czwartek, 31 grudnia 2015

27. "Wątpliwości"


"W końcu 
Gdy rozpływasz się w nocy.
Kto opowie historię Twego życia?
I kto zapamięta Twoje ostatnie pożegnanie?
Ponieważ to koniec, nie boję się,
Nie boję się umrzeć."

W życiu każdego człowieka były sprawy, których po prostu nie chciało się poruszać, a jedynym pragnieniem było o nich zapomnieć tak, jakby nigdy się nie wydarzyły. Los potrafił być bardzo wredny, ponieważ zapominało się wiele szczęśliwych chwil z dzieciństwa, ale pamiętało się te, które najbardziej ranią ludzką psychikę. Nie pamięta się chwil, gdy wszystko było dobrze i uśmiech nie schodził z ust, ale we wspomnieniach pozostają momenty, w których cierpimy i widzimy lub słyszymy rzeczy, których nigdy nikt nie powinien zrobić albo wypowiedzieć. Nie da się tego wytłumaczyć człowiekowi, który z całych sił próbuje zapomnieć. Może jacyś psychologowie mają na to wyjaśnienie, ale zraniona osoba nie będzie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Jeszcze gorzej jest, jeśli z całych sił się próbuje, a nagle pojawia się ktoś, kto niszczy złudny, wytworzony ład i porządek, wprowadzając do życia dawne koszmary.
Był wściekły i bezsilny, nie miał pojęcia, co zrobić. Nie mógł jej przecież wyrzucić, choć miał na to wielką ochotę, ale już raz pozbył się jej ze swojego domu i skończyło się wspólnym przesiadywaniem w jakimś zamknięciu. Bella zrobiła źle. Nie dość, że szukała klucza, naruszając jego prywatność, bo przecież miał go schowanego w swoim gabinecie, to weszła do tego piekielnego pokoju, o którym istnieniu chciał zapomnieć, nigdy nie otwierać tamtych drzwi. Jej przepraszam nic nie dawało, a poza tym mógł się założyć, że nie było szczere. Nie żałowała, że tam weszła i nie miała zamiaru odpuścić. Widział to po jej ciekawskich oczach, które czujnie badały każdą jego reakcję. Czego on się po niej spodziewał? Po tej małej, wszędzie wtykającej nos osóbce? Że odpuści? Dobre sobie. Powinien był wiedzieć, że kobieta nie odpuści i będzie chciała dowiedzieć się, co było za tymi drzwiami. Nie podejrzewał jednak, że zrobi to w taki sposób, szukając klucza i się tam włamując. Stawiał raczej na opcję rozmowy z nim, naciskania, aby powiedział, co się tam znajduje, pokazał. I przez zaufanie, które między nimi się budowało Edward pozwalał wybiegać sobie w przyszłość, myśleć, że może powinien komuś o tym powiedzieć, bo to sprawi, że będzie mu lżej. Może byłaby to Bell, ale ona wszystko zniszczyła tym okropnym wtargnięciem, do miejsca, o którym nie powinna na razie nic wiedzieć.
— Jeszcze więcej pytań? — prychnął. — Wygląda na to, że będziesz musiała poradzić sobie z niewiedzą. — Odsunął ją od siebie. Przytłaczała go w tamtym momencie i sprawiała, że nie mógł oddychać. Widział wnętrze tego pokoju po raz pierwszy od wielu lat. Walczył z tym strachem, zamykając go na klucz w tamtym pomieszczeniu, a ona otworzyła to, jak jakąś puszkę Pandory, wypuszczając wszystkie złe wspomnienia.
— Co to za pokój, Edwardzie? — zapytała.
Mężczyzna prychnął i wywrócił oczami.
