Rok 2013. Londyn - Chicago.
Wspominam...
"Wszystkich zgniłych sumień cmentarz
Ciemna strona ludzkiego serca
Nie wielu dotrzymuje tempa
Jestem z Tobą, wyciągnięta ręka"*
Duży budynek.
Wielka budowla, tak dużo pomieszczeń, parę łóżek w czterech ścianach. Uwięzieni tu ludzie, niby dla własnego dobra. Obcy ludzie gapiący się bez wstydu. Ciągle mija kogoś nowego. Przypomina sobie krzyki i płacz. Panikujące osoby, które bezradnie biegają w kółko. Od sali do sali. Chcą pomóc, ale nie zawsze im to wychodzi. W jego przypadku nie wyszło. Zawiedli go. Nie uratowali...
Rażące światło.
Za jasno, to bije po oczach, sprawia paraliżujący ból. Cierpi psychicznie, to gorsze niż tortury. Takiego bólu się nie zapomina. Nie wie gdzie podziać spojrzenie, jego oczy błądzą po korytarzu, widać w nich przerażenie. Gubi się, nie może odnaleźć. Chce wyjść, ale nie może, nie dziś, nie zawiedzie. Dziś tu jest po to aby zwyciężyć. Musi wytrzymać.
Białe ściany.
Przemierza korytarze z zaciętą miną, idzie pewnym krokiem. Nie może pokazać, że się boi, nikt nie może wiedzieć, iż ogrania go panika. Nie chce uwolnić małego, skrzywdzonego chłopca, który żyje w głębi jego spieprzonej duszy. Już nie będzie szlochał, nie będzie, nie może. Musi udawać, że sobie razi. To jest jego broń, jego linia obrony. Tylko tak może utrzymywać się na polu walki, przy życiu.
Błędne koło.
Nienawidzi tego miejsca, nie ukrywa tego, nie chce tu być, nigdy nie chciał. Pamięta jak tu trafił po raz pierwszy. Zupełnie sam, bez nikogo, zdany na siebie. Był wystraszony i roztrzęsiony, panika innych ludzi jeszcze bardziej go niepokoiła. Ale nikt mu nie pomógł... A potem się dziwią, że jest jaki jest. Tylko patrzyli z litością na niego, a on nie chciał litości, chciał pomocy. Teraz... Teraz już tego nie potrzebuje, ale te wspomnienia bolą.
Za wiele obrazów z przeszłości zalało jego umysł, widział to wszystko jeszcze raz. Słyszał głosy w głowie. Stanął, nie miał siły iść dalej. Musiał się zatrzymać, odsapnąć. Oparł się o ścianę ciężko dysząc. Podparł się rękoma o swoje kolana, które niezauważalnie drgały. Jego sylwetka była pochylona do przodu, zgarbiona. Zacisnął szczęki z całej siły próbując się uspokoić. Wyrzucić z głowy niechciane wspomnienia. Jego nogi lekko drżały, zmusił swoje ciało do opanowania, udało mu się to z trudem. Ale kontrolował się, na razie, nikt nie wie co się może stać. Warknął zły na siebie, że znów przegrywa walkę z przeszłością, że nie daje rady, traci panowanie nad zaistniałą sytuacją, iż wszystko wymyka się spod jego władzy, która już i tak jest słaba, zawsze była. Walnął pięścią w ścianę i niemal pobiegł przed siebie. Wyłapał jeszcze współczujące spojrzenia ludzi, którzy tak na prawdę gówno wiedzieli. Wpadł do sali, przed którą stali Esme i Carlisle. Edward nawet nie zwrócił na nich uwagi, nie chciał, czuł się paskudnie z tym jak ich traktował, ale nie chciał przepraszać... Może się bał, że mu nie wybaczą, on by sobie nie wybaczył. Przypomniała mu się scena przed paru laty. Prosił ciocię i wujka aby go naprawili, mówił to ze łzami w oczach, wtedy się ich nie wstydził. Te małe przeźroczyste kropelki go wyzwalały, nie obawiał się pokazać jakim był słabym, małym chłopcem. Nadal taki jest, ale... Ukrywa to w masce wyrachowanego sukinsyna, choć chciał to zmienić... Nie raz... Nie miał po prostu siły i odwagi. Był tchórzem. A wtedy... Po jego prośbie wszedł do łóżka cioci i wujka. Wtulił się w Esme i płakał. Carlisle głaskał go po plecach. Ale on i tak nie mógł się uspokoić. Poprosił ciocię o to aby zaśpiewała mu kołysankę, wiedziała którą, zrobiła to. Chłopczyk zasnął w jej ramionach. Edward potrząsnął głową. "Teraz już nie jestem małym chłopcem.". Tak, teraz już nie jest małych chłopcem. Jest osiemnastoletnim, samotnym ojcem. Kate wyrzekła się już praw rodzicielskich. Stał za drzwiami, w małej sali, pod ścianą zobaczył inkubator... Coś się w nim poruszało. Podszedł w tamtą stronę niepewnie. I zobaczył ją. Zobaczył swoją małą kruszynkę, nikłe światło w tunelu. Jego niewidzialne kajdany spadła z nadgarstków i pozwolił sobie zrobić kolejny krok do przodu. Tak niewielki, ale jednak... Widział swoją nowo narodzoną nadzieję. Zrobił następny krok, spojrzał na inkubator. W środku, otulona różnymi kocykami, leżała. Miała otwarte oczy, jego oczy, tak samo przenikliwie zielone ze złotymi plamkami. Tyle tylko, że jej spojrzenie nie było przepełnione strachem, bólem, cierpieniem, nienawiścią, tęsknotą, a zarazem obojętnością. Ono było niewinne, bezbronne, niewiedzące... Takie naiwne, błyszczące, dziecięce. Była jego dzieckiem. Wyciągnął dłoń i pogłaskał ją po rączce. Taka delikatna, ciepła, miła.
