niedziela, 21 grudnia 2014

18. "Bliższe spotkanie"


"To początek tego,
jak to wszystko się zakończy
Kiedyś wykrzykiwali moje imię,
 teraz wymawiają je szeptem
Przyspieszam."

Miłość to chorobliwe uczucie. Czasami potrafi być wszystkim, a czasami ma niszczycielską moc i stanowi zagładę. Oni odkrywali miłość w różnych postaciach. Mieli ją w sobie przez całe swoje życie. Zakopaną głęboko w swoich sercach, zasypaną i pozostawioną samą sobie. A ona rosła w siłę, rozwijała się w nich. Nikt na razie nie dostrzegał tego, jaka jest potężna, jaką ma moc i co może zdziałać. Czekała na odpowiednią chwilę, aby wypełnić ich ciała obezwładniającym uczuciem, sparaliżować i zawładnąć ich dotychczasowym życiem, zmieniając je diametralnie.
Nic nie jest w stanie jej powstrzymać.
~*~

Zamknęła drzwi gabinetu Cullena i w tej samej chwili usłyszała jego głos na dole. Uf, całe szczęście, pomyślała, zabiłby mnie, gdyby zauważył jak myszkuję w jego domu. Pomyślałby, że James mi kazał, czy jakieś inne gówno. Obejrzała się za siebie: Okej, wszystko jego okej. Przeczesała swoje włosy. Nie wiedziała skąd te nerwy i głupie obawy przed Edwardem. Mężczyzna jak każdy inny, nie ma w nim nic specjalnego. Ona nie może się nikogo obawiać, właściwie tylko James ma nad nią kontrolę. On, bo jest jej szefem i człowiekiem, który uratował jej życie.
Wybawca. Czy to pasowało do Moore’a, który był człowiekiem obrzydliwie egoistycznym, okrutnym, mściwym i agresywnym. Przecież to on był sprawcą wielu cierpień Isabelli, ale starannie to ukrywał. Nie pozwoli na to, aby takie brudy wyszły na światło dzienne.
­– Bello, jesteśmy!  – krzyknęła mała Hope z salonu. Brunetka jeszcze raz, sama nie wie czemu, obejrzała się za siebie i stanęła na szczycie schodów. Dziewczynka była z ojcem przy kanapie. Edward ściągał jej bluzkę i pocałował w czoło.
– Pobaw się z Bellą, skarbie. Muszę troszkę popracować – wyznał. Kucnął i spojrzał jej w oczy z uśmiechem. Mała pokiwała energicznie głową i mocno wtuliła się w swojego tatę. Pocałowała go w policzek i przeczesała jego włosy, a potem zacisnęła na nich piąstki.
– Ale dziś zjesz mój obiad? – zapytała poważnie. Edward nie mógł się nie uśmiechnąć. Pokiwał wesoło głową i objął dziewczynkę, aby nimi zakołysać.
– Pewnie, że tak. Zrób mi go szybko, bo jestem głodny jak wilk. – Wstał i przeczesał jej włoski, a potem wszedł po schodach do góry. Na szczycie stanął i spojrzał na Bellę. Kiwnęła mu głową, a jego kąciki ust uniosły się, w oczach zamigotały delikatne iskierki. Zaparło jej dech w piersiach. Och, czemu. Czemu ten facet musi być tak piekielnie przystojny! – wrzasnęła na siebie w myślach. Gdy tylko zniknął w swoim gabinecie, zamykając za sobą drzwi odetchnęła i spojrzała na dół. Zeszła szybko po schodach i przywitała się z dziewczynką.
Czas z nią płynął jej niesamowicie szybko. Wszystko wydawało się takie łatwe, normalne i do przeskoczenia. Dzieci są tak bardzo nieświadome. Sama nie wiedziała, co o tym myśleć. Miała mętlik w głowie. Przede wszystkim wie, że kilka razy przegięła upominając Cullena, co źle robi, wychowując Hope tak, a nie inaczej. Kim ona była, aby mu to wytykać? Nikim. Zresztą, gdyby jeszcze pracowała tu kilka lat, tak jak Cassie. Nie. Ona była w tym domu elementem obcym. Zastępstwem.
Następne było to, że sama tak naprawdę nie jest do końca pewna, co byłoby odpowiednim sposobem wychowania i jak to wszystko wyjaśnić dziecku. Niewinnej istocie, która żyje w bańce mydlanej. Bańka ma cienkie ściany, tak kruche — pękną. Prędzej, czy później.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziała, czemu to wszystko ją obchodzi. Do tej pory była bezduszna, a przynajmniej to sobie wmawiała. Nie obchodziło ją nic, co nie było z nią bezpośrednio związane. Było to łatwe, ponieważ żyła wśród ludzi, którzy są egoistyczni i widzą tylko czubek własnego nosa. Teraz, gdy zmieniła otoczenie ta prawdziwa część jej osobowości powoli, mozolnie i niespodziewanie wydostaje się na zewnątrz. I to ją przeraża.
Nie chce znów stać się emocjonalną kupą gówna. Nie była na tyle silna, by znów przez to przebrnąć. Wie, że gdy się oddali, James nie pomoże jej drugi raz. U niego nie ma szans. Masz jedną, jeśli jej nie wykorzystasz — radź sobie sam. Tak to wyglądało.
Bella nie wiedziała jednak, że James coś do niej czuje. Coś obrzydliwego, pokręconego i nieludzkiego. Coś na kształt miłości, ale bardzo spaczone. I to uczucie więziło ją w jego szponach.