— Myślisz, że ci powiem? Tak nagle, bez żadnego problemu powiem tobie o tym, co chowałem przez tyle lat? Z jakiej racji? Co ja wiem o tobie, Bello? — Obserwował ją. — Pomagam kobiecie, której prawie nie znam. Nie wiem, czemu jesteś, a raczej byłaś, dziewczyną Jamesa. Nie mam bladego pojęcia, czemu się wpakowałaś w takie bagno. I wiesz co? — warknął. — Nie wypytuję, bo wiem, że to mogą być bolesne wspomnienia. Takie, o których nie chcesz mówić, a ty wtrącasz się wszędzie! Ten pokój był właśnie taką sprawą, o której chcę zapomnieć, a ty to wszystko zniszczyłaś!
— Przepraszam! Byłam ciekawa! — westchnęła. Głupio się czuła. Nie powinna tego robić, ale chęć odkrycia jego „sekretu” była zbyt wielka. Nie mogła tej ciekawości powstrzymać, a nawet nie chciała i nie próbowała.
— Byłaś ciekawa. Tak, to wiele tłumaczy! — powiedział i odsunął się od drzwi, mocno szarpiąc klamkę, chcąc sprawdzić, czy na pewno dobrze je zamknął. — Nie idź za mną — dodał, nie patrząc na Bellę i odchodząc, a klucz wkładając do kieszeni spodni.
Wszedł do swojego gabinetu, gdzie od razu do szklaneczki nalał sobie whisky. Nie chciał się na nią drzeć. Jeszcze przypadkiem Hope by ich usłyszała, a nie chciał martwić swojej córki wrzaskami. Kłótnie nie były dla dzieci dobre i chciał jej tego oszczędzić. Poza tym nie chciał też wyżywać się na Belli, choć był taki wściekły właśnie przez nią. Wolał to wszystko przemyśleć na spokojnie, napić się, zrelaksować, jeśli to możliwe, i potem porozmawiać z brunetką. To było o wiele doroślejsze, niż wzajemne wydzieranie się na siebie i wykrzykiwanie argumentów, i to nie całkiem składnych. Isabella broniła się tym, że była ciekawa, ale to w żaden sposób jej nie usprawiedliwiało i ona doskonale wiedziała, że w tej bitwie była na przegranej pozycji, bo to ona zrobiła źle i schrzaniła całą sprawę.
Nie wiedział, ile czasu minęło, ale czuł się znacznie lepiej, więc wstał i przeszedł do swojej sypialni, gdzie pozbył się garnituru, a potem poszedł do swojej córki. Cassie właśnie szykowała ją do spania po kąpieli, rozczesując jej długie włoski. Musiało minąć sporo czasu, skoro mała była już w domu i po kąpieli, ale nie wiedział dokładnie, która była godzina, bo nie spojrzał na zegarek.
— Edwardzie. — Uśmiechnęła się do miedzianowłosego, a on odwzajemnił ten gest i kiwnął głową.
— Dzięki, Cassandro, dzisiaj ja jej pomogę — powiadomił.
Niania pocałowała małą Hope w policzek i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Edward usiadł koło córeczki i wziął od niej grzebień. Rozczesał do końca jej kosmyki.
— Podsuszymy trochę, abyś się nie przeziębiła — oświadczył i poszedł po suszarkę, a potem podłączył ją do gniazdka przy łóżku i zajął się mokrymi włoskami córeczki. — Jak minął dzień?
— Całkiem fajnie — powiedziała, machając nogami. — Szkoda, że nie możemy wyjść razem w trójkę.
— Ja, ty i Cassie? — Uniósł brew, bo jego córka nigdy nie oczekiwała takich wypadów.
— Nie, głuptasku! — zaśmiała się i spojrzała pobłażliwie na ojca, tak, jakby to on był dzieckiem, a nie ona. — Ja, ty i Bella. Lubisz Bellę, prawda?
— Och, tak, żabko, lubię Bellę. Hm, wiesz? — Wyłączył suszarkę i posadził małą na swoich kolanach. — Może kiedyś zorganizujemy taki wypad — oświadczył, całując córkę w skroń.
— Naprawdę?! — pisnęła, natychmiast szeroko się uśmiechając.