- Hope Cullen... - szepnął z "miłością" w oczach, już od tak dawna nikt nie widział go w takim stanie - Moja Hope, moja mała nadzieja...
(...) Od zawsze sądził, że nie ma dla niego nadziei, nawet nie próbował wierzyć. Miał dość złudnych marzeń, nie chciał kolejnych zawodów, wolał nie robić nic, przyzwyczaić się do tego co było, co jest i będzie. Jego życie zostało przesądzone parę lat temu, a on nie miał na to wpływu, choć nie wiadomo jakby chciał... Nie mógł zmienić przeszłości, wtedy nie mógł nawet sobie pomóc, był za głupi, za młody. Za wiele, za młodo. Zatracał się, niszczył - od zawsze. Nie oczekiwał zmian, nie liczył na nie, nie chciał ich, pragnął tylko umrzeć. Jednak przewrotny los przygotował dla niego coś zupełnie nieprzewidywanego. Przez to jego życie znów się zmieni, bo on będzie musiał się zmienić. Skreślić niektóre przyzwyczajenia, zmienić siebie dla kogoś kto jest jego częścią. Życiem z jego marnego życia, być może jakąś dobrą częścią z niego. Stworzył coś innego, inny oddech ze swojego. (...)
Siadł przed inkubatorem i wpatrywał się w małą istotkę, która teraz była częścią jego życia. Była taka mała, naiwna, nieświadoma i bezbronna. Była słaba. Taka jak on kiedyś, gdy był dzieckiem, gdy żył w niewiedzy zła, otaczającego go świata. Wtedy wierzył w szczęście. Wie, że nie może popełnić tego samego błędu co... Co oni. Będzie dbał o swoją małą nadzieję, da jej tyle ile może zaoferować, postara się aby nie spotkało jej tak wiele cierpienia. Oczywiście, że to zrobi, ale... Uświadomi jej też, że życie nie jest sielanką, jest ciężkie. Nie każdy ma prawo być spełnionym człowiekiem. On nie ma. Choć dostał szansę nadal nie odnalazł swojej duszy...
Wracam do rzeczywistości...
-Miało być lepiej... - mruknął pod nosem, siedział w swoim gabinecie. Wspominał, często to robił. Demony przeszłości nadal żywiły się jego życiem, ale on już się nie bał. Teraz był obojętny, miał władzę. Strach zniknął, bano się za to jego. Jedno słowo tego wyniosłego, dwudziestopięcioletniego mężczyzny, a ktoś mógł zginąć. Śmierć nadal przy nim była, tyle że on się teraz z nią przyjaźnił. Sama jego postawa wywoływała dreszcze.
Niedbale ułożone kasztanowe włosy, mroczne przenikliwe i wszystkowiedzące zielone oczy otoczone wachlarzem rzęs, skrywały w sobie tajemnicę. Wyrazista, mocna i ostra linia szczęki, zaciśnięte w wąską linię usta. Twarz pokryta kilkudniowym zarostem, który dodawał mu męskości. Szerokie ramiona, wyprostowana i umięśniona sylwetka. Atrakcyjności donosił mu także ubiór. Garnitury, szyte na miarę, z najdroższych firm. Przylegające do ciała koszule z luźno zawiązanym krawatem. Zawsze miał ze sobą broń, legalną czy nie legalną, zawsze ją miał. Mały pistolet wsadzony w pasek od spodni i zakrywany marynarką. Nie chciał aby Hope o tym wiedziała. Miała sześć lat, ale to strasznie mądre dziecko. "Hope...Moja nadzieja. Moja córka jest moim życiem. Zrobiłbym dla niej wszystko. Jestem skurwielem bez serca, fakt. Ale tylko ta malutka osóbka sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech. Nie fałszywa maska. Kocham ją, jestem jej tatusiem. I nigdy jej nie zawiodę. Nie opuszczę jej."
