"W końcu
Gdy rozpływasz się w nocy.
Kto opowie historię Twego życia?
I kto zapamięta Twoje ostatnie pożegnanie?
Ponieważ to koniec, nie boję się,
Nie boję się umrzeć."
W
życiu każdego człowieka były sprawy, których po prostu nie chciało się
poruszać, a jedynym pragnieniem było o nich zapomnieć tak, jakby nigdy się nie
wydarzyły. Los potrafił być bardzo wredny, ponieważ zapominało się wiele
szczęśliwych chwil z dzieciństwa, ale pamiętało się te, które najbardziej ranią
ludzką psychikę. Nie pamięta się chwil, gdy wszystko było dobrze i uśmiech nie
schodził z ust, ale we wspomnieniach pozostają momenty, w których cierpimy i
widzimy lub słyszymy rzeczy, których nigdy nikt nie powinien zrobić albo
wypowiedzieć. Nie da się tego wytłumaczyć człowiekowi, który z całych sił
próbuje zapomnieć. Może jacyś psychologowie mają na to wyjaśnienie, ale
zraniona osoba nie będzie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Jeszcze gorzej
jest, jeśli z całych sił się próbuje, a nagle pojawia się ktoś, kto niszczy
złudny, wytworzony ład i porządek, wprowadzając do życia dawne koszmary.
Był
wściekły i bezsilny, nie miał pojęcia, co zrobić. Nie mógł jej przecież
wyrzucić, choć miał na to wielką ochotę, ale już raz pozbył się jej ze swojego
domu i skończyło się wspólnym przesiadywaniem w jakimś zamknięciu. Bella
zrobiła źle. Nie dość, że szukała klucza, naruszając jego prywatność, bo
przecież miał go schowanego w swoim gabinecie, to weszła do tego piekielnego
pokoju, o którym istnieniu chciał zapomnieć, nigdy nie otwierać tamtych drzwi.
Jej przepraszam nic nie dawało, a poza tym mógł się założyć, że nie było
szczere. Nie żałowała, że tam weszła i nie miała zamiaru odpuścić. Widział to
po jej ciekawskich oczach, które czujnie badały każdą jego reakcję. Czego on
się po niej spodziewał? Po tej małej, wszędzie wtykającej nos osóbce? Że odpuści?
Dobre sobie. Powinien był wiedzieć, że kobieta nie odpuści i będzie chciała
dowiedzieć się, co było za tymi drzwiami. Nie podejrzewał jednak, że zrobi to w
taki sposób, szukając klucza i się tam włamując. Stawiał raczej na opcję
rozmowy z nim, naciskania, aby powiedział, co się tam znajduje, pokazał. I
przez zaufanie, które między nimi się budowało Edward pozwalał wybiegać sobie w
przyszłość, myśleć, że może powinien komuś o tym powiedzieć, bo to sprawi, że
będzie mu lżej. Może byłaby to Bell, ale ona wszystko zniszczyła tym okropnym
wtargnięciem, do miejsca, o którym nie powinna na razie nic wiedzieć.
—
Jeszcze więcej pytań? — prychnął. — Wygląda na to, że będziesz musiała poradzić
sobie z niewiedzą. — Odsunął ją od siebie. Przytłaczała go w tamtym momencie i
sprawiała, że nie mógł oddychać. Widział wnętrze tego pokoju po raz pierwszy od
wielu lat. Walczył z tym strachem, zamykając go na klucz w tamtym
pomieszczeniu, a ona otworzyła to, jak jakąś puszkę Pandory, wypuszczając
wszystkie złe wspomnienia.
—
Co to za pokój, Edwardzie? — zapytała.
Mężczyzna
prychnął i wywrócił oczami.
