sobota, 18 maja 2013

03. "Żyję po to, by umrzeć"


Rok 2007. Londyn.


Skąd przyszedł...?
Nie wiem, jestem, bo istnieję. Istnieję, bo egzystuję. Nie żyję, po prostu oddycham. Choć nie chce. Każdy ruch boli, każde słowo przeszywa serce jak sztylety, każdy czyn rani. Tak po prostu, bez przyczyny. Tak było, tak jest, tak będzie. Żyję.
Gdzie jego dom...?
Nie mam domu, prawdopodobnie chyba nigdy go nie miałem. Nie jest mi to dane, jak wiele innych człowieczych przywieli. Czy ja w ogóle jestem człowiekiem, raczej nie, jestem maszyną. Mieszkam tu, gdzie stoję. Nigdzie indziej nie ma dla mnie miejsca. Jestem niechciany. Kocham.
Jak skończył zupełnie sam...?
Mógłbym wyśmiać to pytanie "jak". Mam wrażenie jakby był sam od zawsze. Choć nie...Zawsze są ze mną: ból, samotność, strach, gniew, obojętność, ciemność, nadzieja, cierpienie, śmierć i zbrodnia. Więc...Nie jestem sam. Tak jakby, nie jestem.
Czy mnie teraz słyszy...?
Wątpliwe, mało słyszę lub...Słyszę to co chcę. Nie chcę żyć, nie chcę spać...Po co spać jeśli znów mam być obudzony przez swój własny krzyk, bezsensowne. Błędne koło, moje życie jest niczym. Niepotrzebne istnienie, które marnuje tlen. Kłamstwo i prawda.
Czy spróbuje mieć wolę pozostania przy życiu...?
Źle zinterpretowane pytanie. Mówiłem przecież, ja nie żyję, ja istnieję bądź egzystuję. Mój byt nie ma nic do ludzkiego "życia". Maszyny nie żyją, one funkcjonują. A ja czekam...Chcę aby moje baterie już padły, aby się wyczerpały. Tylko tyle.
Jest obniżony ku ziemi, co teraz widzi...?
A co jest na ziemi, robaki są. Ja jestem jednym z nich, jestem nic nie znaczącym robakiem. Nie widzę za wiele. Stosunkowo to ja nawet nie chcę widzieć. Cóż poradzić...? Nic, nie da się nic zrobić. Ja się z tym pogodziłem. Inni też muszą. Zresztą mnie na nikim nie zależy, nikomu nie zależy na mnie.
Czy spróbuje, bo nigdy nie widział światła...?
Gdy ktoś czegoś nie widział nie może za tym tęsknić, więc po co mi światło, po nic. Z drugiej strony gdy ktoś czegoś nie widział ma pragnienie aby zobaczyć jak to wygląda. Ale ja preferuję to pierwsze. Nie tęsknię do czegoś, czego nie znam. I nigdy nie poznam. Żyję ciemnością, nie ma światła. Nigdy go nie było, nie będzie, nie chcę go.
Jak długo będzie udawał, że jest...?
Ja nie udaję. To głupie, udawać. Bezcelowe. Potrzebne. Nie potrzebne. Mnie naprawdę nie ma. Nie żyję, istnieję. Mówiłem to już wcześniej. Nigdy nie chciałem być, sam nie wiem po co się urodziłem. Po co mnie stworzono...I tak byłem, jestem, będę skazany na zło i cierpienie.
Czy wszystkie gwiazdy na niebie coś dla niego znaczą...?
Nie widzę gwiazd. One są jasne, ponoć, tak słyszałem. A ja nie widzę jasności. Tylko ciemność. Zło i dobro. Mrok i światłość. Noc i dzień.
Popatrzy w swoje oczy, co widzi?
Nic, zupełnie nic. Jestem widomy ślepy. Nie widzę. Mam otwarte oczy, ale są jak zamknięte. Otwarty świat, zamknięte rany. Tyle możliwości, z których nigdy nie skorzystam. Tyle ran, które będą się powiększały. Zabliźniały się, a potem znów krwawiły. Nieustannie. Zawsze. Często. Mocno. Boleśnie.