Ale mimo wszystko... Czuł się pusty wewnątrz. Po narodzeniu Hope wcale nie było łatwiej, a wręcz przeciwnie. Brak narkotyków sprawiał, że chłopak był nadpobudliwy i agresywny, nie mógł sobie poradzić sam ze sobą, miał ochotę wszystko rozwalać. Po raz pierwszy obawiał się sam siebie. Wrócił do mieszkania Cullenów, ale unikał ich jak ognia. Wrócił do tego domu, aby być z córką. Musiał się nauczyć być ojcem, a to wcale nie było łatwe zadanie, nawet dziś nie jest idealnym przykładem dla córki, ale stara się. Gdy już wyszedł z tego narkotykowego gówna było lepiej, chciał się usamodzielnić... I jednak nie wyszedł z tego bagna całkowicie, tak jak myślał i chciał na początku. Może i sam nie jest narkomanem, ale handluje dragami. Zaczęło się od małych działek, jednej ulicy, która mu przynależała, a potem rozeszło się na cały Londyn, potem na miejscowości pobliskie. Nie raz go przyłapano na delaroweaniu. W swoje dwudzieste urodziny, gdy Hope miała roczek, spakował siebie i córkę, tak po prostu. Wyjechał do miasta, w którym ten cały koszmar się zaczął. Do Chicago, dla niego Miasto Demonów. Ale mimo wszelkiego zła, które go tam spotkało... Wrócił. To tam mieszkał do szóstego roku życia. Po TYM zdarzeniu Esme i Carlisle przywieźli go do Londynu, ale teraz musiał stamtąd uciekać. Chce zacząć od nowa, może nie z czystą kartą, ale nie z całkowicie zapisaną grzechami i grzeszkami. On po tylu latach wraca do domu rodzinnego, nie jako mały chłopiec, ale jako mężczyzna z córką. Całkowicie inny człowiek.
Posiadłość była wielka, swego czasu piękna. Teraz całość nie prezentowała się najlepiej. Wysoka trawa, krzewy, bluszcz wspinający się po ścianach budynku. Basen z tyłu zamiast wodą był wypełniony suchymi liśćmi, między nimi leżała dawna piłka Edwarda, z której całkowicie uszło powietrze. Zamki w drzwiach były zardzewiałe, musiał je wszystkie powymieniać, przez jakiś czas mieszkał z Hope w hotelu. Gdy już wszystko ogarnął ogród i zewnętrzny obraz terenu zamieszkanego dawniej przez jego... Wyglądał o wiele lepiej. W jej wnętrzu nic się nie zmieniło, oprócz tego, że było w niej wiele kurzu, ale mimo to... Meble, obrazy, układ pomieszczeń... Wszystko takie same. Odmalował, oczywiście nie sam, wszystkie ściany i pozbyto się kurzy, wywietrzono wnętrze domu i... Było całkowicie tak jak dawniej, tak jakby się tu nigdy nic nie wydarzyło.
Edward zajrzał do wszystkich pokoi, wybrał sypialnię dla siebie, wystroił pokój dla Hope. Do wszystkich... Oprócz jednego. To pomieszczenie drżącymi dłońmi zamknął na klucz, a potem go schował tak aby nikt go nie znalazł - a tajemnica pozostała martwą.
Mężczyzna znów potrząsnął głową. Po raz kolejny odleciał w przeszłość. Fakt, musiał tu bardzo wiele pozmieniać, ale teraz... Teraz nie jest sam. Na tyłach, gdzie kiedyś było pole do zabawy wybudował mały blok, dla służących. Sprzątaczki, jego prywatny szofer, choć rzadko go potrzebuje, ogrodnik, kucharze... Tylko jedna pracownica mieszkała z nimi. Cassandra, opiekunka sześcioletniej Hope, jego córki. Ona mogła, inni nie, miała więcej praw. Edward ją lubił i szanował tylko za to, że ta zdobyła sympatię Hope.
Dopił swoje whiskey i zapalił papierosa. Zaciągnął się dymem i trzymał go chwilę w ustach. Przyjemne pieczenie rozeszło się po jego ciele. Po chwili wypuścił dym z ust. Przymknął oczy i zamruczał cicho. Nie ma na co narzekać. Teraz nie jest tak źle. Nie można tego nazwać szczęściem, raczej złudzeniem rzeczywistości, ale on lubi żyć w tym wyimaginowanym świecie, tu jest królem i jest bezpieczny. Ukrywa przed wszystkimi swoją zranioną twarz. Tylko z Hope jest w miarę sobą.
"Hope...Moja nadzieja. Moja córka jest moim życiem. Zrobiłbym dla niej wszystko. Jestem skurwielem bez serca, fakt. Ale tylko ta malutka osóbka sprawia, że na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech. Nie fałszywa maska. Kocham ją, jestem jej tatusiem. I nigdy jej nie zawiodę. Nie opuszczę jej."
Tak, tylko z nią. Tylko ona ma prawo go znać, nikt więcej. Możliwe, że Cassie uważa go za złego ojca, bo przy niej jest oschły, jednak Hope wie, że no tylko przykrywka, że jej tatuś jest taki przy innych ludziach.
Cullen wyrzucił niedopałek do zapalniczki leżącej na jego biurku. Zadzwonił jego telefon, spojrzał na wyświetlacz, Emmett. A tak, jego "bracia" przeprowadzili się również do Chicago, studiowali tu, on nie... Ale... Tak czy siak wyszło na to, że to on najwięcej zyskał. To on założył restaurację, "Paradise". Najsłynniejszy lokal w tym mieście, ale...
