"Kto będzie walczył o to, co słuszne?
Kto pomoże nam przetrwać?
Prowadzimy walkę o nasze życia
I nie jesteśmy gotowi umierać."
Wszystko było tak jak zawsze.
Pożegnał się z rodzicami i poszedł do swojego pokoju. Wdrapał się na łóżko i
zakopał pod kołdrę, tuląc do siebie miśka, którego niedawno dostał za dobre
sprawowanie po tym, jak troszeczkę narozrabiał i nikt nie był z tego dumny. Nie
mógł jednak zasnąć, bo w pokoju było zimno. Otworzył jedno oko i zauważył, że
nikt nie zamknął okna. Zsunął bose stópki na dywan i podreptał do parapetu.
Wdrapał się na niego i zachwiał, złapał się firanki aby zatrzymać równowagę. Z
trudem, przygryzając w skupieniu język, zamknął okno i wrócił na posłanie…
~*~
Nie
mogła spać. Zastanawiała się nad wieloma rzeczami, nie mogła oczyścić swojej
głowy z myśli, które tak bardzo ją dręczyły. Czuła się winna za to, że
wpakowała Edwarda w kłopoty. Wiedziała, że to silny mężczyzna, ale tkwił z nią,
przez nią, w zamkniętym pomieszczeniu. Nie mieli jak liczyć na pomoc.
Wiedziała, że w domu czeka na niego córka , której obiecał wrócić, ale nie
wrócił. Bella straciła poczucie czasu i tak naprawdę nie miała pojęcia ile
czasu siedzieli w zamknięciu razem.
Miedzianowłosy,
śpiący mężczyzna koło niej zaczął się niespokojnie poruszać. Jej oczy
przyzwyczaiły się już do ciemności, więc widziała go dość wyraźnie. Na jego
twarzy widać było grymas strachu. Odkryła, że gdy mężczyzna spał na jego twarzy
malowały się realne emocje, gdy o czymś śnił nie miał na sobie maski, pod którą
się ukrywał.
Z
czasem Edward zaczął być coraz bardziej napięty i niespokojny. Bella przysunęła
się do niego i pogłaskała go po policzku. Otworzył oczy i zamrugał, patrząc na
nią ze zdziwieniem i zdezorientowaniem.
—
Co robisz? — zapytał, siadając i odsuwając się od niej. Wiedziała, że nie
powinna niczego czuć, ale poczuła się odrzucona, nie chciała, aby się od niej
odsuwał. Pustka, którą odczuła była nowym doznaniem.
—
Miałeś chyba zły sen — mruknęła niby od niechcenia. Ona także umiała idealnie
ukrywać swoje prawdziwe emocje.
—
Hm — rzucił tylko i zamilkł. Zrozumiała, że nie chce poruszać tego tematu i
zaakceptowała to. Oparła się o ścianę i obserwowała go. Edward westchnął i
poczuł się nieco winny za gwałtowną reakcję. Przecież nie zrobiła nic złego, a
nawet przeciwnie. Skrycie cieszył się, że budząc go, obroniła go przed kolejnym
koszmarem, który nawiedzał go nocami. Podszedł do Belli i ujął jej dłoń w
swoją, delikatnie ściskając. Jej skóra była zimna i delikatnie drżała. Objął ją
i przytulił do siebie, czując jak zastyga w bezruchu w jego ramionach.
—
Chcę cię tylko ogrzać — powiedział, chcąc wytłumaczyć swój ruch. Bella pokiwała
głową i wtuliła się w niego, kładąc dłonie płasko na jego torsie, by choć
trochę je ogrzać.
Obudził
ich szum, który dobiegał zza zamkniętych drzwi. Wstali i spojrzeli na siebie,
nie rozumiejąc, co się dzieje. Nikt od długiego czasu do nich nie przychodził,
nie licząc regularnych dostaw jedzenia.
—
Cullen, jesteś tam? — Edward uśmiechnął się pod nosem, słysząc głos swojego
kuzyna, Emmetta.
—
No w końcu, długo wam to zajęło! Otwórzcie te cholerne drzwi! — zaradzał
miedzianowłosy.
—
Jak zwykle władczy, nawet w potrzebie. — Osiłka nigdy nie opuszczały chęci na
dogryzki. Szczególnie, jeśli chodziło o wkurzanie Edwarda. Po dłuższej chwili
otworzył drzwi i do pomieszczenia wpadł strumień światła. Edward objął Bellę i
przycisnął ją do siebie, wyprowadził ją z pomieszczenia. Czuł się o wiele
pewniej, gdy wiedział, że wszystko już było pod kontrolą, tak jak uwielbiał i
miał w zwyczaju. Znów mógł wszystkim rządzić. W krótkim czasie opuścili
piwnice, która jak się okazało wcale nie miała miejsca w klubie, ale w jakiś
ruinach. Nie byli daleko od miasta. Cieszył się, że obyło się bez awantur i
spotkania z Jamesem, ale wiedział, że gdy tylko Moore dowie się, że ich odbito
nie pozostawi tego bez reakcji. Edward wiedział, że tym razem będzie gotowy na
atak i nie da się tak łatwo złapać. Tak naprawdę Cullen złościł się za siebie i
winił siebie samego, bo dał się ponieść emocją, które czuł w stosunku do małej
brunetki, która była głównym powodem tego zamieszania.
W
domu czekała na niego mała Hope, która od razu z płaczem wtuliła się w ojca i
małymi rączkami ścisnęła go, jak najmocniej tylko potrafiła. Edward schował
twarz w jej włoskach i zaciągnął się jej słodkim zapachem, bardzo tęsknił za tą
małą istotką, która była centrum jego wszechświata, ale nie mógł zaprzeczyć, że
ta jego idealna konstelacja została nieco zmieniona przez Bellę, która
nieoczekiwanie pojawiła się w ich życiu i nieźle w nim namieszała. Przede
wszystkim nie mógł już ignorować uczuć, jakie do niej żywił, zbyt wiele się
stało.