~*~

Obudził się z krzykiem. Znów. Zawsze budziło go to samo. Jego przerażony krzyk. Choć miał już te osiemnaście lat. Osiemnaście lat zmagał się z ciężarem jakim został obrzucony przez ten, cholerny, świat. I nadal nie nauczył sobie z tym radzić. Wiedział tylko jak to maskować. Tę umiejętność opanował do perfekcji. Nikt spoza jego rodziny osób, które się nim zajęły jak był mały nie zorientuje się, że cierpi. Chyba, że osoba ta będzie się wpatrywała w jego oczy. Oczy, które są usposobieniem cierpienia, bólu i śmierci. Oczy, które widziały tyle, że stały się niewidome na ludzkie cierpienie. Bóg jest po stronie tych złych, tych którzy wygrywają wojny. A ludzie są marionetkami Władcy, są naiwni, mają nadzieję, nadzieję, która ich zgubi. Bo ona nie istnieje. Zło jest silniejsze, tego nikt nie zmieni. Tego się nie da zmienić! Jego nie da się zmienić. Nie ma szansy, nigdy nie było, nie będzie.
Edward Masen Cullen rozejrzał się po pokoju. Jeśli to pomieszczenie pokojem można nazwać. Był nagi,przykryty jakąś podziurawioną szmatą, która miała być kocem. Leżał na podłodze w sali, która śmierdziała stęchlizną. Wokół było pełno butelek po piwie, wódce i innego typu trunkach. Dalej w zasięgu jego wzroku można było zauważyć strzykawki. Obok niego leżała, też naga, Kate. Dziewczyna, jego dziewczyna. Czy ją kochał...? Nie, on nie był zdolny do takiego uczucia jak miłość. Nie wierzył w miłość. Był z nią dla seksu, dlatego bo była ładna. Nie dlatego, że darzył ją uczuciem, chociaż...Może ją lubił, albo lubił jej ciało. To bardziej prawdopodobne. Sam siebie za to nienawidził. Za to, że bawi się kosztem czyiś uczuć, ale co on może z tym zrobić...Nic, kompletnie nic. Odrzuca wyrzuty sumienia na bok. On wie, tylko, co to jest nienawiść, zemsta, zdrada, śmierć, ból, cierpienie. Nie wie co to dobro, miłość czy inne uczucia wyższe duchowo. Edward Cullen jest nikim, takim pozostanie. 

~*~

Kate Willston usłyszała krzyk Edwarda. Ale udawała, że śpi. Nie chciała wpędzić swojego chłopaka w zakłopotanie. Wiedziała, że Edward nie lubi gdy ktoś słyszy jego krzyki. Gdy ktoś wie, że jest mu źle, gdy ktoś zagląda pod maskę. Wiedziała, że Edward jest słaby psychicznie, wiedziała też, że nigdy tego nie okazuje. Była z nim, prawda jest taka, że...Kochała go. Może nie było to silne uczucie, ale...Kochała go, jakaś cześć jej serca była przeznaczona dla niego, malutka, ale była. Jaka jest ta dziewczyna? To typowa buntowniczka, nie wie co się stało Edwardowi w przeszłości. Ona i jej chłopak nie rozmawiają za wiele. A jeśli już...To każda pogawędka kończy się ostrym seksem, w tym się dopełniają i zatracają. Panna Willston miałaby wszystko. Ma kochających ją rodziców, ale tego nie szanuje. Woli robić z siebie ćpającą buntowniczkę...No cóż, często się szczyci, że jej chłopakiem jest Edward Cullen. Za tym facetem szaleje wiele zdemoralizowanych dziewczy. Jest przystojny, tajemniczy, zbuntowany i groźny. Kobiety go ubóstwiają, w sumie to nie tylko nie niegrzeczne. Edward. Czy spełnia się w związku? Cóż, w łóżku na pewno.
Kate otworzyła oczy dopiero po chwili, tak jakby obudziła się dopiero teraz i nie słyszała krzyku Edwarda. Uniosła się na łokciu, 'koc' z niej lekko opadł ukazując jej nagie, pełne piersi. Uniosła dłoń i położyła na ramieniu Edwarda. Ten spojrzał na nią. Przybrał się już w swoją maskę obojętności.
-Nie śpisz już...? - uniósł brew w pytającym geście - Coś cię obudziło...? - no tak, Kate prychnęła w myślach. Chciał się upewnić, czy nie słyszała krzyków.
-Nie, obudziłam się przed chwilą, wyspałam się już...-skłamała, ale w słusznej sprawie. Nie chciała aby czuł się zakłopotany, zawstydzony i słaby.
-Rozumiem...-kiwnął głową, przeczesał swoje miedziane włosy - Rozumiem...-powtórzył głosem wypranym z emocji i położył się. 

