Rok 2013. Chicago.
„Na pewno czułeś kiedyś wielki strach
Że oto mija twój najlepszy czas
Bezradność zniosła cię na drugi plan
Czekanie sprawia, że gorzknieje cała słodycz w nas”
Ciemność spokojnie spowijała willę Cullena. Posiadłość wyglądała na miejsce bezpieczne, pełne harmonii i spokoju. Dla przechodniów było czymś niesamowitym, wielki dom, budzący podziw i chęć zobaczenia go od środka. Zawsze tak było, wszyscy myślą, że mieszkańcy tej rezydencji muszą być szczęśliwą i ułożoną rodziną z zasadami. Nikt jednak nie spodziewał się, że było wręcz przeciwnie. W murach tego domu odbył się prawdziwy koszmar, a wspomnienia przechadzają się korytarzami, atakując prawowitych mieszkańców i właścicieli posiadłości. Wspomnienia ciągle atakują małego chłopca siedzącego w szafie, krztuszącego się własnymi łzami.
~*~
Bella nadal siedziała na huśtawce nie zdając sobie sprawy z tego, że obserwuje ją właściciel domu. Stał przy oknie w swoim gabinecie, ze zmarszczonymi brwiami powoli popijał whiskey. Zaintrygowała go ta kobieta, była zaskoczeniem. Jeszcze nikt, nawet nowo poznana osoba, nie ośmieliła się z nim droczyć. A ona tak. Mimo tego, iż wie, że jest szanowaną i ważną osobą. Nie bała się, mała Bestyjka. Czyżby trafił na kogoś równie obojętnego jak on? Nie. Niemożliwe, każda kobieta jest miękka i delikatna, każda potrzebuje pieprzonej miłości i jest słaba. Takie miał zdanie. To co robiła Isabella musiało być tylko grą, maską, aby nie dać wejść sobie na głowę. Nie uda jej się to, nie z nim. Nie zapominał, że jest zwykłą dziwką, kobietą którą należy gardzić, bo tak nisko upadła. Mimo to nadal nie mógł pozbyć się uczucia zainteresowania tą osóbką. Ich rozmowa w salonie nawet go bawiła. Była taka waleczna. Prawdziwa Bestia. To coś jak zły i gorszy. Zaśmiał się pod nosem i dolał whisky, aby znów patrząc na brunetkę, opróżniać szklankę.
Nieświadoma dziewczyna zaczęła się lekko bujać, uśmiechnęła się lekko. Jednak szybko pokręciła głową i przywróciła się do porządku. Co ona robi? Przecież nie ma już paru lat, jest dorosłą kobietą. Spojrzała na posiadłość Cullena i poczuła na plecach zimny pot. W nocy wyglądała jak z dobrego horroru. To może i śmieszne, ale kojarzyła jej się z ulubioną bajką z dzieciństwa. Scooby Doo. Tam zawsze były takie upiorne rezydencje. Pokręciła głową z cichym westchnięciem. Wariuję, pomyślała. Nie ma co oszukiwać, miała w głowie totalny mętlik, a nie lubiła tego. Zawsze miała wszystko poukładane i zaplanowane, tego musi się trzymać. Zeszła z huśtawki i ruszyła do domu, co dziwne drzwi były teraz zamknięte.
- Kurwa. - przeklęła pod nosem. Nie pomyślała o tym, że drzwi od środka mogą być otwarte, ale od zewnątrz już niekoniecznie, bo się automatycznie blokują. Super, pomyślała, załatwiłam sobie nockę na dworze. Warknęła i walnęła lekko głową o ścianę. Czemu musi mieć tak cholernego pecha? Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie należy do udanych. Stała tak jeszcze chwilę, gdy usłyszała że ktoś chodzi po domu. Zapukała w drzwi.
- Halo, jest tam kto? - powiedziała dość głośno, aby przebić dźwięk przez ściany budynku. I da sobie rękę uciąć, iż ktoś po drugiej stronie się zaśmiał. Po chwili drzwi zostały otwarte, a ona ujrzała Cullena.
- Świetnie, już bym wolała spędzić noc na dworze. - mruknęła pod nosem, wywołując tym jego zadowolenie i rozbawienie.
- Nie zachowujmy się jak dzieci, panno Swan. - mruknął obojętnie nie ujawniając swojego rozbawienia tą sytuacją. Było to dla niego zaiste komiczne, ale nie omieszkał jej tego okazać. Nadal miał minę nie wyrażającą emocji, tak jak zawsze przy ludziach, którzy nie są jego córką.