Bella
z uśmiechem obserwowała Edwarda z córką, wiedziała, że to wszystko było jej
winą, i że sprowadziła na tę rodzinę niezłe kłopoty. Wiedziała, iż interesy
Cullena nie były święte, jednak nie potrzebował on problemów z Moorem, a przez
to, że ją zna będzie je miał. Nie chciała, aby coś mu się stało. Ani jemu, ani
jego córce. Byli jedynymi osobami na świecie, o które zaczęła się troszczyć, i
które obudziły w niej jakieś ludzkie uczucia, które tak długo próbowała
odrzucać ze swojej świadomości.
—
Bella! — Usłyszała wesoły głos małej dziewczynki i nie mogła się nie
uśmiechnąć. Zaskoczona tym, że Hope do niej podbiegła, kucnęła i pocałowała jej
policzek, a potem przytuliła delikatnie do siebie. Córka Cullena pogłaskała
Bellę po włosach i zakołysała się delikatnie. — Cieszę się, że wróciłaś z
tatusiem — szepnęła nieco zawstydzona, rumieniąc się.
—
Ja… — zaniemówiła — ja także się cieszę, że znów cię widzę, Hope.
—
Tęskniłaś za mną? — dopytywała dziewczynka.
—
Pewnie, że tak. Bardzo cię polubiłam — powiedziała i zorientowała się, że to
była prawda. Brakowało jej tej małej, wiecznie uśmiechniętej istotki, jaką była
Hope Cullen.
Jej
spojrzenie znów odnalazło Edwarda. Wiedziała, że będzie musiała z nim
porozmawiać, jednak wiedziała też, że nie może zacząć tej rozmowy przy małej.
Młoda Cullenówna była zdumiewająco mądrym dzieckiem i nie chciała, aby wyłapała
jakieś zdania z ich rozmowy i zaczęła się martwić. W domu była też Cassie,
opiekunka Hope, która zdziwiła się na widok Belli, jednak nic nie mówiąc
zawołała małą. Dziewczynka ostatni raz pocałowała ojca i powiedziała, aby
nigdzie już nie wyjeżdżał, bo bardzo za nim tęskniła. Ten zapewnił ją, że już
nigdzie się nie wybiera i niedługo do niej dołączy, aby przeczytać jej coś na
dobranoc.
Udali
się do gabinetu Edwarda. Stali, patrząc tak na siebie, a sekundę później
miedzianowłosy przyciskał blondynkę do ściany, żarliwie ją całował i błądził
dłońmi po jej ciele. Objęła go i wplotła palce w jego włosy, delikatnie za nie
ciągnąc.
—
Dziękuję — wyszeptała w jego usta.
—
No ja myślę — mruknął z lekką kpiną i oderwał się od niej.
Nie
nadążała za nim. Minutę, nawet sekundę temu, żarliwie ją całował, a teraz
odsunął się z kpiarską nutką w głosie. Bella zmarszczyła brwi i przeczesała
swoje włosy palcami. Zastanawiała się nad tym, co było z nim, do cholery, nie
tak. Ona też nie była całkiem normalna, ale przecież określała się jasno, a nie
była zmienna jak kobieta w ciąży!
—
Więc… tak, ja już chyba będę szła — wydukała.
Edward zaśmiał się i pokręcił głową, oparł się
o biurko, które stało w gabinecie.
—
Nie wygłupiaj się, gdzie pójdziesz? Na pewno nie do Jamesa, prawda? Chyba, że
znów chcesz trafić tam skąd właśnie się wydostaliśmy — rzekł, ominął biurko i
wyjął z barku whisky. Nalał sobie do literatki i wziął niewielkiego łyka.
—
To co, twoim zdaniem, mam zrobić, co? — zapytała zirytowana jego nastrojami.
—
Zostaniesz tutaj — odpowiedział prosto, patrząc jej przy tym w oczy. — Dopóki
nie będziesz bezpieczna, a może i jeszcze dłużej.
________________________________________________________________________
CZEŚĆ, PRZEPRASZAM ZA DŁUGĄ NIEOBECNOŚĆ I PRZEPRASZAM ZA TEN ROZDZIAŁ. NIE ODCHODZĘ, PO PROSTU TROSZKĘ SIĘ POKOMPLIKOWAŁO I ZNIKNĘŁAM Z BLOGSFERY. NIC SIĘ U MNIE NIE NAPRAWIŁO, ACZKOLWIEK NIE CHCIAŁAM PORZUCAĆ BLOGÓW NA TAK DŁUGO. I TAK WRÓCIŁAM TYLKO DO PISANIA.
MAM NADZIEJĘ, ŻE JESZCZE KTOŚ TU ZE MNĄ JEST, KTOŚ TO PRZECZYTA I MOŻE KTOŚ SKOMENTUJE. POWOLI SZYKUJĘ TAKŻE KOLEJNEGO BLOGA, KTÓREGO ROZPOCZNĘ PO ZAKOŃCZENIU TEJ HISTORII... ALE NA TO NADEJDZIE JESZCZE CZAS.
ODE MNIE TO CHYBA WSZYSTKO. MAM NADZIEJĘ, ŻE TYM RAZEM POJAWIĘ SIĘ Z NOWOŚCIAMI SZYBCIEJ, I ŻE BĘDZIE TO LEPSZE JAKOŚCIOWO.
Pozdrawiam,
CM Pattzy