~*~

Cieszył się, że Kate nie słyszała jego krzyków, że to nie one ją zbudziły. To ułatwiło sprawę, nie chciał się tłumaczyć dlaczego budzą go jego własne krzyki i koszmary senne. To nie jej sprawa, to jego problem, poradzi sobie z tym sam. A właściwie nie poradzi sobie, nauczy się z tym egzystować. Kiedyś w końcu. Wątpliwe. Z takim ciężarem nie da się być. Sam już nie wie, co chwile zmienia zdanie, buntuje się, zanika i powraca.
Obrócił głowę tak aby patrzeć na towarzyszącą mu dziewczynę. Ta uśmiechnęła się do niego lekko, ale on nie odwzajemnił gestu. Kiwnął tylko głową, to i tak wiele, bardzo jak na niego. Kate przytuliła się do niego, pocałował ją. Bez uczucia, z pożądaniem. Seks, alkohol i narkotyki były jego ucieczką, zapomnieniem, chwilą wytchnienia. Wtedy się zapadał, jego ciało i umysł myślało o czymś innym, o czymś co nie sprawiało mu bólu. Zatracał się w czymś co sprawiało mu przyjemność, tak mało jej w życiu doświadczył, prawie wcale. Za każdym razem gdy jest pijany, naćpany czy uprawia seks od nowa zachłystuje się tym uczuciem, od nowa poznaje nikły smak przyjemności, ale nigdy nie zazna tego w pełni. Bo zawsze w jego podświadomości, gdzieś na dnie jego martwego serca znajduje się to co widział, te wszystkie złe odczucia i emocje, wspomnienia, które go niszczą codziennie od początku. Nie żył.
Śmierć, śmierć, śmierć.
Ból, ból, ból.
Cierpienie, cierpienie, cierpienie.
Jego odwieczna modlitwa, jego mantra, jego klątwa, jego kara.
-Edward...-szepnęła Kate przygryzając płatek jego ucha. Chłopak tak się zatracił w swoich myślach, iż zapomniał nawet o tym, że usta jego i dziewczyny nadal są złączone. Odsunął się od niej, od kilku dni jej zachowanie było podejrzane, widział to.
-Potrzebujesz pieniędzy...? - zapytał od razu, prosto z mostu, bez ogródek. Zawsze gdy czegoś potrzebowała była ta kasa. Na alkohol, na ciuchy, na dragi. A Edward jej to dawał. Szedł do Carlisle'a i Esme, brał od nich kasę...Od Emmetta i Jaspera dostawał niezły opierdol. Ale...Zlewało go to. Wcale się tym nie przejmował. On się nie prosił o opiekę. Nie on, sami go przygarnęli. Możliwe, że teraz tego żałują, ale za późno. Decyzja została przez nich podjęta już parę lat temu. Klamka zapadła, bezpowrotnie.
-Cóż, w sumie to tak...Ale teraz nie na dragi, one są mi bardzo potrzebne...-coś kręciła, wiedział to, dopóki się nie dowie o co chodzi nie da jej hajsu.
-Więc, na co...? - dopytał, nie będzie się bawił w jakiegoś kotka i myszkę, ma jej powiedzieć i już.
-Na aborcję...-powiedziała prosto z mostu.
-Co...? - Edward usiadł, spojrzał na Kate, czy on dobrze usłyszał, chce pieniądze na skrobankę, ale dla kogo, nie będzie się zastanawiał, zapyta - Po co...?
-Jestem w ciąży...-mruknęła dziewczyna. A on...?
Nie, to niemożliwe. Tak nie miało być, to się nie miało zdarzyć, nigdy nie chciałem być ojcem. Ja się nie nadaję, ale...Nie mogę jej pozwolić zabić naszego mojego dziecka. Nie mogę, nie pozwolę.
Jego serce, od tak dawna nieżywe, zapragnęło uratować tą nienarodzoną istotkę, która była częścią jego. Częścią mężczyzny, który umarł w dzień swoich narodzin.

