Rok 1994. Londyn.
Ból.
To on władał jego ciałem. Nie dawał wytchnienia, nie pozwalał oddychać. Dotykał go zewsząd. Nic nie zważało na jego bezbronność, na niewinność i płacz. Atakował go, a on nie potrafił się bronić. Nie chciał. To wszystko go przytłaczało.
Samotność.
Otaczała go każdego dnia, każdej nocy. Skazywała go na swoje towarzystwo, nie dopuszczała nikogo innego. Tylko ona i on. Chciała go na wyłączność. Dla siebie.
Strach.
Wyłapywał jego krzyki. Poił się jego łzami. Jadł jego jęki. Otulał się jego drżeniem. Śmiał się z jego westchnięć. Nienawidził jego uśmiechu. Zniszczył go. Na zawsze.
Gniew.
Zadomowił się w nim jak pasożyt. Wypalał go od środka i rósł w każdej chwili. Był jak dziecko szatana. Niszczył całe zasiane w nim dobro.
Obojętność.
Na początku nie potrafił jej przyjąć. Starał się walczyć, ale przegrał. Jego wojna się skończyła, kolejna porażka.
Ciemność.
Tylko ją widział. Nawet gdy miał otwarte oczy. Nie dostrzegał światła. Ono przed nim uciekało. Było jak nieproszony gość. Wygnany, nikomu niepotrzebny.
Nadzieja.
Wygasła, nie zostawiła żadnej iskierki. Żadnego śladu. Nie pozostawiła po sobie nic, uciekła i nie wróci. A on nie ma zamiaru w nią wierzyć.
Cierpienie.
Daje o sobie znać. Zawsze. Najmniejsza myśl, najlżejszy ruch. To wszystko pokłada się w nowych, napadających go falach agonii.
Śmierć.
To jego wróg i przyjaciel zarazem. Nie chce go zostawić, ale nie chce też z nim być. To ona zniszczyła jego życie.
Zbrodnia.
On tym jest. Jest karą dla samego siebie. Jest zagładą. Jest końcem, który będzie trwać wiecznie.
I one wszystkie. Ból, samotność, strach, gniew, obojętność, ciemność, nadzieja, cierpienie, śmierć i zbrodnia. To one tworzą go. Małego sześcioletniego chłopca, który nie powinien żyć.
~*~
Edward Cullen siedział na środku łóżka, w ciemnym pokoju. Chłopczyk przyjął dziwną pozycję embrionalną i kiwał się. Przód i tył. Tył i przód. Niegdyś wesołe, szmaragdowe oczy dziś błagały o pomoc, której nie otrzymały. Czerwone od łez policzki były jak martwe, wykrzywione ze strachu. Śmierć to rzecz, której pragnął ten mały chłopczyk. Może i wyglądał na sześcioletnie dziecko, może nim był, ale wycierpiał więcej niż ktokolwiek inny. Widział więcej niż powinien, nie chciał tego widzieć, ale gdy tylko zamknął oczy...Te obrazy wpraszały się w jego umysł, nie mógł ich wypędzić. Robactwo, to rozrastało się w jego umyśle. Siało zamęt i pustkę. Jak szarańcza, zjadało dobre wspomnienia, żywiło się resztkami zdrowego rozsądku. Nikt by sobie z tym nie poradził, a co dopiero on...? Mały, niewinny, bezbronny, naiwny. Taki był...Był. Bo już nigdy nie będzie. Co się z nim stało...? Wycierpiał wiele, za wiele. Jedno było pewne, to go zabijało. Jego beztroska uciekła, dzieciństwo się skończyło.
Chłopczyk załkał i położył się na łóżku, szczelnie okrył się kołdrą. Do piersi przyciągnął swojego starego, szmacianego misia, którego dostał na swoje piąte urodziny od...Nich. Dostał go od nich. Świeże łzy spłynęły po jego policzkach. Czuł ich słony posmak na popękanych ustach. Oblizał je, szczypało, ale nie zważał już na ten ból. Był dla niego niczym. Niczym w porównaniu z bólem psychicznym. Zamknął oczy i zaczął pod nosem nucić kołysankę.
