sobota, 28 listopada 2015

26. "Krwawy pokój"


"Budzę się w środku obłędu, którejś nocy,
z kilkoma łzami na mojej poduszce.
I na moim nożu jest krew,
która samotnie plami kartki
ale spłynęły z tej strony.
Czyja to może być krew?
Twoja czy moja?
Weź nóż i przekręć go
Gdzie moje serce?"

Cięcie. Scena pierwsza. Cięcie. Scena druga. Cięcie. Zmiana scenariusza. Nikt nie jest przygotowany na zmiany, jeśli ich nie planuje. Poukładane życie nagle sypie się i plan, według którego żyłeś nagle ma wiele wad. Widzisz to, co robiłeś źle, i to, co było nieodpowiednie. Nie możesz pojąć, dlaczego dostrzegłeś to dopiero teraz? Tak późno zauważyłeś, że twoje dotychczasowe życie miało w sobie tyle błędów i było tak mało warte. To przerażające. Byłeś ślepcem zapatrzonym w korzyści, nie obchodziło cię to, jak doszedłeś do celu. Ważne, że się udało. Nieważne, że po trupach.

~*~

Znowu wszystko było takie samo. Budziła się w pokoju, który jeszcze jakiś czas temu zajmowała. Czuła się tak, jakby te całe więzienie, które zdarzyło się jej i Edwardowi w ogóle nie miało miejsca. Różnica była taka, że nie pełniła w tym domu już funkcji opiekunki. Cassie wróciła i Bella nie musiała się opiekować małą Hope, a mimo to zabawa z dziewczynką sprawiała jej wiele przyjemności. Kontakty z Edwardem też miała coraz lepsze. Dogadywali się, ba, można nawet powiedzieć, że z przyjemnością spędzali z sobą czas. Powoli zmieniali o sobie zdanie. Cullen zaczynał rozumieć, że ta cała Swan wcale nie była taka zła za jaką się podawała. A ona niemal całymi dniami zastanawiała się, dlaczego miedzianowłosy udaje dupka, którym w rzeczywistości nie był. Był za to kochanym ojcem i całkiem niezłym towarzyszem do rozmów. To wszystko było takie niezrozumiałe. Jeszcze jakiś czas temu pomyślałaby, że takie życie nie jest w zasięgu jej ręki, nie uwierzyłaby, gdyby ktoś jej powiedział, że odwróci się od Jamesa i będzie próbowała uciec od tamtego życia. A właśnie tak się stało.
— Bello, czy ty mnie słuchasz? — zaśmiał się Edward, patrząc na brunetkę, która mechanicznie jadła swojego omleta, patrząc w jeden punkt. Oczy Bell skierowały się na mężczyznę.
— Wybacz — szepnęła z lekkim uśmiechem.
— Jestem aż taki nudny? — zaśmiał się cicho.
Szybko pokręciła zaprzeczająco głową.
— Nie, nie. Spokojnie — mruknęła. — Właśnie myślałam, że to wszystko jest śmieszne. Znaczy, no nasze kontakty. W sensie wiesz… Jeszcze jakiś czas temu…
— Rozumiem. Fakt, zabawne to wszystko — przyznał jej rację, kiwając głową. — Jakoś tak się stało. Narzekasz?
— Nie śmiałabym, jeszcze byś się zezłościł.
— Lubisz mnie złościć — zauważył.
— Śmiesznie wtedy wyglądasz — podłapała, zaczynając się z nim sprzeczać.
Edward uniósł brew w pytającym geście i w milczeniu wrócił do swojego omleta. Ja jej dam śmiesznie, pomyślał i pokręcił niezadowolony nosem. Miał coś już powiedzieć, ale w tej chwili do kuchni weszła, szurając nogami, zaspana Hope i wyciągnęła ręce w stronę ojca. Edward wstał i przygarnął ją do siebie, całując w czółko.
— Cześć, księżniczko — szepnął.
Bella uśmiechnęła się pod nosem. Mogłaby przywyknąć do takiego życia i oglądać taki obrazek na co dzień. To naprawdę było dla niej wspaniałe. To, jak bardzo jej życie się zmieniło i względnie stało się normalne.