~*~

Isabella tułała się po ulicach Seattle, prawdopodobnie była pijana, prawdopodobnie została pobita, prawdopodobnie jest bezdomna, prawdopodobnie jej ojciec o niej zapomniał, a matka umarła, prawdopodobnie stała się nikim, prawdopodobnie dziś umrze, prawdopodobnie ją zamordują, prawdopodobnie za długi.
Dotknęła ręką nosa, chciała zatamować krwawienie, zadrżała. Gorąca ciecz spływała po jej palcach. Usłyszała za sobą krzyki mężczyzn, wołali ją. Zapłakała, choć nie miała siły zaczęła uciekać.
Wypadła za róg, poczuła jak otaczają ją czyjeś ramiona. Wrzasnęła, a ten ktoś zatkał jej buzię.
-Cicho, malutka...-usłyszała miękki, męski głos tuż koło swojego ucha. Owinął ją słodki oddech mężczyzny - Pomogę ci...-wziął ją na ręce, a ona zemdlała.
Zabije mnie. 



___________________________________________________

WITAM

Dzień Dobry :) Wesoło mi, bo sama nie wiem czemu. Pogoda taka w kit, ale wyjście i tak zorganizowane, wieczór spędzę z Julką, wiadomo, na skypie, też troszkę napiszemy na MAMP, bo tam też trzeba rozdział dodać, oby lepszy niż poprzedni. No, także tego, mam nadzieję, że rozdział trzeci na tym blogu wpadł Wam moi drodzy do gustu. Mnie się podoba, w miarę, nie jestem z niego bardzo zadowolona, hmm, najbardziej podoba mi się chyba początek, reszta to tak w miarę. Jak to się mówi "Szału nie robi, dupy nie urywa".

COŚ DODATKOWEGO BYĆ MUSI

Szczerze to nie wiem co tu dziś napisać, ktoś w ogóle czyta te moje pod rozdziałowe bazgroły, mam nikłą nadzieję, że tak. No to ten, zwyczajowo dziękuję za wszystkie miłe i te mniej komentarze, bo przecież Wasza opina jest dla mnie bardzo ważna. Jakbym miała coś na blogu zmienić, no to oczywiście piszcie : > Na pewno się zastosuję do Waszych rad, heh. Dobra, idę bo muszę się malować, zaraz wychodzę, heh. 

NA POŻEGNANIE

Cóż, czekam na Wasze komentarze. Do następnej, tyle chyba na do widzenia wystarczy. 
Kocham Was. Jeszcze raz jakby były pytania, to śmiało, walcie. 


Pozdrawiam, Wampirek. 



niedziela, 5 maja 2013

02. "Lustro"


Rok 2003. Seattle.

Piętnastolatka siedziała na stołówce ze swoimi znajomymi i najlepszą przyjaciółką. Znała ją bardzo dobrze, może lepiej niż ona sama. Zawsze wiedziała co jej doradzić aby było najlepiej. Razem pakowały się w kłopoty i z nich wychodziły obronną ręką. Nigdy się nie zdradziły. A drobne kłótnie…? Owszem, ale nigdy nie trwały one dłużej niż parę minut. Potem jedna przytulała drugą i śmiały się ze swojej sprzeczki, bo tak naprawdę zapomniały o co im poszło. Jak to mówią…Najlepsze przyjaźnie są od dziecka, a one właśnie od malca się znają. Razem bawiły się lalkami, zaplatały warkoczyki, wybierały ubrania…Teraz razem obgadują chłopaków i chodzą na imprezy. Przyjaźń to potęga i jest najważniejsza nade wszystko na świecie. Nikt chyba nie zaprzeczy tym słowom, bo każdy wie, że to prawda.
Tak, takie właśnie dla siebie są Bella Swan i Lily Collins. Gdzie jedna tam i druga, rzadko kiedy można spotkać je osobno. Prawdopodobnie taką porą dnia jest tylko noc i to nie zawsze. Dziewczyny często u siebie nocują. Dobrze mieć taką zwariowaną osóbkę jak Lily, jest zawsze taka wesoła, pomyślała Bella.
Panna Swan spojrzała na swoją przyjaciółkę o przenikliwych niebieskich oczach, blond włosach z różowym pasemkiem i nikłych piegach na polikach. Zgrabna sylwetka i smukłe, długie nogi były wyeksponowane w krótkich spodenkach, Bella nigdy nie odważyłaby się ubrać czegoś takiego do szkoły.  Jedyne czego brunetka jej zazdrości to uroda. Isabella źle ocenia swoje piękno . Tak naprawdę niejeden chłopak myśli, że jest ona ładniejsza od swojej przyjaciółki. Bella ma długie brązowe włosy, naturalne, bez żadnych ozdobników. Jej oczy są niczym płynna czekolada. Moje oczy są puste, bez żadnych emocji. Jakże mylne jest to stwierdzenie, ale nie da się przekonać dziewczyny. Jest uparta i zawsze stawia przy swoim. Figura Belli również nie ma wiele do życzenia. Może i nie jest tak wysoka jak jej koleżanka, ale to nie odejmuje jej krasy! Ma zgrabne nóżki i choć są trochę krótsze przyciągają wzrok. Pomimo młodego wieku Bella może się pochwalić wspaniałą sylwetką i stylem.
Bella ocknęła się gdy usłyszała przy uchu chichot Lily. Uśmiechnęła się do przyjaciółki i odpowiedziała na zadane pytanie czy idzie z nimi do kina. Niestety, Bella musiała odmówić. Dziś chce spędzić czas z rodzicami, a poza tym musi się pouczyć do sprawdzianu z algebry, bo przecież jest zagrożona.