- Ani myślę. - wywróciła oczami. - Dziękuję, że otworzył mi pan drzwi. - dodała i dumnym krokiem ruszyła ku schodom. Zamknęła się w swoim pokoju i położyła na łóżku, okrywając szczelnie kołdrą. Nawet nie zdała sobie sprawy jak bardzo zmarzła przez ten czas. Zamruczała, czując ciepło otulające jej ciało i szybko zasnęła. Śniły jej się tajemnicze, stare drzwi, zamknięte na cztery spusty i strzeżone przed światem przez przystojnego strażnika.
Obudził ją dziecięcy śmiech. Osobiście drażniły ją te dźwięki radości. Sama nienawidziła wspomnień ze szczęśliwych lat swojego życia, przypominało jej to kim kiedyś była i jak bardzo się zmieniła pod wpływem tych wydarzeń. Zacisnęła powieki. Teraz ma spędzić z tym bachorem czas, uch, ma cholerną nadzieję, że Cassie szybko wyzdrowieje. Zlazła z wygodnego łóżka i wyjęła ze swojej torby czyste ciuchy, które wczoraj, przed przybyciem tu, zakupiła. Były to zwykłe czarne jeansy, a do tego biała bokserka. Na ramiona zarzuciła czarny sweterek. Poszła do łazienki by się odświeżyć i ubrać. Gdy to zrobiła, niechętnie wyszła z pokoju i zeszła na dół. Jedli śniadanie, jedno miejsce było wolne. Zmarszczyła brwi. Korzystając z tego, że jej nie zauważono przyglądała się Edwardowi i jego córce. Uśmiechał się, Cullen naprawdę się uśmiechał! Co jakiś czas całował nosek dziewczynki, a ona wesoło chichotała. Och, jaki uroczy obrazek. Ta, akurat. Zeszła na dół, a miedzianowłosy na nią spojrzał. Kiwnął głową na wolne miejsce.
- Usiądź, Isabello, zjesz z nami. - powiedział. Jego ton głosu brzmiał fałszywie mile, pewnie tylko na pokaz dla córki. Tak naprawdę czuła, że to coś w rodzaju niemego rozkazu.
- Jasne. - mruknęła i zajęła miejsce. Spojrzała na dziewczynkę, która uważnie się jej przyglądała. Uśmiechnęła się krzywo. Udawanie miłej nie należy do jej ulubionych zajęć. Co to, to nie. Zresztą chyba nawet zapomniała, co oznacza bycie miłym i uprzejmym. Z ludźmi rozmawia tylko o tym, o czym musi, nie przywiązuje się. Ludzie krzywdzą, ona także. Po prostu zrobiła to, co kiedyś, gdy była jeszcze mała. Bała się potworów spod łóżka, więc sama stała się takim potworkiem. Może Edward ma rację, a jego przezwisko nie jest przypadkowe. Ona jest Bestią.
- To Bella. - jej rozmyślania przerwał nieskazitelny głos miedzianowłosego. - Twoja nowa opiekunka, zajmie się tobą do czasu aż Cassie nie wyzdrowieje. - powiedział, patrząc na również rudą dziewczynkę.
- Tato. - zaczęła, patrząc na Bellę. - Ale Cassie nic nie jest, prawda?
- Nie, ma tylko badania. - mruknął, kończąc temat. Chyba nadal był nieco zły na Cassandrę i nawet mała Hope wiedziała, że już lepiej się o nią nie pytać. Ważne, że wróci i tyle. Wszyscy będą szczęśliwi. Bella odejdzie, Cassie wróci.
Hope spojrzała na Bellę, znów lekko się uśmiechnęła. Zeskoczyła z krzesełka i omijając ojca, podeszła do niej.
- Jestem Hope. - powiedziała radośnie, patrząc na swoją nową opiekunkę. Bella zaśmiała się w duchu. Jest taka naiwna, jak ona za młodu. Żyje w złotej kuli, a może w złotej klatce? Chroniona przed całym złem tego pieprzonego świata, jej świat to totalna ułuda i kłamstwo, wyidealizowany przez jej ojca, taka kraina wprost z bajki. Musiała powstrzymać prychnięcie. Ta mała kiedyś pozna, co to zło i nie będzie umiała sobie z tym poradzić. Cullen wiecznie jej chronić nie będzie, kiedyś w końcu umrze, nie? I co potem z jego córeczką? A no właśnie.
- Bella. - kiwnęła głową, patrząc na dziewczynę. Mimo to ta mała istotka ma zaraźliwy uśmiech, no ale to nic nieznaczący uśmiech, naiwnej duszyczki. Nie można o tym zapomnieć.
