niedziela, 9 listopada 2014

15. "Balansując na krawędzi"


Rok 2013. Chicago. 


"Skosztuj mnie, wypij mą duszę.
Pokaż mi wszystkie rzeczy, 
Których nie powinnam znać,
Gdy tutaj, na wzgórzu wschodzi księżyc w nowiu."

To jest tak, że w pewnym momencie naszego życia trafiamy na punkt zwrotny, patrzymy w tył, choć tak długi czas się przed tym broniliśmy. Podświadomość wpajała nam, że to, co się wydarzyło już minęło. Jest przeszłością i nie ma względu na naszą przyszłość. Nic bardziej mylnego. To, co się wydarzyło kształtuje naszą osobowość. Sprawia, że jesteśmy unikatowi i niepowtarzalni. Jedyni w swoim rodzaju. To jest jak zegar. Jego wskazówki brną do przodu, ale nie mogą się cofnąć. Jednak ten czas, który minął zostaje. Nie umyka, nie ucieka. Jest. W pamięci. I nie ma znaczenia jak mocno chcemy zapomnieć. Piętno w naszym sercu jest odciśnięte i nie można go zaszyć, zasypać czy zakryć. Co jakiś czas rana pęka i powoli sączy się z niej krew. Za każdym razem trudniej zatamować krwawienie, aż w końcu kiedyś się nie uda i nasze czyny będą naszą przyszłością, a nie przeszłością.