—
Myślisz, że ci powiem? Tak nagle, bez żadnego problemu powiem tobie o tym, co
chowałem przez tyle lat? Z jakiej racji? Co ja wiem o tobie, Bello? —
Obserwował ją. — Pomagam kobiecie, której prawie nie znam. Nie wiem, czemu
jesteś, a raczej byłaś, dziewczyną Jamesa. Nie mam bladego pojęcia, czemu się
wpakowałaś w takie bagno. I wiesz co? — warknął. — Nie wypytuję, bo wiem, że to
mogą być bolesne wspomnienia. Takie, o których nie chcesz mówić, a ty wtrącasz
się wszędzie! Ten pokój był właśnie taką sprawą, o której chcę zapomnieć, a ty
to wszystko zniszczyłaś!
—
Przepraszam! Byłam ciekawa! — westchnęła. Głupio się czuła. Nie powinna tego
robić, ale chęć odkrycia jego „sekretu” była zbyt wielka. Nie mogła tej
ciekawości powstrzymać, a nawet nie chciała i nie próbowała.
—
Byłaś ciekawa. Tak, to wiele tłumaczy! — powiedział i odsunął się od drzwi,
mocno szarpiąc klamkę, chcąc sprawdzić, czy na pewno dobrze je zamknął. — Nie
idź za mną — dodał, nie patrząc na Bellę i odchodząc, a klucz wkładając do
kieszeni spodni.
Wszedł
do swojego gabinetu, gdzie od razu do szklaneczki nalał sobie whisky. Nie
chciał się na nią drzeć. Jeszcze przypadkiem Hope by ich usłyszała, a nie
chciał martwić swojej córki wrzaskami. Kłótnie nie były dla dzieci dobre i
chciał jej tego oszczędzić. Poza tym nie chciał też wyżywać się na Belli, choć
był taki wściekły właśnie przez nią. Wolał to wszystko przemyśleć na spokojnie,
napić się, zrelaksować, jeśli to możliwe, i potem porozmawiać z brunetką. To
było o wiele doroślejsze, niż wzajemne wydzieranie się na siebie i
wykrzykiwanie argumentów, i to nie całkiem składnych. Isabella broniła się tym,
że była ciekawa, ale to w żaden sposób jej nie usprawiedliwiało i ona doskonale
wiedziała, że w tej bitwie była na przegranej pozycji, bo to ona zrobiła źle i
schrzaniła całą sprawę.
Nie
wiedział, ile czasu minęło, ale czuł się znacznie lepiej, więc wstał i
przeszedł do swojej sypialni, gdzie pozbył się garnituru, a potem poszedł do
swojej córki. Cassie właśnie szykowała ją do spania po kąpieli, rozczesując jej
długie włoski. Musiało minąć sporo czasu, skoro mała była już w domu i po
kąpieli, ale nie wiedział dokładnie, która była godzina, bo nie spojrzał na
zegarek.
—
Edwardzie. — Uśmiechnęła się do miedzianowłosego, a on odwzajemnił ten gest i
kiwnął głową.
—
Dzięki, Cassandro, dzisiaj ja jej pomogę — powiadomił.
Niania
pocałowała małą Hope w policzek i wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Edward
usiadł koło córeczki i wziął od niej grzebień. Rozczesał do końca jej kosmyki.
—
Podsuszymy trochę, abyś się nie przeziębiła — oświadczył i poszedł po suszarkę,
a potem podłączył ją do gniazdka przy łóżku i zajął się mokrymi włoskami
córeczki. — Jak minął dzień?
—
Całkiem fajnie — powiedziała, machając nogami. — Szkoda, że nie możemy wyjść
razem w trójkę.
—
Ja, ty i Cassie? — Uniósł brew, bo jego córka nigdy nie oczekiwała takich
wypadów.
—
Nie, głuptasku! — zaśmiała się i spojrzała pobłażliwie na ojca, tak, jakby to
on był dzieckiem, a nie ona. — Ja, ty i Bella. Lubisz Bellę, prawda?
—
Och, tak, żabko, lubię Bellę. Hm, wiesz? — Wyłączył suszarkę i posadził małą na
swoich kolanach. — Może kiedyś zorganizujemy taki wypad — oświadczył, całując
córkę w skroń.
—
Naprawdę?! — pisnęła, natychmiast szeroko się uśmiechając.