"Ludzie są naiwni i łatwi do wyjebania. Nabierają się na, kurwa, wszystko. Pieprzone marionetki w rękach Boga. No, bo proszę was! Oni myślą, że ja jestem milionerem za pomocą jednej, popularnej restauracji? Huh, aby mieć tyle kasy ile mam musiałbym mieć z 10 takich lokali. Może i nawet więcej."
I znów... Racja. Edward jest zły na siebie, bo wciągnął w to swoich "braci". Emmetta i Jaspera. Nie w kierowanie ich rajem, ale brudnymi interesami poza lokalem. W piwnicy "Paradise" są niezłe pokłady każdego rodzaju narkotyków i trochę nielegalnej broni oraz amunicji. Wszystko działa płynnie i sprawnie, nikt nic nie podejrzewa. Pracownicy też wiedzą, co tak na prawdę tam się dzieje i dlaczego ich pensje są tak wysokie. Poza pracą w raju są dealerami, tak jak Edward kiedyś, teraz on jest ich guru. Nazwisko Cullen nie jest znanie z pysznych dań, choć takie i też są, ale raczej z czystych, bezpiecznych dragów bez domieszek jakiegoś syfu.
Całe szczęście Esme i Carlisle nie wiedzą w czym oni się babrają. Koniec tych przemyśleń. Edward zdecydowanym ruchem sięgnął po telefon i odebrał.
-Coś nie tak, Emmett? - zapytał, jak zwykle poważnym tonem głosu.
-Nie, Edward, czy zawsze musi być "coś nie tak"? Może więcej optymizmy i wiary w rodzeństwo... - powiedział rozbawiony Emmett, zachowanie Edwarda z czasem zaczęło ich po prostu bawić. Emmett i Jasper już się tym nie przejmowali, wiedzieli, że Edward, mimo wszystko ich szanuje, może nawet kocha? Jednak żadne z nich nie wiedziało, co przydażyło mu się w przeszłości. Wiedzieli tylko ich rodzice.
-Mam pokładać moją wiarę w ciebie, kurwa, wybacz Emmett, ale wolę już Boga... - prychnął Edward dolewając sobie whiskey. Był ateistą, nie wierzył w nic, na ziemi było po prostu zło. Mniejsze, lub większe, ale zło to zło.
-Chciałem zapytać co robisz... Planujemy z Jasperem poszaleć, przyłączysz się? - facet ominął wzmiankę o "Bogu" brata, wiedział, że rozpoczynanie tego tematu jest bezcelowe. A Edward był wdzięczny, że nic o tym nie napomknął.
-Tym razem odmawiam, idźcie beze mnie, chcę spędzić trochę czasu z Hope... - Edward mimowolnie się uśmiechnął.
-Ah, tak, nasza mała perełka, no dobra... To trzymaj się... - Emmett się rozłączył, a Edward odłożył telefon. Wypił duszkiem zawartość swojej szklanki i wstał. Zdjął z siebie garnitur i przewiesił go przez krzesło. To samo zrobił z krawatem, następnie rozpiął trzy górne guziki swojej koszuli i wyszedł ze swojego gabinetu. Podążył do pokoju swojej nadziei. Wszedł. Hope bawiła się z Cassandrą.
-Witam - powiedziała kobieta na widok pana Cullena. Ten tylko kiwnął głową, nawet na nią nie spojrzał. Cassie miała dwadzieścia cztery lata, była ładną i mądrą kobietą, ale... On nie będzie się interesował opiekunką córki. To nie leży w jego zasadach, bo teraz już takowe ma. Kobieta zrozumiała niemą aluzję Edwarda, pocałowała Hope w policzek i wyszła. Dziewczynka jej pomachała. Gdy Cassie wyszła z pokoju, a drzwi za nią się zamknęły na twarz Edwarda wpełzł wielki uśmiech, od ucha do ucha. Rozłożł swoje ramiona, a dziewczynka zeskoczyła z łóżka i z głośnym śmiechem wpadła w ramiona swojego ojca.
-Kocham cię, tatusiu, tęskniłam - szepnęła mi na uszko, a potem spojrzała z radosnymi iskierkami w jego oczy - Miałeś dziś dużo pracy?
-Też cię kocham, Iskierko - pocałował kącik ust córeczki - I bardzo tęskniłem - okręcił się wokół własnej osi z małą na rękach - A odpowiedź na twoje pytanie o pracę brzmi nie.
-Mój tatuś...
~*~
-Oh, Bello, Boże... Ty mała bezbożna dziwko, tak kurwo...! - krzyknął po raz któryś James Moore. Bella po raz kolejny była zmuszana do trzymania jego fiuta w swojej buzi, ale... Z czasem przestało jej to przeszkadzać. Zapomniała o swoim dawnym życiu, teraz miała inne, całkiem inne, może i gorsze, ale... Teraz wiedziała, że nic nie może się stać, nic co by od nowa ją zniszczyło tak jak kiedyś jedna kłótnia. Tutaj była bezpieczna, była podopieczną swojego pana, jego ulubienicą.
