piątek, 10 lipca 2015

24. "Wspólne zło"


"Kiedy odchodzisz, liczę kroki, które stawiasz.
Czy nie widzisz jak mocno Cię potrzebuję w tej chwili?
Gdy odchodzisz,
Każdy kawałek mojego serca za Tobą tęskni."

Strach jest obecny wszędzie. Czai się w każdym kącie, za każdym zaułkiem i w podświadomości każdego człowieka. Nie da się uniknąć strachu, to niemożliwe. Strach jest jak powietrze. Nie ma kształtu i jest obecny, choć nie można go wskazać i dotknąć. Wielu ludzi próbuje unikać tego uczucia lub wmówić sobie, że niczego się nie boją. To nierealne, każdy ma coś, czego się obawia. Tak jest i nic tego nie zmieni. Strach jest nieodłącznym elementem życia każdego i nikt nie uniknie tego okropnego doświadczenia. Nie da się tego oszukać i ominąć.
Edward Cullen był człowiekiem, który nauczył się ignorować strach. Nie mógł znieść bólu, jaki wtedy czuł. Z czasem stawał się obojętny i to właśnie go od środka zniszczyło. Pozostawiony sam sobie. Borykał się z problemami samotnie. Nie mógł jednak ignorować strachu, który nachodził go nocami. Nie mógł ignorować strachu o Hope i o Nią.

~*~

Nie pamięta, kiedy ostatnio widziała Jamesa w takim stanie. Słysząc imię jakiegoś faceta padające z jej ust, gdy go całowała… Wpadł w szał i nie mógł się opanować. Zaczął miotać się po biurze i zwalać rzeczy z biurka. Bella przerażona próbowała wyjść z pomieszczenia, ale to wyprowadziło go z równowagi jeszcze bardziej. Nie powinna od niego uciekać. Nigdy. Była jego.
Złapał ją mocno i cisnął na biurko. Czuła jak ostra krawędź wbija się w jej ciało i jęknęła, ale wiedziała, że to był dopiero przedsmak tego, co ją czekało. I nie myliła się, miała całkowitą rację. James ostro ją przerżnął, używając przy tym siły. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, że czuła się tak okropnie, nie mogła się poruszać i miała wrażenie, że całe jej ciało płonie.
Straciła poczucie czasu i nie miała pojęcia ile trwała ta paskudna zabawa, ale czuła się jak przeżuta i wypluta zabawka. Nie wyszła z biura Jamesa o własnych siłach. Ktoś ją stamtąd wywlókł i wrzucił do jakiegoś pomieszczenia, ale była zbyt zmęczona. Było jej zimno i wiedziała, że leży na czymś twardym, wilgotnym… Powieki miała za ciężkie. Zasnęła.

Ból, powoli, kawałek po kawałku, budził ją z otępienia. Oddychała powoli, biorąc krótkie i płytkie wdechy. Bolały ją żebra i miała wrażenie, że ktoś wbija ostre kolce w jej płuca. Zgięła palce u stóp i zadrżała, czując jak jej mięśnie się napinają. Nawet najmniejszy ruch sprawiał jej ból. Uniosła się na łokciach i jęknęła, zamrugała kilkakrotnie, ale nie widziała nic oprócz czarnej otchłani. Dopiero, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do ciemności mogła odróżnić jakieś drobne detale i zarysy rzeczy. Była w jakimś pomieszczeniu, pustym. Nie było tam nawet okna. Podpełzła do ściany, za każdym razem jęcząc z bólu, gdy musiała się poruszyć. Dotknęła czegoś… Do muru były przyczepione kajdany. Zaszlochała.  Nie pamiętała kiedy ostatnio się tak bała… Chyba gdy uciekała, przed tym jak znalazł ją James… Ten sam James, który ją tu wrzucił.
Znalazła się tam, bo wypowiedziała imię Edwarda. Nagle, nie wiadomo skąd, poczuła ogromną niechęć do miedzianowłosego. To wszystko przez niego! Nienawidziła go w tamtej chwili. Gdyby nie on nie znalazłaby się w takiej sytuacji, nikt nie namieszałby jej w głowie. Nie wypowiedziałby jego imienia, a James nigdy by się na nią tak nie złościł. Nadal czerpałaby przyjemność z tego, co robiła! To wina Cullena, wszystko było winą Edwarda Cullena, pieprzonego dupka, który wywrócił jej życie do góry nogami. Pieprzonego dupka o pięknych zielonych, smutnych oczach, miękkich ustach, doskonałym ciele, które tylko prosiło o to by je dotknąć…
Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Tak bardzo go nienawidziła.