~*~

– Ale bosko pachnie! – zamruczał. Edward właśnie schodził po schodach. Jego córka uszczęśliwiona jego obecnością podbiegła do niego i wskoczyła mu w ramiona. Uśmiechnęła się i słodko go pocałowała.
– Na pewno będzie ci smakować! – pokiwała energicznie głową. – Wiesz, Bella gotuje bardzo dobrze! Prawie jak Cassie, albo babcia Esme.
– Tak, na pewno – skrzywił się nieznacznie. Nie odpowiadało mu to, że Hope polubiła Bellę. Ta dziwka będzie musiała stąd odejść. Prędzej, czy później. Ma nadzieję, że prędzej. Nie ukrywa tego, że jej obecność w tym domu mu przeszkadza. Przeszkadza mu też to, że nie potrafi się oprzeć jej wyglądowi i, kurwa, pociąga go.
Tyle czasu odmawiał sobie cielesnych przyjemności, po to by być dobrym ojcem. Cassandra. Wiedział, że żywiła do niego jakieś uczucia. Z łatwością to jednak ignorował. Jej wygląd też, gdy starała się dla niego wyglądać ładniej. Nie była w jego typie. Bella… Bella wyglądała jak Kate. Była drobna, mała, cwana i ukrywała to, jaka była naprawdę.
Z całych sił próbował związać brunetkę z matką swojego dziecka. Kate znienawidził, Bellę też może. Przynajmniej to sobie wmawiał.
Zasiadł do stołu z Hope na swoich kolanach. Mała wesoło opowiadała mu o tym, co robiła i jak przygotowała obiad. Słuchał ją jednym uchem i uśmiechał się delikatnie, kiwając głową. Co jakiś czas składał delikatny całus na jej włoskach i zaciągał się jej zapachem. Nie mógł jednak przestać myśleć o kobiecie zamieszkującej tymczasowo w ich domu. Spojrzał na Bellę. Otworzyła szafkę i stanęła na palcach, rozciągając swoje smukłe ciało, by dosięgnąć talerzy na najwyższej półce. Uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Powrócił do słuchania córki.