~*~

Bella była już dwie przecznice od swojego domu. Żałowała trochę tego, że nie może iść ze swoją paczką do kina, bo film zapowiadał się wspaniale. Ale była ona osobą słowną, a wczoraj obiecała matce, że spędzi z nią i ojcem trochę wolnego czasu. Obiecała i tak też zrobi. Nie rzuca słów na wiatr, tym bardziej nie oszuka rodziców.
Była szczęśliwą nastolatką z ambicjami i perspektywą na życie. W tym roku kończy naukę gimnazjalną i wybiera się do liceum. Po szkole licealnej ma zamiar iść na studia psychologiczne, a po zakończeniu nauki chce podjąć pracę z trudną młodzieżą. Tak, o tym właśnie marzy. I zrealizuję te marzenia.
W domu też nie było gorzej, może nawet lepiej.  Była jedynaczką, rodzice od dziecka otaczali ją miłością. Charlie i Renee to wspaniali ludzi, którzy są szczęśliwi nade wszystko od siedemnastu lat. Ona sama ma piętnaście lat, czyli była dzieckiem całkowicie zaplanowanym i chcianym. Matka nie raz opisywała jej reakcję ojca gdy dowiedział się, że będą mieli dziecko. Ponoć nie posiadał się z radości, wyszedł na ulicę przy, której mieszkali i wykrzyczał „Moja żona jest w ciąży, będę ojcem”.
Dziewczyna stała już przed swoim domem. Ruszyła naprzód uśmiechając się do swoich myśli. Zatrzymała się przed drzwiami, uniosła dłoń aby otworzyć drzwi, ale zatrzymała się gdy usłyszała krzyki. Przyłożyła ucho do drewna, ale głosy były stłumione i niewyraźne. Brunetka zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę. Jedyne co mogę stwierdzić to to, że głosy należą do moich rodzicieli. Czy znów się kłócą, ponieważ tato stuk ulubioną porcelanę mamy…? Bella zdusiła chichot. Charlie był nazywany przez nią „Tłukaczem” z racji tego, iż często mu coś spadało. A może tym razem to wazon od babci Sue…? Tato ma przechlapane.
Nastolatka po cichaczu otworzyła drzwi i je zamknęła. Na paluszkach przemieściła się do przedpokoju i schowała za ścianą. Zobaczyła mamę…Renee płakała. Chyba nie chodzi o porcelanę…Bella poczuła niepokój goszczący w jej ciele i umyśle. Bruzdy na jej czole od marszczenia brwi zgłębiły się. Teraz słyszała słowa rodziców.
-Charlie, zdradziłeś mnie! Nie zaprzeczaj, te zdjęcia mówią same za siebie! – krzyczała kobieta. Na jej policzki wstępowały nowe łzy. Jej twarz była wykrzywiona bólem z powodu zdrady męża. Czuła się upokorzona, zdradził ją. Jej Charlie, ten , za którego oddałby by wszystko. Ten, z którym stworzyła szczęśliwą rodzinę.
-Skąd masz te zdjęcia?! – huknął jej małżonek wyraźnie rozzłoszczony. Zbliżył się pewnym krokiem do kobiety i wyrwał jej fotografie. Potargał je i wyrzucił do kosza na śmieci.
-A czy to ważne…? Ktoś mi je przysłał, komuś widocznie zależało na zniszczeniu naszej rodziny. Co więcej, udało mu się – Renee już nie krzyczała, ale szeptała. Była widocznie przybita tą sytuacją. W jej głowie kłębiły się różne myśli. Czy nie była dość wystarczająca dla męża? Czy go zaniedbywała? Nie, była idealną żoną. Wszyscy by to potwierdzili. Nikt by nie sądził, że taki dramat dosięgnie rodzinę Swanów. Kogokolwiek, ale nie ich, a jednak. Stało się. Charlie Swan zdradził swoją żonę. Zhańbił ją, zmarnował te siedemnaście lat wspólnego życia, a jednocześnie stracił szacunek swojej nastoletniej córki, która słyszała…Słyszała wszystko dokładnie. Jej ojciec nawet nie zaprzeczył. Bella zacisnęła usta aby z jej gardła nie wydobył się cichy szloch. Przysłuchiwała się dalszej kłótni, która robiła się coraz ostrzejsza.