Tym razem obudził ją jakiś dźwięk. Nadal czuła okropny ból, była głodna i trzęsła się z zimna. Z jednego snu zapadała w drugi, bo jej organizm nie był w stanie znieść osłabienia. Wzięła głośny wdech i uniosła głowę, podpierając się ramionami o zimną ścianę. Czuła chłodny metal kajdanek po plecami i osunęła się w bok, nie chcąc myśleć o tym, że one tam są. Całe szczęście, że nie została do nich przykuta, nawet bez tego nie mogła się ruszyć. Przełknęła ślinę, co przywołało ostre pieczenie gardła. Usta miała spierzchnięte, popękane i suche.
Coś skrzypnęło, a do pomieszczenia wlało się jasne światło. Musiała przysłonić oczy ręką, bo nie była przyzwyczajona do tak jaskrawych kolorów. Jasność nie trwała jednak długo. Usłyszała głuchy jęk, jakby ktoś coś rzucił i drzwi znów się zamknęły. Znów nic nie widziała, jednak po chwili na ziemi zauważyła zarys męskiej sylwetki. Nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi. Jęknęła, czuła jak jej żołądek wiąże się w jeden wielki supeł, a żółć podchodzi do gardła. Cała nienawiść wyparowała. Ignorując ból szybko przyczołgała się do leżącego na ziemi Edwarda Cullena, człowieka, który obudził w niej bezbronną dziewczynkę, jaką była kilkanaście lat temu.
– Edward – szepnęła.
To były jej pierwsze słowa, które wypowiedziała w tym pomieszczeniu. To było także słowo przez, które się w tym pomieszczeniu znalazła. Przez to słowo chwilę temu czuła nienawiść, która przepełniała każdą komórkę jej ciała. Jednak widząc go tak bezbronnego, leżącego na ziemi w tym miejscu. Byli w tym razem i oboje nie mieli dokąd uciec. Przed przeszłością ani przed teraźniejszością nie było ucieczki.
– Edwardzie, proszę, otwórz oczy – wychrypiała, krzywiąc się. Bolało ją gardło, a jej głos brzmiał okropnie. Nie mogła uwierzyć, że ona wydaje te dźwięki.
Mężczyzna jednak się nie poruszył, nie otworzył oczy, ani nic nie powiedział. Usiadła i położyła jego głowę na swoich kolanach, głaskała go po policzku. Po jej twarzy spłynęły łzy. Pochyliła się i delikatnie go pocałowała, drżąc przy tym nie z zimna, ale z emocji, które się w niej kłębiły. Nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie, gdyby był przytomny. Nie mogła pokazać tego jaka była słaba, znów była słaba.