-Śpij, mój aniołku, swoje oczka zmruż...- łkał cichutko - Noc już nadeszła, otuli nas do snu...-z jego piersi wydobył się bolesny szloch - Gwiazdy nam świecą, oświetlają mrok...-skulił się pod wpływem wspomnień - A małe aniołki zaśpiewają ci do snu tak...-przycisnął swojego misia jeszcze bardziej do siebie i zaczął od nowa - ...Śpij już aniołku, swoje oczka zmruż...- chłopczyk śpiewał kołysankę cały czas, w kółko. Z czasem jego głos słabł, a szloch ustępował. Jego śpiew przerodził się w mruczenie, a po chwili w pokoju panowała cisza. Zasnął. W pokoju było słychać niespokojny oddech małego Edwarda, tak jak zawsze. Wspomnienia nie dawały mu spokoju. Włamały się do jego snów, a przecież czas snu powinien być dla niego relaksem, odpoczynkiem. Niestety, nie dane mu było nawet to. Gdy spał przeżywał to wszystko jeszcze raz, od nowa, ciągle i nieprzerywanie. Czym zawinił ten chłopak...? Czym zasłużył sobie na taki los...? Przecież był tylko dzieckiem, nie zrobił nic co ponosiłoby go na tak wielką karę. Zapłacił za to swoje życie. Jeden obraz, parę chwil, multum krzyków, wiele wspomnień. Umierał każdego dnia, każdego dnia oddychał coraz mniej. Opuszczał nas, był tylko ciałem, jego duszę wypełniała inna osoba. Człowiek, z którym żadne z nas nie chce mieć do czynienia. Ktoś kto nienawidzi sam siebie. Walka ze sobą to najgorsza wojna w naszym życiu. A my zawsze przegrywamy.
Edward zaczął rzucać się po łóżku. Za dużo, za wiele na raz. Chciał się obudzić, ale nie mógł. Wiedział, że śni, ale nie mógł wyrwać się z tego stanu. Spazmatyczny oddech chłopca odbijał się echem po pokoju. Martwy szloch wydostał się z jego piersi. Zacisnął piąstki i krzyknął. Otworzył oczy. Usiadł gwałtownie na łóżku. Trząsł się ze strachu. Rozejrzał się po pokoju, wszystko go przerażało. Wyskoczył z łóżka. Po pokoju rozległ się tupot małych stóp dziecka, które potrzebuje pomocy. Edward podbiegł do włącznika i zapalił światło. To nie pomogło, nic się nie zmieniło. Nadal czuł ucisk w klatce piersiowej. Nadal się bał. Nadal umierał. Oparł się o ścianę i spłynął po niej na podłogę, podciągnął nogi pod brodę, a głowę oparł na kolanach. Cichy szloch znów rozległ się po pomieszczeniu. Te ściany od tak dawna nie usłyszały śmiechu chłopca. Śmiechu, który nadawał tyle radości temu domu i mieszkańcom. Tego śmiechu, który nadawał sens życia wielu osobą. Tego śmiechu, który zgasł na zawsze. Ten śmiech odszedł razem z jego dobrą stroną. A ta zła...? Może się teraz nie ukazywała. Chłopiec jest jeszcze tym wszystkim przygnieciony. Gubi się, nie potrafi zrozumieć dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Dlaczego on. Dlaczego jego życie. Jestem zły, to przeze mnie, nie powinienem żyć. Jestem problemem. Tak o sobie myślał, ale to nie była prawda. To nie była jego wina. On tylko był w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, ale...Z właściwymi osobami. I to go skazywało na klęskę. Te osoby. To moja wina, moja...To przeze mnie, te słowa były jak jego własna modlitwa, mantra, którą powtarzał. Wiecznie i wiecznie. Przeżywszy tak wiele zła nikt z nas nie liczy na szczęśliwe zakończenie. Chłopczyk czuł się tak jakby go ktoś pokochał, a potem potraktował jak zwykłą szmacianą zabawkę. Był dzieckiem. Nie umiał określić połowy emocji, które czuł. To wszystko...Było za wiele tego wszystkiego. Świat jest duży, a on mały. Co byś zrobił na jego miejscu...?