— Naprawdę, a teraz sio, do łóżka. — Zaczął ją łaskotać, a Hope wskoczyła pod kołdrę. Edward położył się koło niej i ją do siebie mocno przytulił, cicho nucąc melodię, która zawsze ją usypiała. Sam przy niej zasypiał. Najpierw śpiewała mu ją jego matka, a potem ciocia Esme. Mocniej przytulił córkę i zaciągnął się jej zapachem. Nie mógł jej odmówić. Chciała spędzać czas z Bellą, bo ją polubiła i mężczyzna o tym wiedział. Z jednej strony nie miał nic przeciwko, a z drugiej martwił go ten fakt, bo nie wiadomo było, jak się potoczą sprawy między nim a kobietą, więc nie wiadomo, ile jeszcze Isabella zagości w ich życiu. Bał się tego, że jego córeczka się do niej przywiąże, a potem będzie sobie musiała poradzić z odejściem brunetki. Nie chciał jej na to narażać.
Czekał z malutką, aż ta zaśnie, a potem pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Miał dość tego dnia, ale musiał załatwić sprawę z Bellą, bo wiedział, że to nie da mu spać. Nie poszedł do siebie, ale do niej i zapukał cicho, a potem wszedł. Kobieta leżała na łóżku, ale nie spała. Widział światło z wyświetlacza jej telefonu. Wyglądała na smutną. Tknęło go coś, ale zaraz przypomniał sobie, że to nie on zawalił sprawę, a ona. Poza tym, od kiedy zaczął się przejmować uczuciami innych? Wiedział, że odkąd ją poznał, ale niezbyt skutecznie starał się to w sobie stłamsić.
Bella obwiniała się za to wszystko i cały dzień nie mogła na niczym się skupić. Już kilka razy chciała pójść do Edwarda, ale nie wiedziała, co miałaby powiedzieć, oprócz tego, że było jej przykro, że przeprasza, ale była ciekawa. Nadal nie miała innych argumentów na swoją obronę, bo te inne argumenty nie istniały.
— Przeszkadzam? — zapytał, a ona odwróciła się w jego stronę i wzruszyła ramionami, a potem spojrzała na niego, odkładając telefon.
— Nie — powiedziała i westchnęła ciężko. — Chcesz na mnie nakrzyczeć, bo jeśli tak…
— Hej, hola, spokojnie — mruknął i przysiadł na krawędzi łóżka. — Schowaj ten swój bojowy nastrój do kieszeni. Nie przyszedłem się kłócić.
Wyglądała na zdezorientowaną i właśnie taka była. Schrzaniła, oczekiwała na niezłą burę, a on przychodzi taki spokojny? Coś jej nie grało, ale jeszcze nie wiedziała, co dokładnie.
— Ale nie powiesz i też, co to za pokój, prawda? — Uniosła brew.
Zaśmiał się i pokręcił głową, a potem położył się na plecach, na jej łóżku. Wodziła za nim wzrokiem.
— Nie, nie powiem. Nie teraz. W ogóle nie chcę o tym mówić, Bello, czemu tak naciskasz? — westchnął. — Najpierw ty — mruknął po chwili. — Powiedz mi swoją historię — poprosił.
Spięła się i obserwowała go czujnie. To wydawało się fair. Ona chciała wiedzieć o nim wszystko, ale nie mówiąc nic o sobie. Nie mogła zjeść ciastka i mieć ciastko. Kiwnęła zrezygnowana głową.
