niedziela, 19 kwietnia 2015

22. "Rozstania i powroty"


"Będę tutaj
kiedy myślisz, że jesteś całkiem sam
przeciekając przez pęknięcia
Jestem trucizną w twoich kościach
Moja miłość to twoja choroba
Nie pozwolę ci się wyzwolić
Dopóki cię nie złamię"

Życie jest przypadkiem. Niczego nie planujemy. Nasze czyny przynoszą skutki. Jedno wydarzenie wynika z drugiego. To krąg, który rozpoczyna się z dniem naszych narodzin, a kończy w momencie naszej śmierci. Poznane osoby, przebyte rozmowy, zrobione rzeczy, podjęte decyzje. Tego wszystkiego mogłoby nie być. Wystarczy, że zmieniłbyś zdanie.  Chciałeś iść na spacer. Miałeś poznać osobę, która będzie całym twoim światem. Nie poszedłeś, bo w telewizji leciał twój ulubiony film. Dostałbyś wymarzoną posadę, ale nie pojawiłeś się na rozmowie kwalifikacyjnej, bo stchórzyłeś.

~*~

Złocisty płyn wypełniał czystą szklankę, na której krawędziach było widać odciski ust. Ciecz delikatnie kołysała się od szkła do szkła. Ostatnio często czuł zapotrzebowanie na poczucie jej gorzkiego smaku. Były to błahe powody i wiedział, że szybko musi przestać. Kto, jak kto, ale on był świadom, że w alkoholu nie znajdzie ukojenia. Znał wielu ludzi, którzy zatapiali swoje smutki w kieliszku i miał świadomość tego, jak większość z nich skończyła. Uważał się za człowieka z silną wolą, więc nie chciał, aby ta wola została mu odebrana przez takie coś, jak nałóg.
To była ciężka noc i musiał jakoś odreagować, a najszybszym sposobem było napicie się. Czuł się zdezorientowany przez rozmowę z Bellą i to, jakie zmiany zaszły w ich relacjach. Wcześniej to były oziębłe fragmenty zdań, a nawet pojedyncze wyrazy. Nie można było tego nazwać jakąkolwiek komunikacją. Więc dlaczego nagle wszystko się tak zmieniło? Przez to, co widział w klubie Jamesa. Jej prawdziwą twarz i strach, który wtedy czuła. Może nie powiedziała tego wprost, ale bała się. Bała się i nie chciała się do tego przyznać przed samą sobą. Ale przecież każdy się czegoś bał. Nawet on. Najbardziej bał się o swoją córkę, o to, że Bella ma rację i tej popieprzony świat ją złapie, a on nie będzie w stanie jej przed tym obronić.
Nie mógł pojąć tego, jak bardzo jedna osoba zmieniła jego życie w tak krótkim czasie. Przyszła i narobiła takiego bałaganu, choć on to dobrze ukrywał, ale często o niej myślał. O tym, czemu tak bardzo chowała się przed ludźmi i nie chciała przyjąć pomocy. Czy naprawdę lubi to, co robi? – pomyślał – nie, na pewno nie.
Chwycił gwałtownie za szklankę i wypił pozostałą zawartość. Odłożył ją z impetem na mahoniowe biurko i miał już sobie dolać, gdy zauważył coś kątem oka. Zmarszczył brwi i porzucił dotychczasowe zajęcie. Wyszedł na korytarz i zauważył, jak drzwi do pokoju Isabelli się zamykają. Naprawdę to widział, czy od wypitej ilość alkoholu miał już przewidzenia?  Spojrzał na biurko, gdzie leżała butelka z whiskey, była do połowy pusta, ale nie wypił tego wszystkiego na raz.
Czyli była tu.
Wstał i wyszedł z gabinetu. Na korytarzu było chłodniej niż w pomieszczeniach, ale to pewnie dlatego, że był o wiele większy od jakiejkolwiek powierzchni w tym domu. Otaczała go ciemność i cisza. Przystanął na chwilę i zamknął oczy. Kilkanaście lat temu był w takiej samej sytuacji. Tylko wtedy był dzieckiem i czuł paraliżujący strach, który nie pozwalał mu na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Nawet, gdy sobie to przypominał, wydawało mu się, że to uczucie powraca. Zadrżał i poczuł zimny pot spływający po jego karku. Nie powinien tego robić. Musiał o tym zapomnieć, ale to było ciężkie i ciągle siedziało w jego podświadomości. Przypominało o sobie w najmniej oczekiwanych momentach, takich jak ten, gdy znów jest w ciemnym i zimnym korytarzu.
Zaczął czuć się nieswojo, więc szybko ruszył i wszedł do pokoju Belli tym razem nie trudząc się czymś takim, jak pukanie.
– Mogę wiedzieć, czemu mnie podglądasz? – warknął, a jego głos zabrzmiał o wiele ostrzej niż chciał. Wiedział, że jest to pewnie spowodowane wspomnieniami, które przed chwilą ogarnęły jego umysł.
Nie odpowiadała. Widział jej sylwetkę, okrytą cienkim materiałem chroniącym przed zimnem. Oddychała spokojnie i miarowo. Spała? Może… naprawdę mu się tylko przewidziało.
– Bello? – wypowiedział jej imię, tym razem spokojnie. Nie reagowała, nie poruszała się.
Przetarł twarz dłońmi. To wszystko przez zmęczenie.