—
Naprawdę, a teraz sio, do łóżka. — Zaczął ją łaskotać, a Hope wskoczyła pod
kołdrę. Edward położył się koło niej i ją do siebie mocno przytulił, cicho
nucąc melodię, która zawsze ją usypiała. Sam przy niej zasypiał. Najpierw
śpiewała mu ją jego matka, a potem ciocia Esme. Mocniej przytulił córkę i
zaciągnął się jej zapachem. Nie mógł jej odmówić. Chciała spędzać czas z Bellą,
bo ją polubiła i mężczyzna o tym wiedział. Z jednej strony nie miał nic
przeciwko, a z drugiej martwił go ten fakt, bo nie wiadomo było, jak się
potoczą sprawy między nim a kobietą, więc nie wiadomo, ile jeszcze Isabella
zagości w ich życiu. Bał się tego, że jego córeczka się do niej przywiąże, a
potem będzie sobie musiała poradzić z odejściem brunetki. Nie chciał jej na to
narażać.
Czekał
z malutką, aż ta zaśnie, a potem pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju,
zamykając za sobą drzwi. Miał dość tego dnia, ale musiał załatwić sprawę z
Bellą, bo wiedział, że to nie da mu spać. Nie poszedł do siebie, ale do niej i
zapukał cicho, a potem wszedł. Kobieta leżała na łóżku, ale nie spała. Widział
światło z wyświetlacza jej telefonu. Wyglądała na smutną. Tknęło go coś, ale
zaraz przypomniał sobie, że to nie on zawalił sprawę, a ona. Poza tym, od kiedy
zaczął się przejmować uczuciami innych? Wiedział, że odkąd ją poznał, ale
niezbyt skutecznie starał się to w sobie stłamsić.
Bella
obwiniała się za to wszystko i cały dzień nie mogła na niczym się skupić. Już
kilka razy chciała pójść do Edwarda, ale nie wiedziała, co miałaby powiedzieć,
oprócz tego, że było jej przykro, że przeprasza, ale była ciekawa. Nadal nie
miała innych argumentów na swoją obronę, bo te inne argumenty nie istniały.
—
Przeszkadzam? — zapytał, a ona odwróciła się w jego stronę i wzruszyła
ramionami, a potem spojrzała na niego, odkładając telefon.
—
Nie — powiedziała i westchnęła ciężko. — Chcesz na mnie nakrzyczeć, bo jeśli
tak…
—
Hej, hola, spokojnie — mruknął i przysiadł na krawędzi łóżka. — Schowaj ten
swój bojowy nastrój do kieszeni. Nie przyszedłem się kłócić.
Wyglądała
na zdezorientowaną i właśnie taka była. Schrzaniła, oczekiwała na niezłą burę,
a on przychodzi taki spokojny? Coś jej nie grało, ale jeszcze nie wiedziała, co
dokładnie.
—
Ale nie powiesz i też, co to za pokój, prawda? — Uniosła brew.
Zaśmiał
się i pokręcił głową, a potem położył się na plecach, na jej łóżku. Wodziła za
nim wzrokiem.
—
Nie, nie powiem. Nie teraz. W ogóle nie chcę o tym mówić, Bello, czemu tak
naciskasz? — westchnął. — Najpierw ty — mruknął po chwili. — Powiedz mi swoją
historię — poprosił.
Spięła
się i obserwowała go czujnie. To wydawało się fair. Ona chciała wiedzieć o nim
wszystko, ale nie mówiąc nic o sobie. Nie mogła zjeść ciastka i mieć ciastko.
Kiwnęła zrezygnowana głową.