Poczuła ciecz w jej buzi, spuścił się, skończyła pracą na dziś, bynajmniej z nim. Połknęła wszystko co jej ofiarował, gdyby tego nie zrobiła byłoby z nią źle.
Nic nie mówiąc, wstała wytarła buzię i wyszła.
______________________________________________
WITAM
Cześć wszystkim :) Eh, nie wiem co tu napisać. Rozdział moim zdaniem udany, ja jestem z niego zadowolona, mam nadzieję, że i Wam się spodoba. Przepraszam, że dodanie notki numer 05 trwało tak długo i się przeciągało, ale miałam zaliczenia w szkole, a moja średnia ocen i tak nie jest zadowalająca, po prostu wiem, że stać mnie na więcej, no ale niestety.... Już za późno, aby cokolwiek zmienić. Teraz tylko odebrać świadectwo ukończenia gimnazjum.
COŚ OT TAK
Jak zwykle, to się nie zmieniło i nie zmieni, dziękuję Wam za wszystkie komentarze, a szczególnie za te długie, takie czyta się najlepiej i każda autorka, czy bloggerka o tym wie. Witam też nowe czytelniczki, mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.
I przy okazji się pochwalę, że to najdłuższy rozdział na tym blogu, jeśli pamiętam liczy on 2606 słów, dużo nie? Jestem z siebie dumna.
NA POŻEGNANIE
Więc, no co? Czekam na Wasze komentarze i opinie :) Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba równie jak mnie. Dziękuję. Do napisania.
Pozdrawiam,
Wampirek.
*PIH - Zgniłych sumień cmentarz.
Ojojoj... Pierwsza? :d
OdpowiedzUsuńChyba tak. :3
No więc zachwycił mnie totalnie początek, zresztą jak zawsze. Jak ja uwielbiam takie tajemnicze teksty, w których nie do końca wiadomo, o co chodzi, ale mimo to czyta się tak zajebiście!
Mnie się rozdział bardzo podobał. Piszesz naprawdę niesamowicie. Wydaje mi się, że zajebiście wyszedłby Ci blog psychologiczny, pełny przemyśleń. Coś takiego, jak początek tego rozdziału :p
Dobra, nie jestem od mówienia, co wyszłoby Ci, a co nie. Rozdział jest świetny. Końcówka nieco... Obleśna, ale cóż, że tak Esther mądrze powie - takie życie prostytutki.
A teraz koniec udawania osoby, która się na czymkolwiek zna i po prostu pozachwycam się trochę gifem Edwarda na końcu.
Jest taki do cholery mraśny! *.*
Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na następną notkę. :)
Supcio. Dłuższego komenta walnę w czwartek...
OdpowiedzUsuńSuka, suka, suka! Mówię tu o sobie. Huehue, miałam skomentować dwa tygodnie temu. Ymm, już się tłumaczę. LENISTWO. A teraz komentuję tak na serio. Bella dziwka, Edward dealer? O.O O fuck! Dobrze, że chociaż nasz kochany Edward ma dobre stosunki z córką... Zły Edziu, złyyyyyyy! Ćpać? Czy on ochujał na całego?! Przypomniał mi się taki komentarz jakiegoś filmu z Kristen: "... stoi pod latarnią z kartką "puszczam się za grosze"". Kończę komentować, życzę weny i spadam pod latarnię XD
UsuńRozdział jak zwykle przepiękny :)
OdpowiedzUsuńNie piszę teraz tego, by Ci się przypodobać i napisać suchą opinię, ale mówię jak jest... Cóż... Tak jak mówiła Esther początek chyba najlepszy. Prolog, te cholernie dobre początki rozdziałów... Ja nie mogę, po prostu czytam je cały czas - mam je nawet zapisane w zeszycie z sentencjami, który prowadzę... To mnie tak urzeka, że... Pisz tak więcej! Ja też Cię widzę na jakimś blogu psychologicznym ;P Ale mówiąc poważnie to... Nie wiedziałam, że jest taka osoba, która nieświadomie opisze (czasami, nie mówię, że zawsze :P) to co czuję. I to jeszcze tak dobrze! Jakby czytała ze mnie jak z książki, z otwartej kartki - no cudo po prostu! :)
Jesteś niesamowita i podziwiam Cię! Skąd wzięłaś pomysł na to opowiadanie i taki styl pisania? :P Na prawdę wychodzi Ci z tego piękna sztuka :)
Końcówka no cóż... Zgadzam się z Esther - nieco obleśna...