Nie wiedział ile czasu minęło, ale za oknem nadal królował mrok. Mrok zawładną też jego umysłem, ciałem, życiem. Wtargnął wszędzie. Zagnieździł się i zapuścił swoje korzenie. Głęboko, wewnątrz duszy chłopca, tam miał swoje źródło. Ciemność w nim i obok niego. Kolejne łzy spływały po jego polikach. Zawsze mi mówili abym się nie mazgaił, myślał, ale ja nie potrafię. I nie potrafił.
I nigdy się nie nauczy, nie nauczy się żyć.
~*~
Esme Cullen siedziała w sypialni wraz ze swoim mężem, Carlisle'em. Myślała o swoim siostrzeńcu, małym Edwardzie. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego co czuje to biedne dziecko. Nikt nie potrafiłby wyobrazić sobie takiego bólu jakim został obrzucony ten chłopak. Dla niej samej to był szok, a przecież ona nie widziała tego na własne oczy. Tylko Edward to widział. Tylko on. Kobieta próbowała dotrzeć do niego, ale nie udawało jej się. Za każdym razem Edward ją w jakiś sposób odtrącał, chłopak sam tego nie widział, ale robił to. Carlisle też nie mógł złapać kontaktu z dzieckiem, choć kiedyś był jego ulubionym wujkiem, dziś nie rozmawiali wcale. Dzieci państwa Cullen, bliźniacy, o rok starsi od Edwarda, Emmett i Jasper też nie bawili się ze swoim kuzynem, bo nie wiedzieli jak. On zawsze odmawiał. Nie chciał się bawić. Emm i Jazz na początku codziennie szli po Edwarda, namawiali go do zabawy, opowiadali różne historie. On odmawiał, za każdym razem mówił "Nie chcę, idźcie beze mnie". Po jakimś czasie chłopcy przestali go namawiać. Wiedzieli, że to na nic.
Rodzina Cullenów zaadoptowała Edwarda. Prawie był już ich synem, ale on sam nie nadawał się już do bycia dzieckiem, synem, do bycia kochanym i potrzebnym.
Nie potrafił, nie umiał, nie chciał, nie potrzebował.
Nadal umierał.
~*~
Chłopiec nie liczył czasu, ale nadal siedział pod drzwiami. Nadal drżał. Nadal się bał. Nadal cierpiał. Nadal się kołysał. Przód i tył. Tył i przód. Nogi jak zwykle miał podciągnięte i opierał swoją brodę na kolanach. Nie wytrzymywał. Dziś nie dawał już rady. To go wypalało, od dawna. Potrzebował odpoczynku, na chwilę, choć na sekundę. Ale tego nie dostawał. Znów zaczął nucić tak dobrze mu znaną kołysankę, kiedyś jej melodia go uspokajała, łudził się, że i tym razem to pomoże.
-Śpij, mój aniołku, swoje oczka zmruż...Noc już nadeszła, otuli nas do snu...Gwiazdy nam świecą, oświetlają mrok... A małe aniołki zaśpiewają ci do snu tak...- ponownie zaśpiewał to kilka razy, ale teraz nie pomogło. Edward wstał. Zgasił światło. W pokoju panował półmrok. Chłopczyk złapał swojego misia i otworzył drzwi. Stał już na korytarzu, a drzwi do jego azylu zatrzasnęły się za nim. Wzdrygnął się. Spojrzał przed siebie, na końcu długiego korytarza był pokoju cioci Esme i wujka Carlsle'a. Po bokach jego kuzynów. Chłopczyk ruszył przed siebie, przez ciemny korytarz. Jego miś zwisał mu z ręki i sunął po podłodze. Jego krok był powolny, tak jakby się czegoś bał. Jakby obawiał się, że coś wyskoczy i go porwie, zrobi mu krzywdę. Jego strach nie był bezpodstawny, miał ku niemu powody.