No i jak to bywa w normalnej rodzinie, którą nie byli, ale nikt nie zabroni jej tak myśleć, Edward poszedł do pracy. Nie mówiła mu tego, ale zawsze czekała na jego powrót, a gdy wracał kamień spadał jej z serca. Bała się, że coś mu się stanie, bo znała Jamesa i wiedziała, że teraz nic się nie dzieje, ale właśnie o to chodziło Moore’owi. Chciał, aby poczuli się bezpiecznie, a potem zaatakuje w najmniej spodziewanym momencie. I bała się, że nie będzie chciał skrzywdzić tylko jej, ale i Edwarda albo, co gorsza, malutką Hope.
Cassie wyszła na zakupy, więc Isabella była sama w wielkim domu. Nie znała całej posiadłości, a przecież jakiś czas w niej mieszkała. Było ciepło, więc wyszła na zewnątrz i usiadła na tej samej huśtawce, na której spoczęła podczas pierwszej nocy w tym domu, gdy zatrzasnęły się drzwi i nie miała jak wejść do środka i, co było zmazą jej dumy, pomógł jej Edward. Zaśmiała się na to wspomnienie. To było przecież stosunkowo nie dawno, a tyle się zmieniło. Teraz darłaby się ze śmiechem, aby jej otworzył, bo utknęła na dworze. Tak, naprawdę wiele się zmieniło.
Wróciła, gdy zaczęło kropić. Pogoda najwyraźniej potrafiła być tak samo kapryśna i pogodna jak życie, bo ciągle coś się zmieniało wbrew woli. Nie dało się zapanować nad zmianami klimatycznymi i nad życiem chyba też nie, bo nikt nie wiedział, co się stanie. Dar przewidywania przyszłości byłby przydatny dla ludzkości, ale wtedy wszystko straciłoby swój urok tajemniczości i moc zaskakiwania. Tak źle i tak niedobrze. Trudno człowiekowi dogodzić.
Szła do swojego pokoju, gdy zerknęła na drzwi, które były zamknięte, a jej nie wolno było tam wchodzić. Była w domu sama, Edward wróci późno, Cassie z Hope pewnie schowali się przed ulewą w jakimś sklepie, bo lekka mżawka przerodziła się w wielką mżawkę. Przygryzła wargę. Przypomniała sobie, że gdy myszkowała w gabinecie Edwarda to w szufladzie, na samym jej dnie, znalazła woreczek z kluczem. Wcześniej uważała to za coś nieważnego. Jaka była głupia! To musiał być ten klucz. Niewiele myśląc, choć wiedziała, że nie powinna, skierowała się do gabinetu Edwarda i rzuciła się jak wygłodniała lwica na komodę, wyciągając z niej klucz. Był zwykły, niepozorny, zwykły klucz do zwykłych drzwi. Nie tracąc czasu wróciła na korytarz i stanęła przed drzwiami takimi, jak wszystkie inne na posesji, ale te, jako jedyne, nie licząc tych do piwnicy i na strych, były zamknięte.
Bella wsunęła kluczyk do zamka, lekko zaskrzypiało i stawiało opór, ale to dlatego, że drzwi musiały bardzo długo stać zamknięte. Z małym wysiłkiem przekręciła zamek, coś strzyknęło, a drzwi puściły i uchyliły się z lekkim skrzypnięciem. Wstrzymała oddech i przygryzła dolną wargę, pchając drzwi. Uchyliły się całkowicie, ale w środku było bardzo ciemno. Właściwie to nic nie było widać. Czuła zimny dreszcz. Nieco obawiała się tego, co tam zobaczy, bo gdyby to nie było nic ważnego to pokój byłby do zwykłego użytku, prawda? Przesunęła dłonią po ścianie, szukając włącznika i cofnęła dłoń, czując pajęczynę. Nienawidziła pająków i tego lepkiego gówna, jednak światło było jej potrzebne, więc znów położyła dłoń na ścianie i macała włącznika, krzywiąc się, gdy napotkała jakąś pajęczynę. W końcu zapaliło się światło. A właściwie prawie, bo lampka mignęła, zajarzyła lekkim światłem, a potem zgasła. Super, żarówka zdechła, pomyślała Bella. Szybko zbiegła do kuchni i wzięła latarkę oraz nową żarówkę i drabinkę. Wróciła do pokoju i nie rozglądając się znalazła żyrandol, postawiła drabinkę i trzymając latarkę w zębach wymieniła ją. Wróciła do włącznika i zapaliła go, a potem rozejrzała się po pomieszczeniu i to, co zobaczyła… Cóż, spodziewała się wszystkiego, ale nie dziecięcego pokoju.
Ściany były wyblakle niebieskie z paskami tapety w samolociki. Na ścianie przeciwległej do łóżka stał regał mebli z biurkiem. Na półkach było pełno figurek aut, dinozaurów i składanych samolotów oraz pluszaków, znalazły się też książeczki dla dzieci. Na dywanie były porozwalane w kącie klocki lego, do połowy ułożony jakiś domek i kilka ludzików. Zwykły pokój chłopczyka. Bella nic z tego nie rozumiała. Podeszła do okna zakrytego czarną zasłoną i odchyliła je. Firany były szare, wyblakłe, spadały z nich serpentyny pajęczyn, a gdy pająki poczuły ruch to pochowały się w zakamarkach. Brunetka odskoczyła jak oparzona i wylądowała na łóżku. Poczuła coś pod sobą, usiadła i wyjęła spod narzuty miśka. Wymemłanego, wytulanego, takiego najlepszego, które dziecko wszędzie ciągnie za sobą, bo to jego ukochana zabawka. A potem zobaczyła podrapane panele, jakby paznokciami wyżłobione, pod łóżkiem i częścią dywany. Wstała i odsunęła posłanie, a potem krzyknęła, zakrywając usta dłońmi. Czy to były plamy po krwi?! Bella spojrzała spanikowana po całym pomieszczeniu. Zauważyła takie same ślady na ścianie. Krew. To musiała być krew. Zaczęła szybciej oddychać. To był jakiś słaby żart? Bo wcale nie było jej do śmiechu. Podeszła do komody i zmarszczyła brwi, dotknęła okurzonych ramek i przesunęła dłonią po szkle, ścierając grubą warstwę kurzu. Na zdjęciu był uśmiechnięty miedzianowłosy chłopiec z rodzicami. I to był Edward.
Usłyszała coś. Myślała, że to Cassie i Hope wróciły. Odwróciła się, chcąc wybiec z pokoju i zamknąć drzwi, ale nie mogła. W przejściu stał Edward. Bella przygryzła wargę. Wiedziała, że ma problem. Widziała to po jego wzorku. Patrzył na nią tak, jak podczas pierwszych spotkań.
— Skąd masz klucz? — wysyczał wściekle.
— Ja… byłam ciekawa — powiedziała bez sił. Co miała robić? Kłamać, że klucz był w drzwiach? Pewnie. Sama doszła do tego, że od lat nikt tutaj nie wchodził. Przyjrzała się Cullenowi. Patrzył tylko na nią, nie rozglądał się po pokoju.
— To był twój pokój? — zapytała Bella. — To krew? — Wskazała na podłogę i ścianę. — Co się tu…
— Dość! — krzyknął miedzianowłosy. — Wynoś się z tego pokoju! Głucha jesteś? Wypierdalaj stąd!
Zaskoczona wyszła z pokoju, mijając mężczyznę, a on z trzaskiem zamknął drzwi, przekręcił klucz i oparł się o ścianę zamykając oczy.
— Edward. — Podeszła do niego i położyła mu dłoń na ramieniu. Ani drgnął. Przytuliła go delikatnie. — Edwardzie — powtórzyła.
— Nie mogłaś się posłuchać. Pewnie, że musiałaś tam wejść. Wpieprzać się tam, gdzie ciebie nie potrzeba! — wysyczał przez zaciśnięte zęby.
— Ja…
— Co ty? Ty nie chciałaś? Nie wiedziałaś? Ty musiałaś? Co ty, Bello? Powiedziałem wyraźnie! I jeszcze myszkowałaś w moim gabinecie za kluczem! — powiedział, odpychając ją od siebie.
Wzięła głęboki wdech i znów do niego podeszła. Nie miała teraz zamiaru tak łatwo odpuścić.
— Wiem, że źle zrobiłam, Edward. Myszkowałam u ciebie przed tym wszystkim. Znalazłam ten klucz, gdy przejmowałam tu obowiązki Cassie. Przepraszam!
— I co ci to dało, że tam zajrzałaś?!
— Jeszcze więcej pytań, Edwardzie — szepnęła, a on jęknął zrezygnowany. Patrzył na nią z bólem i strachem, bo wiedział, że nie uchroni się przed jej ciekawskim usposobieniem. 