– Zasnęła – powiedziała Bella, wychodząc z pokoju Hope. Edward zmarszczył brwi niezadowolony. Gdy był w domu to on usypiał Hope, a przynajmniej był przy niej.
– Nie patrz się na mnie tak, jakbym ją zjadła – zaśmiała się gorzko. – Zasnęła, gdy czesałam jej włosy. Musiała być bardzo zmęczona, a to ją uśpiło – wzruszyła ramionami. – Jakiś ty drażliwy.
– Przestań sobie ze mną pogrywać! – warknął zirytowany jej śmiałością. Nikt mu się nie sprzeciwiał. Początkowo jej cięty języczek go bawił, ale teraz stawało się to denerwujące. Pozwalała sobie na coraz więcej, albo to on był przyzwyczajony do władzy i kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Ona się nie poddawała i nadal próbowała pozostać niezależna. Nie tu, to jest jego dom i jego zasady!
I jak bardzo go to denerwowało — jeszcze bardziej pociągało.
– Nie pogrywam z panem, panie Cullen – minęła go i ruszyła do swojego pokoju. Obrócił się na pięcie, obserwując ją.
– James wie, gdzie jesteś? – zapytał. Mówił tak płynnie, jakby syczał. Zmrużyła oczy i stanęła. Spojrzała na niego. W tej chwili był wężem. Stanowił zagrożenie, ale nie mogła mu okazać tego, że boi się Moore’a. Wyprostowała się, wypięła pierś i uniosła głowę, patrząc na niego dumie.
– Mam wolne, mogę robić, co mi się żywnie zapragnie – warknęła – a ty nie masz nic do tego, co jest między mną a Jamesem! – zrobiła krok w jego stronę.
Zaśmiał się, dumny z tego jak łatwo mógł ją sprowokować. Próbowała udawać groźną, ale dobrze wiedział, że to postawa obronna. Bała się Jamesa, to chyba jedyna osoba, której się bała. Na razie. Z nim też nie może sobie pogrywać. Na pewno na to nie pozwoli.
– A czy wie, że przebywasz u mnie? – prychnął. – Raczej go to nie ucieszy. Wiesz, raczej konkurujemy ze sobą. Szczerze, uważam, że James to niezły kutas i gdybym mógł pozbyłbym się go jak najszybciej. Nieźle się wkurzy, gdy dowie się, że jesteś ze mną. Jego mała dziwka z jego wrogiem – powiedział triumfalnie. – Genialne!
– Nie zrobisz tego! – w jej oczach błysnął strach. Struchlała, jej ramiona nieco opadły. Przygryzła, chcąc powstrzymać drżącą wargę. Gdyby nie był takim sukinsynem, ten widok mógłby przysporzyć mu wyrzutów sumienia. Gdyby nie był. A jest.
– Chcesz się założyć? – zaśmiał się gorzko. Isabella drgnęła, a przez jej twarz przebiegł cień różnych emocji. Desperacja, smutek, strach aż do determinacji.
– Skoro jestem tylko małą dziwką, muszę robić to, co umiem najlepiej, czyż nie? – uniosła brew.
Pokonała dzielącą ich odległość i wpadła na mężczyznę z takim impetem, że wpadł na ścianę, odbijając się od niej plecami. Objęła go za szyję i wpiła w jego usta. Ich wargi się rozwarły, przyjmując gwałtowne pieszczoty. Wsunął kolano między je nogi i je rozwarł. Idealnie wpasował się między jej ciało, dociskając je do siebie. Była, tak jak myślał, krucha, ciepła i delikatna. Miała miękką skórę i pełne wargi. Pachniała tak dziewczęco i niewinnie — truskawkami.
Poczuł jak wplata dłonie w jego włosy, zaciska pięści i delikatnie za nie szarpie. Ocuciło go to. Oderwał się od niej, robiąc dwa kroki do tyłu. Bella pochyliła się i oparła dłońmi o kolana, dysząc jak po maratonie. Sam miał przyśpieszony oddech.
Zlustrował ją wzrokiem. Czerwone policzki, świecące oczy i nabrzmiałe usta. Warknął pod nosem. Cholera.
– Co ty robisz, do cholery?! – zapytał, nadal ciężko oddychając.
– Wydaje mi się, że tak robią dziwki – zaczęła rozpinać guziki swojej koszuli. Jego oczy rozszerzyły się, ale szybko powrócił do udawanej obojętności.
– Nie w moim domu – podszedł do niej i chwycił ją za rękę. Syknęła, nie był to delikatny dotyk. Ruszył w stronę jej pokoju, otworzył drzwi i wszedł z nią tam, rzucając ją na łóżko. Myślała, że się na nią rzuci, ale on tylko zlustrował ją wzrokiem i uśmiechnął się blado, a potem wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.
Co to było?