Hmm... Nie wiem co jeszcze powiedzieć - najbardziej chodziło mi o te początki coś takiego jak było w prologu i w każdym rozdziale ;)
Pozdrawiam i czekam na nn :* :)
Po pierwsze, bardzo się ucieszyłam, kiedy dostałam na blogu informację, że dodałaś kolejny rozdział. Ta historia jest jedną z najbardziej intrygujących, jakie kiedykolwiek czytałam - chociaż jednocześnie na swój sposób pokazuje najbardziej brutalną rzeczywistość. Już wcześniej pisałam, że twój styl pisania jest tak specyficzny i intrygujący, jak to tylko możliwe i nadal to podtrzymuję. Fantastycznie się czytało te retrospekcje, idealnie wręcz splecione z rzeczywistością. I Hope, którą - ja, która w zasadzie nie przepada za cudzymi dziećmi - natychmiast się zachwyciłam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, jak stopniowo robisz przeskoki w czasie, ukazując najważniejsze momenty w życiu bohaterów. Przemiany ludzi nie następując ot tak i często są absolutnie nielogiczne, ale u ciebie wszystko trzyma się ładnie razem i jest tak realne, jak tylko może być. Charaktery bohaterów mnie zachwycają, bo widać, że te postacie żyją - mają swoje historie, przyzwyczajenia i zachowania. I zmieniają się zgodnie z tym, co je w życiu spotka.
Końcówka powala, muszę to przyznać. W porównaniu z tym Jamesem, wytwór pani Meyer to przyjazny facet z którym bardzo chętnie można pójść na spacer. Sytuacja Belli jest coraz bardziej dramatyczna i już niecierpliwie wypatruję momentu, kiedy światy jej i Edwarda się o siebie otrą. Cóż, obawiam się jedynie, że spotkają się z inicjatywy chłopaka - czemu by i nie znaleźć sobie... Jak brzmiał ten uroczy eufemizm? Ach, tak! "Panienka do towarzystwa".
Nie przeciągając, wprost mogę stwierdzić, że rozdział jest znakomity - chociaż dla mnie i tak przykrótki ;P Gratuluję, że najdłuższy na blogu, ale i tak uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy przeczytałam wzmiankę o tym - lubuję się w notkach co najmniej po 3000 albo, jak na nowym blogu, po 5000 słów. Ale pomijając fakt, że wszystko co dobre zawsze za szybko się kończy (tak, tak, poczytałabym sobie coś jeszcze ^^), pozostaje mi tylko napisać, że niecierpliwie czekam na kolejny rozdział. Mam nadziej, że w związku z wakacjami nastąpi to stosunkowo szybko, bom w przypadku tej historii naprawdę niecierpliwa dusza.
Pozdrawiam i życzę duuużo weny,
Nessa.
PS. Dziękuję pięknie za dodanie do linków. Wciąż jestem pod wrażeniem, że miałaś chęci do przeczytania tych wszystkich rozdziałów - to naprawdę sprawia, że czuję się doceniona i dumna. Jakby co, kolejny rozdział pojawi się jeszcze dzisiaj =)
Witam muszkieterko :)
OdpowiedzUsuńRozdział jest prześwietny! Jak zawsze świetnie to napisałaś :D Ja jestem szczęśliwa, że jest nowy rozdziałek <3
Cudownie mi się go czytało i nie mogłam od niego oderwać wzroku <3 Dziękuję ci za to <3
Twoje blogi są wspaniałe :D I można je czytać choćby milion razy, a i tak się nie znudzą :D Są jak dobra książka, do której chce się zawsze wracać :)
Podziwiam cię, za to, że tak świetnie potrafisz opisywać uczucia xd Sama jestem bloggerką i wiem, że to nie jest zbyt łatwe, bo zawsze ma się jakieś "ale" do napisanych przez siebie rozdziałów :) Tobie się podoba rodział i słusznie, bo jest naprawdę świetny i tylko pozazdrościć takiego wielkiego talentu :)
Chciałabym walnąć dłuższy komentarz, ale jestem zmęczona -,-
Jak już mówiłam rozdział jest prześwietny i świetnie mi się go czytało :D
Czekam z niecierpliwością na nn :D
Pozdrawiam gorąco :**
Zwariowana Natalia :**
Cudny rozdział
OdpowiedzUsuńpoczątek zwala z nóg, jest świetny,jest boski , jest ... no wiesz szczerze mówią to za bardzo wysłowić się nie umiem tak ja poprzedniczki no z polskiego nie mam celujących ocen rozumiesz?
Końcówka tak jak powiedziały poprzedniczki obleśna. Biedna Bella z jednego bagna wyszła wpadła w drugie
ogólnie chcem powiedzieć że krótko i chcem nn dłuższy (to prośba nie obraź się)
a teraz tak życzę weny bo się przyda nie?
pozdrawiam Liv
Notka - zajebista. I tylko tyle. Nie potrafie wydusić z siebie nic więcej. Zatkało mnie po prostu. Edward ma restaurację, a w piwnicy zioło i broń? Kocham tego faceta. To dobrze, ze nie pieprzy się z opiekunką Hope. I widzę, że ich relacja jest mega słitaśna. Co do Belli - poczułam się, jak w jakimś mega dobrym pornolu. Zaczyna się 10 minut po napisach i przez następne półtorej godziny jest ostra zabawa. A tak na serio, to nie wiem może jestem nienormalna, ale cieszę się ze Bella trafiła do James'a. Wydostała sie z tego większego gówna, a bycie dziwką wcale nie jest takie złe. No może właśnie prócz obciągania.
OdpowiedzUsuńCo do cytatu i piosenki... kocham ją więc to opowiadanie punktuje w moich oczach jeszcze bardziej.
No i cóż mam jeszcze powiedzieć?