James ją bił. Okładał ją pięściami po całym ciele. Syczał jej wściekle do ucha, wyzywał ją i sponiewierał. Wszystko ją bolało, próbowała mu się wyrwać, ale była zbyt słaba, a on zbyt silny. Rzucił ją o ścianę, a potem dopadł siadając na niej okrakiem i zdzierając z niej ubrania. Czuła się poniżona, choć tyle razy widział jej ciało, nigdy nie odbywało się to w taki zwierzęcy i nieludzki sposób.
– Edward! Edward! – krzyczała imię osoby, która mogła jej pomóc.
– Bello, cholera jasna, obudź się! Otwórz oczy! – usłyszała.
Poczuła, jak ktoś potrząsa delikatnie jej obolałym ciałem. Otworzyła oczy, oddychając gwałtownie, niemalże dysząc. Jej oczy były rozbiegane, szukając jakiegokolwiek źródła światła. Sceny z koszmaru nadal nie opuściły jej umysłu. Powieki miała ciężkie, ale nie pozwalała im opaść na zmęczone oczy.
– Co ci się śniło do kurwy? – zapytał… Edward! Spojrzała w jego stronę, zamrugała. Położyła dłoń na jego ramieniu i wyjąkała coś niezrozumiale, a potem pokręciła głową. Nie wiedziała jak, ale nagle znalazła się w mocnym uścisku mężczyzny i oddała się temu całkowicie. Wtuliła twarz w zgłębienie jego szyi i zaszlochała cicho.
– James, nic, nieważne – odpowiedziała, kręcąc głową.
Zorientowała się na jak wiele sobie pozwoliła. Kontakt fizyczny, łzy. Cholera! Odsunęła się niechętnie od niego i pociągnęła nosem.
– Co ty tu robisz? – zapytała.
– Szukałem cię i jak widać znalazłem. Szkoda, że w takim miejscu – mruknął. Czuła jak jego ciało się spina, a chwilę później Edward wstał z cichym jękiem. Odszedł, ale po chwili znów był przy niej i usiadł, opierając się o ścianę.
– Obiecałem Hope, że wrócę na kolację – westchnął, a Bella poczuła nieprzyjemny ścisk. Wiedziała, że to jej wina, przecież to jej szukał. I cieszyło ją to, ale gdyby nie przyjechał do klubu…
– Przepraszam – szepnęła cicho, patrząc w jego stronę.
– To w niczym nie pomoże – mruknął – musimy się stąd wydostać. Wiesz w ogóle, gdzie jesteśmy?
– Podejrzewam, że pewnie pod klubem, nie wiem. Nie miałam pojęcia o tym miejscu – przyznała, bawiąc się palcami. – To moja wina, wciągnęłam cię w to. Nie powinn…
– Och, zamknij się! – krzyknął, a ona podskoczyła. – Mówiłem, że to nam nie pomoże… To jest jakaś chora sytuacja, która nie powinna mieć miejsca w moim życiu. Ty nie powinnaś mieć miejsca w moim życiu! Wszystko spieprzyłaś i wywróciłaś do góry nogami!
– A więc to ty jesteś ofiarą, tak?! – wściekła się, a uspokojona nienawiść znów dawała o sobie znać. – Przecież też tu siedzę i to przez ciebie! Całując Jamesa myślałam o tobie, wściekł się, gdy zamiast jego imienia wypowiedziałam…
– Moje imię? – uniósł zaskoczony brew.
– Twoje, cholerne, imię – warknęła, chowając twarz w dłoniach.
Przez dłuższą chwilę milczeli, pogrążając się w swoich myślach. Zastanawiali się nad tym, jak to wszystko mogło doprowadzić do obecnej sytuacji, ale na to nie było odpowiedniej odpowiedzi. Edward przysunął się do niej i objął ją ramieniem.
– Nic ci nie jest? – zapytał delikatnie, a ona opuściła głowę na jego ramię.
– Dawno nie czułam się tak do dupy – wyznała. 


__________________________________________________________________________

DOBRA, JA JUŻ NAWET NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ, BO WSTYD. ZA KAŻDYM RAZEM PRZEPRASZAM, A I TAK NOTKI SIĘ SPÓŹNIAJĄ! NO JA NIE WIEM, CO TO ZE MNĄ. W KAŻDYM RAZIE DZIĘKUJĘ ZA CIERPLIWOŚĆ, ALE WIADOMO JAK TO JEST... KONIEC ROKU, A POTEM JA POJECHAŁAM NAD MORZE. TYDZIEŃ POD NAMIOTAMI WSPOMINAM MIŁO, OPRÓCZ TEGO, ŻE SIĘ SPALIŁAM, BO MOJE CIAŁO NIE AKCEPTUJE SŁOŃCA W DUŻEJ ILOŚCI (PEWNIE DLATEGO, ŻE MAM UCZULENIE NA SŁOŃCE xd). 

ROZDZIAŁ JEST, DOKOŃCZYŁAM GO DZIŚ ZADZIWIAJĄCO SZYBKO, BO MIAŁAM TAKĄ WENĘ. ZAWSZE CHCIAŁABYM BYĆ TAK GOTOWA I CHĘTNA DO PISANIA :p BARDZO PRZEPRASZAM ZA ZALEGŁOŚCI NA WASZYCH BLOGACH, ALE OSTATNIO MNIE NIE BYŁO I NIE MIAŁAM DOSTĘPU DO KOMPUTERA, INTERNETU, CZEGOKOLWIEK. OBIECUJĘ, ŻE POSTARAM SIĘ W WOLNYCH CHWILACH WSZYSTKO NADROBIĆ! 

CO SĄDZICIE O TYM ROZDZIALE? CZEKAM NA WASZE OPINIE. NIE TAK TO MIAŁO BYĆ, ALE WSZYSTKO ZMIENIŁAM NA OSTATNIĄ CHWILĘ, BO TAK JAKOŚ MNIE NATCHNĘŁO :) 

HM, PEWNIE COŚ JESZCZE CHCIAŁAM NAPISAĆ, ALE ZAPOMNIAŁAM - JAK TO JA. OKEY, WIĘC DO ZOBACZENIA W NASTĘPNYM ROZDZIALE, KTÓRY MAM NADZIEJĘ UKAŻE SIĘ SZYBCIEJ :* 

Pozdrawiam,
CM Pattzy
miłych wakacji, kochani!
Mrs. Punk