W końcu doszedł do końca korytarza, stanął przed jasnymi drzwiami. Niepewnie uniósł swoją rączkę i trzymał ją w powietrzu przez jakiś czas. W końcu odważył się i zapukał. Usłyszał głuchy stukot, a potem ciepły głos swojej ciotki, która zapraszała go do środka. Mały chłopiec niepewnie otworzył drzwi. Ciocia Esme siedziała na łóżku patrząc kto puka do jej sypialni o tej godzinie, wujek Carlisle przyjął tam samą pozycję. Widząc małego Edwarda państwo Cullen bardzo się zdziwiło. Esme zabolał widok chłopca, który wygląda na tak bardzo zmęczonego. Edward podszedł do łóżka od strony cioci. Nie zdawał sobie sprawy, że znów płacze. Upuścił misia, który z głuchym echem odbił się od posadzki. Chłopczyk spojrzał załzawionymi oczami na ciocię i wujka.
-Błagam, naprawcie mnie...-wyszeptał.
~*~
W tym samym czasie mała dziewczynka radośnie wskoczyła w ramiona swojego tatusia, który kupił jej lalkę. Zaśmiała się i ucałowała go w poliki. Potem, w ten sam sposób, podziękowała swojej mamie.
Była szczęśliwa.
_____________________________________________
WITAM
Na początku chciałabym podziękować wszystkim, którzy skomentowali prolog mojego nowego działa. Cieszy mnie to, że AYC, jak na początek, przypadło Wam do gustu. Coś o rozdziale, hmm, muszę przyznać, że mi osobiście bardzo się on podoba. Gdy go pisałam miałam ochotę płakać i jeszcze ta muzyka. Nie było mi łatwo pisać uczuć sześcioletniego Edwarda, ale mam nadzieję, że udźwignęłam to zadanie.
Dedykacja dla wszystkich czytelników.
WAŻNA INFORMACJA
Nie wiem, może ktoś z Was zauważył, ale przez jakiś czas na blogsferze nie było żadnych moich blogów. Ani prince, ani LIM, ani tego - AYC. Ktoś włamał się na moje konto, a ja je cudem odzyskałam. Płakałam jak najęta, a jeśli ten haker to czyta, to mam dla niego wiadomość. Wiem, że nie każdy może lubić to co piszę, to jaka jestem, ale mam garstkę czytelników. I warto dla nich pisać, przede wszystkim ja kocham czytać.
Nie
wiem, kurczę, czy naprawdę komuś mogła zależeć na tym aby doszczętnie
mnie zniszczyć? Przecież to tylko zwykłe, dla mnie niezwykłe, blogi.
Poświeciłam blogowaniu 3 lata, a teraz mogłam to wszystko stracić, bo
komuś się tak zachciało. Kurczę, od tego płaczu boli mnie głowa. A moja
mama nie mogła mnie uspokoić.
Przede
wszystkim dziękuję Ince Wampirce (Julce), pisałam z nią wtenczas na
skypie, nadal piszę. Ona bardzo mi pomogła, powiedziała, że zacznę od
nowa, powiadomię innych o zaistniałej sytuacji. A gdy płakałam bo co się
stanie z LIM powiedziała, iż tyle razy to czytała, że na pewno to
odtworzymy.
Choć internet jest pełen ludzi
zawistnych, takich, którzy może i chcieli zniszczyć wszystko co
zbudowałam, ot tak, z nudów to na szczęście są też takie osoby jak Jula,
Amanda (Rosa), czy nasza Miśka. No i jest ta garstka moich
czytelników.
Dziękuję Wam.
NA POŻEGNANIE
Dziś to na tyle.
Czekam na Wasze szczere opinie.
Mam nadzieję, że Wam się podobało.
Pozdrawiam, Wampirek.