~*~

Taka sytuacja nie miała już między nimi miejsca. Zaczęli się unikać i oboje nie wiedzieli, jak zacząć jakąkolwiek rozmowę. Nie chcieli przyznać, że gdy tylko mijają się na korytarzu patrzą za sobą i wspominają nocną pogawędkę.  Poświęcali dużo wolnego czasu na myślenie o drugiej osobie i tym, co się między nimi wydarzyło.  
Edward jeszcze bardziej poświęcił się pracy, a gdy wracał zmęczony witał się ze swoją córką i kładł ją spać. Często sam przy tym zasypiał i zostawał z nią na noc, a Bella wpatrywała się w ten obrazek myśląc o swoim ojcu, którego kiedyś uważała za autorytet i kochała całym swoim sercem, a potem znienawidziła go do granic możliwości i nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Potrzebowała mieć osobę, którą będzie winić za wszystkie nieszczęścia, jakie ją spotkały i wybrała na nią Charliego, bo gdyby nie jego zdrada dalej tworzyliby szczęśliwą rodzinę, ona ukończyłaby szkołę i poszła na wymarzone studia. Byłaby inną osobą, szczęśliwą osobą, która nie musi niczego udawać.
Znów obserwowała, jak Edward i Hope zasnęli przytuleni do siebie w pokoju dziewczynki. Podeszła do nich i zgasiła lampkę po stronie mężczyzny. Okryła ich kołdrą i poczuła, jak telefon wibruje jej w kieszeni. Wyprostowała się i szybko wyszła z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Gdy była pewna, że ich nie obudzi wyjęła telefon i przygryzła wargę, widząc, że to James do niej dzwoni. Nie miała z nim kontaktu odkąd ją uderzył. Wiedziała, że musi odebrać, ale po raz pierwszy od dawna obawiała się tego, co usłyszy od swojego szefa.
Nacisnęła zieloną słuchawkę i przeciągnęła po ekranie, a potem przyłożyła telefon do ucha i powiedziała:
– James.
­­– Isabello! – wykrzyknął uradowany – jak się cieszę, że znów słyszę twój słodki głos. – Umiała sobie wyobrazić, jak blondyn wyglądał w chwili, gdy wypowiadał te słowa i wcale jej się to nie podobało. – Powiedz mi, moja droga, za ile zamierzasz do mnie wrócić?
– Jak najszybciej się da, Jamesie – skłamała. Było jej tu dobrze, mimo tego, że Edward i ona mają dość dziwne kontakty.
– Och, poprawna odpowiedź – zaśmiał się fałszywie – mam nadzieję, że tak naprawdę myślisz, i że tak będzie, moja droga. Ale… - Przeszedł ją dreszcz. – Chcąc przypomnieć ci, że należysz do mnie, słodka Bello, załatwiłem ci robotę na tę noc. Radzę ci znaleźć czas, cokolwiek robisz, mało mnie to interesuje. Masz być w hotelu Downtown o godzinie dwudziestej, radzę ci się nie spóźniać. – Rozłączył się.