~*~

To był szalony dzień. Miał wiele roboty, nie tylko w restauracji, ale również w ramach swojej drugiej pracy. Tej, którą nie można było chwalić się na prawo i lewo. Nikt z pracowników restauracji nie miał pojęcia, że lokal jest tylko przykrywką. Już nie raz myślał, żeby z tego zrezygnować. Pieniędzy mu nigdy nie zabraknie, nawet jeśli "Paradise" miało by popaść w ruinę. Zapewnił sobie wiele, nie grozi mu bankructwo. Zresztą, jest jeszcze spadek po rodzicach. Ale to chowa dla Hope. Gdy mała podrośnie, podaruje jej te pieniądze i one będą tylko jej. Nie będzie wnikał w to, co córka z nimi zrobi. To coś w stylu kredytu zaufania, zobaczy czy jest na tyle odpowiedzialna, aby sama gospodarowała pieniędzmi. 
Siedział w biurze, w restauracji. Nie mógł skupić się na pracy. Ciągle myślał, co u Hope. Niepokoił się, nie ufał Belli na tyle, aby móc spokojnie zająć się pracą. Gdyby nie to, że nie miał do kogo się zwrócić... Warknął. Jak mógł zostawić dziecko z tą dziwką? Jasne, Isabella chyba nie jest na tyle głupia, by skrzywdzić małą. Wiedziała, że długo by wtedy nie pożyła, bo on by ją zabił. 
Sięgnął po telefon i wybrał numer małej Bestii. Pierwszy sygnał, drugi, za trzecim już chciał rzucić telefonem w ścianę, gdy usłyszał jej głos.
- Słucham? - powiedział rozbawiony głos, przez chwilę się zastanawiał, czy nie pomylił numerów. Spojrzał na wyświetlacz, nie, wybrał właściwy numer. Znów przyłożył telefon do ucha. 
- Halo? - ponaglił głos po drugiej stronie, a po chwili usłyszał śmiech Hope.
- Kto dzwoni? - zapytała, słyszał ją bardzo dobrze, więc mała musiała być blisko Belli. 
- Właśnie nie wiem - odpowiedziała brunetka, w jej głosie było słychać zniecierpliwienie. Edward się ocknął. 
- To ja, Isabello - powiedział spokojnie. Po drugiej chwili przez chwilę panowała cisza. 
- Och, pan Cullen - aha! I gdyby taki głos ją przywitał, od razu wiedziałby, że to Bella. Nie było już nutki rozbawienia w brzmieniu, tylko oziębły, zachowany dla niego ton głosu. Uśmiechnął się mimowolnie, chyba obydwoje za sobą nie przepadają, nic dziwnego, przyjaciółmi na pewno nie zostaną.
- Chciałem się dowiedzieć, czy wszystko jest dobrze - mruknął Edward, wstając i podchodząc do barku - Znaczy, co robicie?
- Bawimy się z rekinami - mruknęła, wywracając oczami. Co za kutas, pomyślała. Nie spodziewała się tego, że Hope jest tak miłą dziewczynką, nienawidzi dzieci i myślała, że to zajęcie będzie katorgą, ale okazało się całkiem miłe. Hope lubiła bawić się lalkami, tak jak ona, gdy była mała. I była bardzo mądra, ma wielkie ambicje, nawet jak na dziewczynką, no i nie są to takie niemożliwe durnotki, jak: "Gdy dorosnę chcę zostać prezydentem!" - takie słowa wypowiada chyba każdy mały bachorek, ale nie ona. To Belli bardzo kogoś przypominało.
- Bardzo śmieszne, Bestyjko - Edward nalał sobie whisky do literatki. Ostatnio za dużo piję, wyrzucił sobie, ale wzruszył tylko ramionami i upił łyka. Westchnął, chwycił szklankę i wrócił do biurka - Daj mi Hope - rozkazał, słyszał szmer, co oznaczało, że telefon był przemieszczany. Stukał palcami o blat mahoniowego blatu, czekając aż usłyszy kojący głosik swojej córki.
- Cześć, tatusiu - usłyszał po drugiej stronie słuchawki, uśmiechnął się.
- Cześć, skarbie, jak ci mija dzień, hm? - zapytał i został zalany potokiem słów, o tym, co robiła cały dzień i jak Bella robiła z nią ciasteczka, bo znalazła super przepis w gazecie! Znaczy, znalazła zdjęcie, a Bella zdradziła jej, że to przepis, bo tak dobrze czytać, to ona jeszcze nie potrafi.
- Mm, świetnie, zostaw mi chociaż jedno, wrócę pewnie bardzo głodny - powiedział do córki, wiedząc, że ucieszy ją ta wiadomość. Hope uwielbiała dla niego robić cokolwiek. Pamiętał jak pierwszy raz zrobiła dla niego kanapki, a on powiedział, że są pyszne i zjadł wszystkie. Chodziła dumnie po domu, mówiąc, że jest już w części "dorosłą kobietą", bo gotuje swojemu mężczyźnie i o niego dba. Nie miał pojęcia skąd jej to przyszło do głowy, ale stawiał na Emmetta. Kto inny mógłby uczyć małą takich rzeczy? Pamięta, gdy raz wrócił do domu i zastał Emmetta w salonie z Hope i Cassie. Mała szczerzyła się od ucha do ucha, a jej opiekunka otwierała i zamykała usta, jakby była rybą. Później okazało się, że jego kuzyn uczył czteroletnią dziewczynkę, że bociany wcale nie przynoszą dzieci. Wściekł się jak cholera, dobra, miała cztery lata i prawdopodobnie nie zrozumiała nic, co on jej mówił, ale na miłość boską!
Rosalie gdy tylko się o tym dowiedziała stwierdziła, że to stanowczo za wcześnie na dzieci, bo jej facet musi dorosnąć. Edward podejrzewał, że Emmett zrobił to specjalnie, bo po prostu nie chciał mieć jeszcze dzieci, ale czemu kosztem jego córki i nadużyciem jego nerwów?
Pokręcił tylko głową, Emmett to Emmett, on nigdy się nie zmieni. Czekanie Rosalie na dorośnięcie jego osoby jest bezcelowe, no bo, minęło od tamtej sytuacji kilka lat, a on nadal jest taki sam.
- Tatusiu, jesteś tam? - usłyszał głosik małej i od razu oderwał się od wspomnień. Niedobrze, ostatnio ciągle chodzi zamyślony i nie może się skupić.
- Tak, kochanie, jestem. To jak, zostawisz mi? Muszę spróbować, co zrobiła moja mała dziewczynka - uśmiechnął się delikatnie, nie sposób się nie uśmiechać, gdy rozmawia z tak uroczą osóbką.
- Pewnie, że ci zostawię, Bella powiedziała też, że możemy zrobić razem obiad, super. Z Cassie nigdy nie gotowałam, ale tęsknię za nią, wróci do mnie? - zapytała, choć słyszał wahanie w jej głosie - Znaczy, może jeszcze odpoczywać, bo mam Bellę, ale może mnie odwiedzić, albo ja ją? - dopowiedziała cicho po chwili. Edward zmarszczył brwi. Dobrze się bawi z Bellą? Co ona, ma dwie osobowości? Na tę myśl zaśmiał się cicho. Może Hope ma wpływ nie tylko na niego, ale każdy przy niej wymięka. To nie byłoby nic dziwnego.
- Wiesz, kochanie - zaczął delikatnie i upił łyka alkoholu, zerknął na zegarek. Nie, dziś już nie da rady - Może jutro pójdziemy odwiedzić Cassie w szpitalu, co ty na to?
- Och! - krzyknęła radośnie - Tak, tatusiu! Dziękuję, ale... - słyszał, że tupnęła nóżką i się zaśmiał - Teraz marsz do pracy, panie Cullen, bo ja idę przygotować obiad dla mojego tatusia - rzekła pewnym głosem - Proszę, Bello - oddała słuchawkę brunetce, słyszał jak próbuje ona opanować śmiech.
- Panie Cullen - powiedziała po chwili, poważniejąc, ale nadal z nutką wesołości - Coś jeszcze? Jak widać żyjemy.
- Tak, ja widać - mruknął - To wszystko - rozłączył się i spojrzał na sufit, wygodnie opierając się o oparcie fotela, wychylił całą zawartości szklanki do ust.
To będą dziwne dni, pomyślał.