Czekam na NN
I całuję Mysiu Pysiu <3
Miśka
OdpowiedzUsuńRozdział epicki =D Sorki, że poprzedniego nie komentowałam. Ostatnio wkurzyłam się bo musiałam odinstalowywać przeglądarkę, a miałam tam zapisane zakładki z wszystkimi blogami jakie czytam. Musiałam potem ich szukać co nie było łatwe ;/ No ale dosyć narzekania =D
Notka cudowna, fenomenalna, wyjątkowa i cudowna fenomenalna... kurczę. Czas zapytać moją szanowną Panią od polskiego o jakieś nowe przymiotniki bo zaczynam się powtarzać =P
Czekam na nn =*
Katherina
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekaźć następnego
Weny życzę na następne wspaniałe notki ;D
Hej! Przeczytałam Twój blog w 2 dni(bo szybciej się nie dało)i uważam, że jest SUPER! Nie komentowałam poprzednich notek, bo mam zasadę, żeby skomentować ostatnią notkę na blogu, który dopiero zaczynam czytać. To jak Hope się witała z Edwardem i jak on ją traktuje jest taaaaaaaaaaaaaaaaaakie słodkie :). Ale jak mam być szczera, to zakończenia mi się nie podobało; biedna Bella. Mam nadzieję, że kiedyś z tym skończy i zacznie normalne życie. Z niecierpliwością czekam na NN i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJane
Hej świetny rozdział zwłaszcza końcówka dość ciekawa... :)
OdpowiedzUsuńObyś dodała jak najszybciej nowy rozdzial czekam z niecierpliwością :)
(Jak najwiecej takich rzeczy jak ta końcówka xD )
Kinia
Kochana świetny rozdział. Końcówka powalająca. Z niecierpliwością czekam na NN. Pozdrawiam Wampirzyca
OdpowiedzUsuńCześć rozdział jak zwykle świetny , nic dodać nic ująć nie mam zbytnio dużo do powiedzenia bo wszystko zostało wymienione powyżej .Po prostu jesteś świetna w tym co robisz widać że robisz to co kochasz , i całym serduchem jestem z tobą ! Pisz dalej ! a jak będzie ci się chciało to zajrzyj na mojego bloga http://inna-bella.blogspot.com/2013/06/prolog-mieszkam-u-taty-od-2-miesiecy.html :*
OdpowiedzUsuńHejo!
OdpowiedzUsuńSorki, że tak późno komentuję - sama ubolewam nad tym, że tak późno przeczytałam. :( No nie ważne.
Rozdział całkowicie zajebisty, moja muszkieterko :) Kurde, ja ty cudownie piszesz - twój styl pisania naprawdę UZALEŻNIA.
Cieszę się, że Edwardowi w pewnym sensie udało się wyjść z narkotyków. Właśnie, tylko w pewnym sensie... Kurcze, po swoich doświadczeniach życiowych nie powinien dilować. Kto jak kto, ale akurat ON zdaje sobie sprawę jak narkotyki niszczą życie. :( I jeszcze wkręcił w to swoich braci? Przyszywanych, bo przeszywanych, ale braci. Na ich miejscu nie zgodziłabym się na takie coś. Niby łatwa i duża kasa, ale za jaką cenę. Po za tym, interesy mogą w przyszłości wpłynąć negatywnie na życie Hope (cudowna jest, nawiasem mówiąc :] ), a przeciaż tak bardzo chciał tego uniknąć.
Co do historii Belli. Jej życie (już od początku) było jednym wielkim porno - troszkę zgapiłam od Miśki, ale ciii.
Początek sielankowy, wszystko jest okej; później zaczynają się kłopoty, żeby przyjść do momentu, w którym "ukarają niegrzeczną dziewczynkę", ostatecznie zaczyna się ostre rżnięcie. A James też to potrafi się określić... Bells jest jego ulubienicą, a tu ją wyzywa. No chyba, że to go podnieca i chciał szybko dojść. Jeśli tak, to ok. :P
Ogólnie, szkoda mi ich oboje, gdyż w dwójkę mają chujowe życie. Jednak zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi w rzeczywistości wiedzie takie życie, że ich życie też jest gówniane.
Ok, wybacz, że dzisiaj krótki koment, ale mam łamany palec (bosko, no nie?) i kiepsko się pisze, a jeszcze muszę napisać u sb NN, bo obiecałam.