Weszła do holu hotelowego ubrała w swoje wieczorowe ubrania, po które musiała wstąpić do klubu, gdzie zadowolony James na nią czekał. Sam odwiózł ją do Downtown chcąc sprawdzić, czy nadal była mu posłuszna. Zachowywała się tak, jak przed swoim krótkim urlopem. Tak, jakby nic w jej nastawieniu do tego, kim się stała i co robi się nie zmieniło.
Miała na sobie obcisłą bluzkę, przypominającą raczej obcisły, czarny gorset i krótkie spodenki, które ledwo zakrywały jej tyłek, a na nogach szpilki z platformą. Rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia i stwierdziła, że każdy patrzy na nią z pogardą. Już po samym stroju ludzie orientowali się, kim jest i po co tu przyszła. Wcześniej tego nie zauważała, nie czuła potrzeby. Teraz wstydziła się tego, co pomyślałby Edward, gdyby ją taką zobaczył i jakie pytania zadawałaby Hope.
Hotel był bogaty i wiedziała, że klient, który na nią czekał musiał być nieźle ustawiony. Ruszyła do wind, które miały złote ozdoby i weszła do środka. Wszędzie były lustra, mała poręcz na tylnej ścianie i nowoczesne oświetlenie. Winda sprawie ruszyła na ósme piętro i po chwili zatrzymała się, a ona wyszła stukając o posadzkę swoimi szpilkami.  Stanęła przed pokojem sto dwa i zapukała.
Drzwi otworzył jej mężczyzna, około czterdziestki. Znała go. Był przyjacielem Jamesa i zawsze to ona go obsługiwała. Nazywał się Jonathan i robił z jej szefem jakieś interesy. Był wysokim mężczyzną, dobrze zbudowanym i zadbanym. Miał brązowe włosy, które już gdzieniegdzie siwiały, ale nie odbierało mu to urody. Mocno zarysowana szczęka i prosty nos, a oczy osadzone głęboko obserwowały wszystko dookoła swoimi szarymi tęczówkami. Uśmiechnął się blado na jej widok i usunął się w bok, aby mogła swobodnie wejść do środka. Zadrżała i zrobiła parę kroków w przód, a on zamknął za nią drzwi i przekręcił kluczyk. Westchnęła cicho i przełknęła ślinę. Mężczyzna powoli do niej podszedł i objął od tyłu. Zdjął z niej skórzaną kurtkę, całując ją za uchem i po szyi, aż do ramienia. Zadrżała i posłusznie odchyliła głowę w bok, tak jak on tego oczekiwał.
Pchnął ją w głąb apartamentu w stronę kanapy. To było w stylu Johnatana. Nigdy nie pieprzył jej w łóżku, tak gdzie spał. Zawsze to była kanapa, nigdy też się do niej nie odezwał. Wiedziała, jaki ma głos dzięki temu, że czasami była przy Jamesie, gdy ubijał z nim interesy. Wiedziała też przez to, że Johnatan ma żonę i dwójkę dzieci. On też zdradzał swoją żonę, czego ona nienawidziła, ale nie miała prawa głosu, była tylko zwykłą dziwką.
Po chwili nie miała już na sobie ubrań i leżała przed nim naga. Widziała wybrzuszenie w jego spodniach i wiedziała, co będzie musiała zrobić, gdy rozpiął swój rozporek i kazał jej prosto usiąść. Jednym pchnięciem znalazł się w jej ustach, a ona jęknęła i zamknęła oczy, chcąc jak najszybciej przez to wszystko przejść. Bała się tylko powrotu do domu Cullenów i tego, że nie będzie umiała spojrzeć w małą i niewinną twarz Hope.
Słyszała, jak mężczyzna warczy i sapie, a po chwili poczuła w ustach gorzką, ciepłą ciecz, którą przełknęła i powstrzymała odruch wymiotny, zaciskając mocno oczy. Została pchnięta na kanapę i uderzyła głową o wezgłowie i syknęła cicho, a przed oczami jej zawirowało. Z żoną na pewno nie obchodzisz się tak brutalnie, co? – pomyślała, ale to były tylko uszczypliwe uwagi, które powstawały w jej głowie i nie śmiała powiedzieć tego na głos.