— Miałam kochających rodziców. Właściwie to… miałam wszystko, co chciałam, Edwardzie. Dom, rodzinę, pieniądze, znajomych, plany — westchnęła, uśmiechając się blado. — Do dnia, w którym odkryłam, że matka i ojciec się rozstają, bo on miał inną. Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Ojciec zniknął, nienawidzę go za to, a mama z każdym dniem była w gorszym stanie, aż… Zostałam sama. Długi, długi, długi… Nie za wiele pamiętam z tamtego okresu. Wiem, że ktoś chciał się na mnie zemścić, gonili mnie i wtedy znalazł mnie James. — Spojrzała na miedzianowłosego. — Uratował mnie, więc byłam jego dłużniczką. Musiałam spłacić dług. Pamiętam pierwszą noc. Bałam się, byłam zagubiona, ale… Każda kolejna przychodziła coraz łatwiej, a ja poczułam się stabilnie. Wiedziałam, że to złe, ale nic mi nie groziło. W dodatku stałam się ulubienicą Jamesa. Wtedy się z tego cieszyłam — zaśmiała się gorzko. — Potem jakoś to leciało, aż do telefonu Cassie. Wylądowałam tutaj i… resztę historii już znasz — zakończyła, wzruszając ramionami. — W skrócie byłam smutną dziewczyną po rozstaniu rodziców. Ojciec miał mnie gdzieś, a matka się zachlała, więc zaczęłam się puszczać.
Zmarszczył brwi, patrząc na nią. Nie wydawał się zdziwiony. Właściwie to spodziewał się takiej lub podobnej historii. Nie było w tym nic chamskiego, współczuł jej, ale wiedział, że nikt nie przeszedł tego, co on. Nie uważał, że cierpiała mniej. Dla każdego coś innego, dla niej mogło to być okropnym przeżyciem, a on… On chętnie by się z nią zamienił, może wtedy byłaby bardziej normalny?
— Teraz ty — powiedziała Bella, kładąc mu dłoń na policzku.
— Teraz ja… 

__________________________________________________________________________
CZEŚĆ! STRASZNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE UDAŁO MI SIĘ WSTAWIĆ PRZED NOWYM ROKIEM. DZIEŃ, BO DZIEŃ, ALE JEDNAK. OBIECAŁAM SOBIE, ŻE NIE PÓJDĘ SPAĆ, DOPÓKI NIE WSTAWIĘ ROZDZIAŁU. MOŻE ZABRZMI TO ŹLE, ALE NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ, AŻ SKOŃCZĘ TEGO BLOGA. MOŻE KTOŚ SIĘ DOKOPAŁ [A JA WIEM, ŻE KTOŚ TAK, BO ZOSTAWIŁ KOMENTARZ O SZABLONIE! <3] DO MOJEGO NOWEGO BLOGA C: ZASKOCZENIE DLA OSÓBEK, KTÓRE MNIE ZNAJĄ OD DAWNA, JEŚLI TAKIE SĄ, MOJE POPRZEDNIE, CZTERY ALBO I NAWET PIĘĆ, BLOGI BYŁY O ZMIERZCHU, A TERAZ... A TERAZ NIE! MAM SZABLON, MAM ZWIASTUN, MAM UZUPEŁNIONE ZAKŁADKI, MAM NAPISANY PROLOG I POŁOWĘ PIERWSZEGO ROZDZIAŁU. NIEDŁUGO DOSTANIECIE LINKI, ALE NAJPIERW UPORAM SIĘ Z TĄ HISTORIĄ. MOŻLIWE TEŻ, ŻE WSTAWIĘ PROLOG I DAM WAM LINKA JUŻ W NASTĘPNYM ROZDZIALE TUTAJ, ALE TO SIĘ JESZCZE ZOBACZY, A WY JAK WOLICIE? 
MAM NADZIEJĘ, ŻE JAKOŚ DAŁO SIĘ PRZEBRNĄĆ PRZEZ TEN ROZDZIAŁ. ILE JESZCZE PLANUJĘ? ZOBACZĘ. DWA, TRZY. NIE WIĘCEJ. PROWADZĘ TEGO BLOGA OD GIMNAZJUM, A KOŃCZĘ JUŻ LICEUM :D TROCHĘ MINĘŁO. WSZYSTKO, CO DOBRE SIĘ KIEDYŚ KOŃCZY I ZA JAKIŚ CZAS PRZYJDZIE CZAS NA AT YOUR COMMAND, ALE TO ZA JAKIŚ CZAS!
BUZIOLE XX

Pozdrawiam,
CM Pattzy.
Mrs. Punk