- Będziesz się ze mną bawić? Tak jak Cassie? - usiadła na krześle między nią, a swoim ojcem. Wesoło machała nóżkami, patrząc na brązowowłosą i wyczekując odpowiedzi.
- Będę. - westchnęła brunetka. - A bynajmniej się postaram, niczego nie obiecuję.
- Bello.- warknął Edward. Chyba nie spodobało mu się to jak zwraca się do jego córki. Isabella wywróciła oczami.
- Tak, Hope. - powiedziała wyraźnie przesłodzonym głosem. - Będę się z tobą bawić, będzie wspaniale! - kurwa. To będzie koszmar, pomyślała w duchu i ciężko westchnęła.
~*~
- Hope. Już jestem. - krzyknął Edward, przekraczając próg domu. Cholernie bał się o swoją małą dziewczynkę. Tym bardziej, że ta dziś po raz pierwszy została w domu z dziwką. Kurwa, musi wziąć się za szukanie kogo innego, przecież on osiwieje z nerwów!
- Tatuś! - mała istotka wskoczyła mu w ramiona, a on odetchnął i wziął ją na ręce. - Wcześniej dziś jesteś. - pocałowała go i wszczepiła rączki w jego miedzianą czuprynę.
- Miałem mniej pracy. - skłamał. Po prostu wziął papiery do domu, bo martwił się o córkę. - Gdzie Bella? - zapytał, a ona właśnie zeszła po schodach. Uśmiechnęła się do niego fałszywie i skierowała się do kuchni. Zmarszczył brwi. Znów zaczyna, pomyślał. Chyba nie wie gdzie jest jej miejsce i jak należy się zachowywać. Postawił Hope na ziemi i pocałował w czółko, przeczesując jej włoski.
- Idź do pokoju, skarbie. Zaraz do ciebie przyjdę. - uśmiechnął się, a dziewczynka energicznie pokiwała głową i pobiegła po schodach do swojego pokoju. Edward wstał i zdjął marynarkę, przewiesił ją przez sofę i wszedł do kuchni za Bellą. Nalewała sobie soku do szklanki, oparła się o blat i upiła łyka napoju. Uniosła brew w pytającym geście.
- Jak minął dzień? - zapytał. Miał ochotę przycisnąć ją do ściany i wydusić z niej wszystko. Sekunda po sekundzie, co wyczyniała z jego córką.
- Dobrze, to miłe, że pytasz. - prychnęła widocznie rozbawiona.
- Czy powiedziałem coś śmiesznego? - warknął, widocznie zirytowany jej zachowaniem. Jak ona szybko potrafi go wyprowadzić z równowagi, sam był za to na siebie cholernie wściekły.
- To co robisz jest śmieszne. - powiedziała Bella i usiadła na blacie. - A to co robisz swojej córce jest nieodpowiednie. - spojrzała mu w oczy. I zrozumiała, że powinna rozegrać do inaczej. W oczach Cullena zapłoną gniew, takiego spojrzenia nigdy nie widziała. Było bardziej mrożące krew w żyłach niż sam James Moor'e. Jedyne, co przyszło Belli na myśl to ucieczka z tego miejsca, jak najdalej od tego przystojnego i dziwnego faceta.
_________________________________________________________________
DOBRA, TAK, JA WIEM WIEM. ROZDZIAŁY MIAŁY BYĆ CZĘŚCIEJ, ALE WAMPIREK SIĘ OBUDZIŁ NA KONIEC ROKU, A TU GO CZEKAŁA 1 Z MATEMATYKI :D JESTEM BARDZO SZYBKA, WIEM, ALE TERAZ JUŻ WSZYSTKO DOBRZE, WAMPIREK SPOKOJNIE ZDAJE I ZNÓW WRACA DO BLOGOWANIA. MOGĘ JEDYNIE BARDZO WAS PRZEPROSIĆ I POWIEDZIEĆ, ŻE JESTEM DUMNA Z TEGO ROZDZIAŁU. CO DALEJ, JAK WIDAĆ NAWALIŁ MI SZABLON, CZEKAM NA NOWĄ SZATĘ GRAFICZNĄ. WIĘC MUSIMY WYTRZYMAĆ Z TYM BEZNAGŁÓWKOWYM, BO NIE CHCE MI SIĘ SZUKAĆ ZASTĘPCZEGO, A NIE POTRAFIĘ ZROBIĆ SAMA SZABLONU W KLIMACIE AYC. TO NA TYLE. PISZCIE, KOMENTUJCIE, KRYTYKUJCIE.
Pozdrawiam,
Wampirek.
ps. dedyk dla sweetness, bo prosi.