Do domu Cullenów wróciła o czwartej nad ranem. Była cała obolała. Bała się nawet dotknąć swoich piersi i wiedziała, że nie chodzi prosto, a każdy następny krok powoduje pulsujący ból między jej nogami i niekomfortowe uczucie. Zamknęła za sobą cicho drzwi i przekręciła zamek, a potem się odwróciła i o nie oparła. Spojrzała przed siebie i znieruchomiała widząc Edwarda, który się w nią wpatrywał. Jego włosy były w większym nieładzie niż zazwyczaj, koszula wyciągnięta ze spodni,  a jej górne guziki były podpinane, rękawy podwinięte niedbale do łokci. W prawej ręce trzymał szklaneczkę ze złotym płynem. Nie wyglądał, jak Edward, któremu przypatrywała się przed swoim wyjściem.
– Gdzie byłaś? – Zadał proste pytanie, na które odpowiedź też była prosta, ale ona bała się wypowiedzieć na głos tego, co robiła przez kilka ostatnich godzin. Myślała, że on nadal spokojnie śpi i nie zauważy jej nieobecności.
– Ja byłam – zaczęła, ale nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie umiała wybrnąć z tej sytuacji.
Spuściła głowę.
– No dalej, słucham… Czy ty widzisz, jak wyglądasz?! – warknął wściekle. – Myślisz, że możesz mieszkać w tym domu, a w przerwach sprzedawać swoją tanią dupę?! – Dopiero teraz zauważyła, że nieco plącze mu się język. Pierwszy raz widziała, aby Edward był pijany. Wcześniej nie umiała sobie tego nawet wyobrazić.
– Jesteś pijany – stwierdziła, chcąc zakończyć tym ich rozmowę. Miała zamiar go ominąć, ale on zastąpił jej drogę.
– A ty jesteś dziwką – mruknął, patrząc w jej oczy.
Zrobiła krok w tył, czując się tak, jakby dostała w policzek. Prawda bolała. Właśnie tego się bała. Obrzydzenia, które było słyszalne w jego głosie i widoczne w jego spojrzeniu.
– Zadzwonił do mnie James…
– Nie obchodzi mnie, kto i po co do ciebie telefonował! – krzyknął. – Wyraźnie powiedziałam, że nie życzę sobie, abyś pieprzyła się z kim popadnie, gdy mieszkasz w moim domu! Czekałem na ciebie całą cholerną noc!
– Czekałeś? – zapytała z nadzieją. – Po co na mnie czekałeś, Edwardzie? – Spłoszyła go tym pytaniem. Przez chwilę milczał. Odłożył szklankę na komodę i przeczesał nerwowo włosy.
– Nie było cię – odpowiedział bez emocji. – Nie zmieniaj tematu, nie było cię w domu! Miałem… Wmawiałem sobie, że nie poszłaś się pieprzyć, ale proszę bardzo! Wyglądasz jak wzorowa dziwka, powiem twojemu szefowi, że może być z ciebie zadowolony!
– Edwardzie! Proszę cię, nie mogłam powiedzieć nie, wiesz, jakie miałabym problemy? Należę do niego, musiałam zrobić to, co mi każe.
– Nic nie musiałaś – Odwrócił się i zniknął w swoim gabinecie.