-Robiłam wszystko…-powiedziała przez łzy matka dziewczyny – Wszystko co w mojej mocy aby uratować nasze małżeństwo, aby przejść przez ten kryzys…-zapłakała – Charlie, myślałam, że nam też się uda, ale ty…Ci nie zależy. Staranie nie mogą być jednostronne. Do tego teraz się dowiaduje, że mnie zdradzasz. Tak nie może być, ja już nie mam siły udawać szczęśliwej żony sławnego prawnika...- kobieta starła łzy z policzków. Mężczyzna milczał. Nie wiedział co ma powiedzieć, albo nie chciał nic mówić. Nie chciał naprawiać ich małżeństwa. Jedyne co go trzymało w tym związku to jego córką, ich córka, Bella. Mała Bella była jego oczkiem w głowie, Charlie był z niej taki dumny. Była piękna, mądra, ambitna, kochająca. Mógłby wymieniać wiecznie...Jednak sławny prawnik nie wiedział, że jego córka straciła do niego zaufanie i szacunek, miłość. To wszystko co do niego czuła, znikło, w jednym momencie. To tak jakby małe dziecko dmuchało swój pierwszy balonik, a ktoś podszedł i go przebił, a on...Pękł z wielkim hukiem. Takiego balonika nie da się już skleić, naprawić. Będzie rozerwany, w częściach już na zawsze.
Szczęśliwe życie Belli Swan dobiegło końca. Jej nieskazitelne lustro się zbiło. Teraz pojawią się na nim popękane smugi, odłamki o zaostrzonych końcach, przecinających skórę niczym brzytwa. Nieubłaganie, nieprzerywanie. A teraz...
Pierwszy odłamek odpadł, zranił ją. I ta pierwsza rana była najgorsza. Pierwszego nacięcia nie da się zapomnieć, wymazać z pamięci. Nie ma takiej czarodziejskiej gumki, która sprawi, że pierwsza rana stanie się niewidzialna.
-Składam pozew o rozwód...-powiedział po chwili najspokojniejszym tonem ojciec Isabelli, mówił to tak jakby oznajmiał, że dziś wieczorem spóźni się na kolację!
Dziewczyna nie zważając na to czy rodzice ją usłyszą, czy nie poszła do swojego pokoju. Do sportowej torby spakowała trochę ciuchów i zbiegła na dół. Rodzice stali pod schodami i patrzeli na nią ze zmartwionymi minami. Bella chciała ich ominąć, ale skutecznie jej to uniemożliwili. Dziewczyna spojrzała na nich, a w jej oczach zalśniły łzy. Nieskazitelne, przeźroczyste krople powoli sunęły po jej policzkach. Nie mogła uwierzyć w to, że jej życie w jednej chwili runęło. Niby to taka błahostka, rozwód rodziców, jest wiele innych, groźniejszych tragedii. Ale to było dla niej największym ciosem w serce. Rozpad rodziny. Ona zawsze miała życie usłane różami, nie spotykała się z problemami, bo te zawsze były dla niej niewidoczne, nieważne. Nie miała ich, rodzice ją chronili. Teraz jej skorupa ochronna pękła, uległa zniszczeniu. Od dziś nie będzie chroniona. Dziewczyna, która nigdy nie była za nic w pełni odpowiedzialna musi poradzić sobie z rzeczywistością dopadającą ją z dnia na dzień, bez żadnego ostrzeżenia, bez czasu na pożegnanie się z tym co ją otaczało dotychczas.
Nadal stała wpatrzona w rodziców, szybkim ruchem otarła łzy. O nie, pomyślała, nie będę okazywała słabości, nie teraz. Sama nie rozumiała swojej logiki, nie mogła zrozumieć tej sytuacji. Okazało się, że od jakiegoś czasu żyła w kłamstwie. Myślała, iż między jej rodzicami jest wszystko dobrze, że idealnie się im układa, że są szczęśliwi. Ale nie, oni ją oszukiwali, przez cały czas taili prawdę. Może dla jej dobra, ale...To nie było dobre rozwiązanie. Kłamstwo nigdy nie popłaca. Nigdy nie prowadzi do niczego dobrego. A to, z pozoru tak małe, kłamstwo zniszczyło jej życie. Jej dotychczasowy światek runął w gruzach i nikt go nie odbuduje, będzie żyła w ruinach, aż zniszczy samą siebie i zapomni co to jest honor, szacunek i szczęście.