Całuję :*
Belle
Trafiłam na bloga przypadkiem - nie żałuję.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko jednym tchem - siedziałam do północy, ale się uwzięłam. Nie sądziłam, że z Jamesa taki podły typ. No cóż, jak widać on po prostu taki jest - szkoda mi Belli, która jest na każdy jego rozkaz. Dobrze trafiłam, bo nawet blog ma taką nazwę. Czy podobną. Mam hopla na punkcie Hope, która zastępuje Renesmee, ale to przecież nie problem ;) Nie mogę się doczekać, gdy drogi Belli i Edward wreszcie się zejdą! Jak zareagują? Czy ten oschły, surowy i pozbawiony uczuć mężczyzna będzie umiał jeszcze kogoś pokochać oprócz swojej sześcioletniej córeczki? A Bella, czy będzie w stanie na nowo zaufać mężczyznom, czy pozbędzie się wątpliwości i zaryzykuje? Wszystkiego się dowiem - czekam niecierpliwie na nową notkę. Życzę weny, Bella
Świetny rozdział! Edward ma restaurację a pod nią magazyn z prochami i bronią... nieźle. No i Hope... świetna. Bella z jednego bagna wpadła w drugie. Po prostu nie mogę się doczekać ich spotkania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na next :)
Dziękuję :D Edzio jaki przedsiębiorczy ;D Restauracja + prochy, broń- powiem ci, że nieźle sobie to wymyśliłaś !!!! Żal mi Belli, mam nadzieje, że niedługo się spotkają. Hope jest urocza - zawładnęła moim sercem. Uwielbiam twój styl pisania, retrospekcja czułam jak Edward w głębi duszy jest dalej tym małym, wystraszonym i zranionym chłopcem. Podoba mi się to, że postacie mają taką bogatą przeszłość i doświadczenie. Multum informacji, achhh chcę już kolejny rozdział. ;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Chiflada
PS. Przepraszam, że dopiero teraz komentuje ale nie miałam czasu i dopiero teraz nadrabiam zaległości. Wprost przeniosłam się do innego świata będąc na koncercie Bon Jovi i do tego jak wróciłam do domu mój brat wraz z żoną zrobili nam niespodziankę - będę ciocią !!! <3<3<3<3<3 (popłakałam się ze szczęścia)
Jezu... jaki świetny blog! taki inny! bardzo różni się od innych, ale to przecież dobrze, nie?
OdpowiedzUsuńw końcu coś musi być inne :)
świetnie piszesz :D dobrze wczuwasz się w bohaterów!
powodzenia w pisaniu
pozdro ;)
Zostałaś nominowana do libster blog awards i the Versatile Blogger award. Więcej informacji na moim blogu cullen-vs-swan.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do libster blog awards i the Versatile Blogger award. Więcej informacji na moim blogu http://siostryswan.blogspot.com/ <3
OdpowiedzUsuńZapraszam na NN na moim blogu:
OdpowiedzUsuńnowy-rozdzial-w-zyciu.blogspot.com
Proszę o komentarze.
Całuję :*
Belle
Nminuję cię do Libster Blog Awards i the Versatile Blogger Award
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do Liebster Awards i the Versatile Blogger Awards :) Więcej na : http://kompletnie-inna-historia-belli.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBloog naprawde super wpadłas na genialny pomysł z tym opowiadaniem z niecierpliwością czekam na nn
OdpowiedzUsuńMoja mała Nadzieja.... Kuźwa jak to przyjemnie i kojąco brzmi, muszę przyznać że to mnie zatkało, sporo wątków wzruszających, chwytają za serce, takie wyciskacze łez, dobrze, to lubię, całe przedstawienie relacji Ojca z córką jest.... interesujące, dla wszystkich "skurwiel bez serca" lecz dla córki "Moja mała Hope" świetne. Dla mnie Miodzio, a co do tego wstępniaczka do następnego rozdziału too.... z grubej rury pojechałaś, nie ma co, wiem że lubisz pisać takowe klimaciki :P ale to było.... MOCNE, aż się nie mogę doczekać aż przeczytam to w całości :P
OdpowiedzUsuńKIBA
O, widzę, że mamy przeskok w czasie. Edward wydaje się być dobrym ojcem. Na pewno lepszym niż Kate matką. Hope... Ładne imię, pasuje do roli, którą mała pełni w życiu Edwarda. Swoją drogą musi mieć nerwy ze stali skoro prowadzi taki biznes, a mimo wszystko dla Hope jest taki czuły.
OdpowiedzUsuńO Belli nie było zbyt wiele w tym rozdziale, ale ten fragment pokazuje tylko, że Bella wpadła jak z deszczu pod rynnę
Sparks ;*
Świetny rozdział, chociaż nie było w nim sporo akcji. Dużo o córce Edwarda. Powiem szczerze, ze spodziewałam się imienia Hope. :) Ale podoba mi się. Jego zachowanie odnośnie córki - przecudowne. Tylko te narkotyki trochę odrażają. Ciekawie, ze wrócił do Chicago, do starego domu. No i piąty rozdział, i dalej nie ma odpowiedzi na temat tego co stało się Edziowi. Coś czuję, że to pewnie jakieś zabójstwo czy coś. Że jego rodzice zginęli i on to widział, czy sam zabił. I jeszcze ten zamknięty pokój. Pewnie Hope w koncu odkryje co tam jest. Przynajmniej na to liczę. :)
OdpowiedzUsuńCo do Belli no to masakra. Nie było zbyt wiele, ale jednak sporo się dowiedzieliśmy. Po prostu wpadła w jedną wielką dziurę.
Weny :*
Hope? Ładnie. Edward jednak nie jest takim złym facetem. Kocha swoją córkę. Dla innych jest nadal okropny, ale dla Hope zrobiłby wszystko.To piękne.
OdpowiedzUsuń