Poranek u Cullenów był bardzo ponury. Nawet Hope wyczuła, że coś jest nie tak i straciła swoją radość. Jadła grzecznie śniadanie, rozmawiając cicho ze swoim ojcem. Bella milczała. Tylko ich słuchała i kończyła swoje jedzenie ze spuszczoną głową. Bała się spojrzeć Edwardowi w oczy. Ciszę i krępującą atmosferę, która panowała przerwało pukanie do drzwi, a potem kroki na korytarzu.
– Cześć mała – powiedziała radośnie Cassandra, patrząc na Hope. – Wróciłam. 


_________________________________________________________________________

HEJ WAM! MUSZĘ WAM POWIEDZIEĆ, ŻE TO NIE JEST TAKI ZWYKŁY 19 KWIETNIA, DZIŚ SĄ 2 URODZINY AYC! ALE TO SZYBKO MINĘŁO, TEGO BLOGA PROWADZĘ CHYBA NAJDŁUŻEJ. MOJE POPRZEDNIE ZAJĘŁY MI ROK, MOŻE MNIEJ. A TU PROSZĘ. OKRĄGŁE DWA LATKA. SZMAT CZASU, GDY ZACZYNAŁAM PISAĆ TĘ HISTORIĘ BYŁAM W GIMNAZJUM, A TERAZ ZA ROK MATURKA! 
CHCIAŁABYM PODZIĘKOWAĆ CZYTELNIKOM, KTÓRZY SĄ ZE MNĄ OD SAMEGO POCZĄTKU, JAK I TYM, KTÓRZY DOPIERO NIEDAWNO DO MNIE DOŁĄCZYLI I CZYTAJĄ TO OPOWIADANKO :) WASZE KOMENTARZE SĄ NIEZŁĄ MOTYWACJĄ I MAM NADZIEJĘ, ŻE SPODOBA WAM SIĘ TEN URODZINOWY ROZDZIAŁ! DŁUGO MYŚLAŁAM, CO MA W NIM BYĆ I KONIEC KOŃCÓW WYSZŁO COŚ TAKIEGO. 

CHCIAŁABYM ZROBIĆ TAKI URODZINOWY EKSPERYMENT I PROSIŁABYM KAŻDEGO, KTO PRZECZYTA TEN ROZDZIAŁ O KOMENTARZ. BEZ ZNACZENIA JAKI :) CHCĘ PORÓWNAĆ ILE WAS BYŁO, A ILE JEST. WIEM, ŻE NIE DODAJĘ ROZDZIAŁÓW SYSTEMATYCZNIE, ALE MAM ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE NIEKTÓRE DOBRE DUSZYCZKI SĄ ZE MNĄ CAŁY CZAS. 

ODE MNIE TO CHYBA NA TYLE. JESZCZE RAZ STO LAT, STO LAT I ABYM DOKOŃCZYŁA TĘ HISTORIĘ I BYŁA Z NIEJ ZADOWOLONA! TEGO MOGĘ SOBIE ŻYCZYĆ. JA UCIEKAM I CZEKAM NA WASZE OPINIE, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE NAWALIŁAM. 

NA KONIEC ZAPROSZĘ WAS JESZCZE NA BLOGA, KTÓREGO PROWADZĘ Z S.W.E.E.T.N.E.S.S I JEJ WŁASNEGO BLOGA, KTÓRY OSTATNIO PRZESZEDŁ MAŁY KRYZYS... I TERAZ JUŻ NAPRAWDĘ UCIEKAM! 

http://oznakowana.blogspot.com/ <- nasz wspólny blog.
http://amnesia-life.blogspot.com/ <- blog s.w.e.e.t.n.e.s.s

Pozdrawiam,
ściskam,
CM Pattzy
Mrs. Punk