamy na ulicy osobę nie wiedząc, że za jakiś czas właśnie ona będzie miała specjalne miejsce w naszym sercu, nie tylko sercu, ale i życiu. Bez niej będziemy niczym, pustym, zepsutym naczyniem. Bez niej oddychanie będzie najtrudniejszą rzeczą na świecie. Takie jest życie, Aniołku, nigdy nie jest łatwe, ale musisz być silna, wierzyć, że ci się uda. Po każdej porażce trzeba wstać, otrzepać się i iść dalej. O każdego trzeba walczyć, a wiesz o co trzeba walczyć do końca? - zapytała cichutko Esme.
-O szczęście, babciu - uśmiechnęła się Hope i zasnęła.




_____________________________________________________________________

DOBRY WIECZÓR...
... No tak, ja wiem, że trochę nawalam z rozdziałami, ale nie lubię pisać na przymus. Po prostu, jak mam wenę to piszę, jak nie; to nie. Raczej proste. Co do tego rozdziału to jestem ogólnie rzecz biorąc zadowolona; szczególnie z końcówki. No i ten gif, cudeńko, prawda? 
Zaczął się rok szkolny, czasu mniej; a mnie w liceum wszystko przeraża. Najbardziej to przedmioty ścisłe. Facet na informatyce każe nam się nauczyć na pamięć klawiatury, nosz kurwa, po chuja mi to do życia potrzebne?! 
Teraz znów o czym innym; poprzedni rozdział. Smuci mnie fakt, że komentarzy jest coraz mniej. Najpierw było ponad 30, potem po 25, a pod ostatnim 16. Cóż, trochę przykro, ale bynajmniej jest ta szesnastka osób, która czyta i komentuje. Za to Wam bardzo dziękuję :) 

DEDYKACJE...

... Dla Zwariowanej Natalii rzecz jasna, za wszystko, za to, że jest i w ogóle no KOCHAM CIĘ! Jest dedyk dla mojego best friends Krzyśka, chyba jedynego faceta, który czyta tego bloga, Dzióbek mój kochany. Dla Julki, dla niej to ogólnie za to, że żyje! 
Ogólnie to dla wszystkich, który komentują <3 

DO NASTĘPNEJ...

... Na tym dziś kończę, czekam na szczere opinie i w ogóle. Miłego tygodnia, a ja postaram się dodać szybciej nowy rozdział. 

Pozdrawiam,
Wampirek. 



Mrs. Punk