~*~

Piętnastoletni chłopak, on już nie umierał, on już nie żył. Był z nami tylko ciałem, jego duch leży pogrzebany sto metrów pod ziemią. Oddycha, ale wie, że nikt go nie uratuje. Nie ma dla niego zbawienia. Nie ma dla niego miejsca w tym świecie. Chciał żyć, a nie istnieć. Chciał uciec albo umrzeć, albo się rozjebać. Wszystko, oby nie czuć bólu, aby zapomnieć. Zaznać wytchnienia, ale to nie było mu dane i nadal nie jest. Nic się nie zmieniło. Gdzieś tam, wewnątrz nadal jest tym małym, zagubionym sześcioletnim chłopcem, który chce aby go naprawiono. Jednak dziś już się do tego nie przyzna.
Układał białą kreskę na kartce papieru, drugą zwinął w rulonik. Przyłożył ją do nosa i wciągnął ją. Zatruwał się. Jedyne czego pragnął to śmierć.




__________________________________________________

WITAM

Dobry dzień, a może wieczór, jak kto woli. Do koloru do wyboru :) Rozdział 2 wstawiony, świeżutki, mam nadzieję, że bez błędów, bo ich nie lubimy. Ja ich, bynajmniej, nie lubię i sądzę, że bez nich się milej czyta. Ah, ta kochana autokorekta. Co Kinia zrobi źle ona poprawia : > Chwała jej za to, heh. Okej, piszę nie wiadomo o czym, a nawet nie wiem czy wy to czytacie, haha, ale oks, popiszę sobie tu jeszcze trochę. Bo lubię, ot co. Jest rozdział, a ja od razu się wygadam tu. 

PODZIĘKOWANIA

Chyba wiadomo za co dziękuję, prawda? Jeśli ktoś nie wie to za komentarze. Kurczę, cieszę się niezmiernie, że poprzedni rozdział tak się Wam spodobał. Ja sama byłam z niego zadowolona, ale nie wiedziałam, że aż tak. Miłe zaskoczenie, naprawdę :) Szczególnie miło mi się czytało długie komentarze, bo ja w takich gustuję i sama staram się takie pisać :) Więc może się powtarzam, ale jeszcze raz dziękuje :) I mam nadzieję, że będzie Was coraz więcej, bo właśnie to wasze komcie motywują mnie do pisania. Gdyby nie one, nie było my mnie. Bells Cullen-Swan, znanej teraz jako Wampirek. 

NA POŻEGNANIE

Teraz pod każdym rozdziałem będzie gif, ale teraz na koniec mam też filmik. Jest to urywek ostatniej części sagi: Breaking Dawn part 2. Ostatnia scenka, pokazanie wszystkich aktorów. Zawsze jak to oglądam to płaczę, tak mocno ryczę. Bo to koniec, już nie zasiądziemy w kinie, rozemocjonowani bo, kurwa, niech się skończą te reklamy i puszczą Bellę i Edwarda <3 
Miłego oglądania ;*


Pozdrawiam, Wampirek.
Mrs. Punk