—
Miałam kochających rodziców. Właściwie to… miałam wszystko, co chciałam,
Edwardzie. Dom, rodzinę, pieniądze, znajomych, plany — westchnęła, uśmiechając się
blado. — Do dnia, w którym odkryłam, że matka i ojciec się rozstają, bo on miał
inną. Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Ojciec zniknął, nienawidzę go za to, a
mama z każdym dniem była w gorszym stanie, aż… Zostałam sama. Długi, długi,
długi… Nie za wiele pamiętam z tamtego okresu. Wiem, że ktoś chciał się na mnie
zemścić, gonili mnie i wtedy znalazł mnie James. — Spojrzała na
miedzianowłosego. — Uratował mnie, więc byłam jego dłużniczką. Musiałam spłacić
dług. Pamiętam pierwszą noc. Bałam się, byłam zagubiona, ale… Każda kolejna
przychodziła coraz łatwiej, a ja poczułam się stabilnie. Wiedziałam, że to złe,
ale nic mi nie groziło. W dodatku stałam się ulubienicą Jamesa. Wtedy się z
tego cieszyłam — zaśmiała się gorzko. — Potem jakoś to leciało, aż do telefonu
Cassie. Wylądowałam tutaj i… resztę historii już znasz — zakończyła, wzruszając
ramionami. — W skrócie byłam smutną dziewczyną po rozstaniu rodziców. Ojciec
miał mnie gdzieś, a matka się zachlała, więc zaczęłam się puszczać.
Zmarszczył
brwi, patrząc na nią. Nie wydawał się zdziwiony. Właściwie to spodziewał się
takiej lub podobnej historii. Nie było w tym nic chamskiego, współczuł jej, ale
wiedział, że nikt nie przeszedł tego, co on. Nie uważał, że cierpiała mniej.
Dla każdego coś innego, dla niej mogło to być okropnym przeżyciem, a on… On
chętnie by się z nią zamienił, może wtedy byłaby bardziej normalny?
—
Teraz ty — powiedziała Bella, kładąc mu dłoń na policzku.
—
Teraz ja…
__________________________________________________________________________
CZEŚĆ! STRASZNIE SIĘ CIESZĘ, ŻE UDAŁO MI SIĘ WSTAWIĆ PRZED NOWYM ROKIEM. DZIEŃ, BO DZIEŃ, ALE JEDNAK. OBIECAŁAM SOBIE, ŻE NIE PÓJDĘ SPAĆ, DOPÓKI NIE WSTAWIĘ ROZDZIAŁU. MOŻE ZABRZMI TO ŹLE, ALE NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ, AŻ SKOŃCZĘ TEGO BLOGA. MOŻE KTOŚ SIĘ DOKOPAŁ [A JA WIEM, ŻE KTOŚ TAK, BO ZOSTAWIŁ KOMENTARZ O SZABLONIE! <3] DO MOJEGO NOWEGO BLOGA C: ZASKOCZENIE DLA OSÓBEK, KTÓRE MNIE ZNAJĄ OD DAWNA, JEŚLI TAKIE SĄ, MOJE POPRZEDNIE, CZTERY ALBO I NAWET PIĘĆ, BLOGI BYŁY O ZMIERZCHU, A TERAZ... A TERAZ NIE! MAM SZABLON, MAM ZWIASTUN, MAM UZUPEŁNIONE ZAKŁADKI, MAM NAPISANY PROLOG I POŁOWĘ PIERWSZEGO ROZDZIAŁU. NIEDŁUGO DOSTANIECIE LINKI, ALE NAJPIERW UPORAM SIĘ Z TĄ HISTORIĄ. MOŻLIWE TEŻ, ŻE WSTAWIĘ PROLOG I DAM WAM LINKA JUŻ W NASTĘPNYM ROZDZIALE TUTAJ, ALE TO SIĘ JESZCZE ZOBACZY, A WY JAK WOLICIE?
MAM NADZIEJĘ, ŻE JAKOŚ DAŁO SIĘ PRZEBRNĄĆ PRZEZ TEN ROZDZIAŁ. ILE JESZCZE PLANUJĘ? ZOBACZĘ. DWA, TRZY. NIE WIĘCEJ. PROWADZĘ TEGO BLOGA OD GIMNAZJUM, A KOŃCZĘ JUŻ LICEUM :D TROCHĘ MINĘŁO. WSZYSTKO, CO DOBRE SIĘ KIEDYŚ KOŃCZY I ZA JAKIŚ CZAS PRZYJDZIE CZAS NA AT YOUR COMMAND, ALE TO ZA JAKIŚ CZAS!
BUZIOLE XX
Pozdrawiam,
CM Pattzy.