_____________________________________________________________________________
CZEŚĆ I CZOŁEM. MAŁO MNIE TUTAJ, ALE ZABIEGANA JESTEM. NO I DOCZEKAŁAM SIĘ OSIEMNASTKI, ACH, KIEDYŚ NIE MOGŁAM SIĘ DOCZEKAĆ, A TERAZ TO W SUMIE SAMA NIE WIEM :p CHYBA LUBIĘ BYĆ DZIECKIEM, ALE TRZEBA WYDOROŚLEĆ. NAJPIERW TO ZDAĆ MATURĘ I WYJECHAĆ. MAM W PLANACH WROCŁAW. JEJU, JEJU, ABY MI SIĘ UDAŁO! 
ROZDZIAŁ WIELE ZMIENIA. TEN TAJEMNICZY POKÓJ. I JUŻ WIADOMO, CO TAM JEST! MAM ZAMIAR NADROBIĆ WASZE BLOGI! BO NIEŹLE TO ZANIEDBAŁAM, TAKŻE TEN, MIŁEGO CZYTANIA, A JA IDĘ CZYTAĆ DO WAS! JESZCZE TAK TYLKO POWIEM, ŻE AYC NIEDŁUGO SIĘ SKOŃCZY, A JA JUŻ PRACUJĘ NAD NOWYM POMYSŁEM. MAM BLOGA, MAM ZWIASTUN, MAM PROLOG, CZEKAM NA SZABLON I MUSZĘ UZUPEŁNIĆ WSZYSTKIE ZAKŁADKI. NO TO DO NASTĘPNEGO TU, MYŚLĘ, ŻE SZYBKO, BO CHCĘ ZAKOŃCZYĆ JUŻ AYC I ROZPOCZĄĆ COŚ SWOJEGO, NOWEGO - ZOBACZYMY JAK TO WYJDZIE W PRANIU! 

Jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować to zapraszam na:
a tu ja w skrócie:
Pozdrawiam,
CM Pattzy
Mrs. Punk