~*~

Weszła do sali gimnastycznej i rozejrzała się dookoła. Niewiele się tu zmieniło. Zaśmiała się. Tyle wspomnień związanych z tym miejscem, tą szkołą.
– Zgadnij, kto to? – usłyszała głęboki głos za sobą, a ktoś przykrył jej oczy dłońmi.
– Zabij mnie, ale nie wiem! – odwróciła się i zdjęła dłonie nieznanego, a potem pisnęła i się na niego rzuciła. Wypisz, wymaluj Thomas. Jej pierwszy chłopak. Byli klasową parą całe liceum, a potem ich drogi się rozeszły.
– Miło cię znów widzieć, wydoroślałaś – pochwalił ją. Sam bardzo się zmienił, ale nadal miał rozkoszne dołeczki, gdy się uśmiechał.
– Tak, wiesz… Musiałam się kiedyś pozbyć tych różowych pasm – zachichotała, kręcąc głową. Jej kochane włosy.
Usiedli w przygotowanych miejscach. To pierwszy zjazd ich klasy po latach. Cieszyli się, że ktoś wpadł na ten pomysł i to zorganizował. Wybawili się i pośmiali. Ich spotkanie w sali gimnastycznej, przeniosło się do klubu przecznicę dalej. Wyszli późnym wieczorem. Lily trzymała Thomasa za rękę. Była spita.
– Bez niej to nie to samo – wymamrotała. – Była ważną częścią naszej klasy – oparła się na ramieniu chłopaka. – Co nie?
– Była ważną częścią ciebie, Lily – mruknął.


_______________________________________________________________

HEJ WAM! 
CZY U WAS GRUDZIEŃ TAKŻE BYŁ OKROPNY? W SZKOLE NAWAŁ WSZYSTKIEGO, A Z WOLNEGO TRUDNO SIĘ CIESZYĆ, BO MAM MASĘ PROJEKTÓW NA "PO ŚWIĘTACH". NA RAZIE O TYM NIE MYŚLĘ I ODKŁADAM TO NA BOK, ALE PO NOWYM ROKU BĘDZIE TRZEBA WZIĄĆ SIĘ ZA NAUKĘ I LEKTURY <3 PANI BOVARY I LALKA TO, TO O CZYM PATTZUSIE MARZĄ OD ZAWSZE.

A TAK BLOGOWO TO: WITAM NOWYCH CZYTELNIKÓW, MIŁO, ŻE JESTEŚCIE.
O ROZDZIALE, NIE WIEM, CO O NIM MYŚLEĆ. DŁUGO SIĘ Z NIM MĘCZYŁAM I NIE JESTEM TAK ZADOWOLONA, JAKBYM BYĆ CHCIAŁA. MAM NADZIEJĘ, ŻE WYRAZICIE SWOJĄ OPINIĘ W KOMENTARZACH. 

POZA TYM, MAM POMYSŁ NA BLOGA, NIE UKRYWAJMY, ZREALIZUJĘ GO, TYLKO JESTEM CIEKAWA, CZY MOI ZMIERZCHOWI CZYTELNICY PRZECZYTAJĄ COŚ MOJEGO, BEZ PARY BELLA&EDWARD. TO JAK? SKUSICIE SIĘ? BYŁABYM WDZIĘCZNA ZA ODPOWIEDZI!

AH, NO I JESZCZE CO. WESOŁYCH ŚWIĄT, NIE? JA JUŻ KILKA PREZENTÓW DOSTAŁAM. ZE SZKOŁY, SŁODZIASZNY KUBEK I CZEKOLADĘ Z WIELKIMI ORZECHAMI <3. OD MOJEGO KOCHANEGO SERDUSZKA (s.w.e.e.t.n.e.s.s tak ty XD) KSIĄŻKĘ Z TAKĄ ŁADNĄ DEDYKACJĄ. ALE NIE TYLKO PREZENCIKI SIĘ LICZĄ, JEST TEŻ JEDZENIE I W OGÓLE :D. RODZINĘ MAM CODZIENNIE, WIĘC TEGO NIE WYMIENIAM. OGÓLNIE, JAKO DZIECKO BARDZIEJ LUBIŁAM ŚWIĘTA. 

OKEJ, JUŻ NIE MARUDZĘ! PRZEPROSZĘ JESZCZE ZA BRAK KOMENTARZY NA WASZYCH BLOGACH, JA WSZYSTKO NADROBIĘ! 

JEŚLI PRZECZYTALIŚCIE ROZDZIAŁ, SKOMENTUJCIE, BARDZO PROSZĘ :)

Pozdrawiam,
wesołych świąt,
CM Pattzy

Mrs. Punk