~*~

Mężczyzna siedział przy oknie, z butelką piwa w ręce. Na parapecie leżał otwarty album, podszedł do niego i uśmiechnął się smutno. Jego mała dziewczynka, pogłaskał fotografię. Podskoczył zaskoczony, gdy usłyszał, że drzwi się otwarły. Odwrócił się i spojrzał na swoją żonę. Podeszła do niego i go objęła, przeczesując posiwiałe włosy, zerknęła przez ramię na album. 
- Ona jest w lepszym świecie, kochanie, jest szczęśliwa - przytuliła go mocno i pocałowała w policzek - Chodźmy, przedstawienie Luke zaczyna się za godzinę, to dla niego wielki dzień - powiedziała, a on kiwnął głową, zamknął album i wyszedł z żoną z pokoju. 


________________________________________________________________

NO WIĘC, ŻYJĘ. TO CHYBA DOBRA WIADOMOŚĆ, JEST ROZDZIAŁ, TEŻ COŚ NOWEGO, BO DŁUGO, DŁUGO OWYCH NIE BYŁO. WIADOMO, BYŁA MAŁA AFERA, NO, DLA MNIE NIE TAKA MAŁA. DZIĘKUJĘ WAM ZA WSPARCIE! CUDOWNIE MIEĆ TAKICH CZYTELNIKÓW:) 
ROZDZIAŁ JEST DZIŚ, BO WE WTOREK MAM URODZINKI I JUTRO SPĘDZAM TEN DZIEŃ Z PRZYJACIÓŁMI, A WE WTOREK JESTEM W DOMU Z RODZINĄ I MOIM NAJSIĄTKIEM <3 TROCHĘ MNIE PRZERAŻA TO, ŻE ZA ROK BĘDĘ JUŻ PEŁNOLETNIA, LUBIE BYĆ DZIECKIEM, JEST ŁATWIEJ. NO I MATURA, KOSZMAR. 
WRÓCIŁ CZAT, JEST WYSUWANY, ABY JAKOŚ ZGRAŁ SIĘ Z SZABLONEM:) MAM NADZIEJĘ, ŻE NASTĘPNY ROZDZIAŁ BĘDZIE LEPSZY I WSTAWIĘ GO SZYBCIEJ. UCH, OKEJ. TO NA TYLE,A NIE!
ZMIENIŁAM NAZWĘ. OD JAKIEGOŚ CZASU JESTEM CM PATTZY. TO JUŻ STAŁY NICK, MA JAKIEŚ ZNACZENIE, MAM BRANSOLETKĘ Z TĄ NAZWĄ. 
CM - CM PUNK I PATTZY - PATTINSON, MOI DWAJ IDOLE:) 
A JAKBY KOGOŚ TO INTERESOWAŁO, TO ZAŁOŻYŁAM BLOGA GRAFICZNEGO:) 
http://gallerygold.blogspot.com/ <- SERDECZNIE ZAPRASZAM:) 

WRÓCIŁAM,
POZDRAWIAM I DZIĘKUJĘ
CM PATTZY

10 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Chociaż nie powinnam ci komentować (i ty doskonale wiesz z jakiego to powodu), to jednak to zrobię. Ale aby mi to ostatni raz było! :p
      No więc... Odpowiadając na twój komentarz u mnie... To oczywiste, że cię kocham! :3 I pamiętając o twoich urodzinach, kupiłam ci śliczną koszulkę, którą niestety trzeba będzie wysłać pocztą, bo mieszkasz te cholernie 430km ode mnie i nie mam jak ci jej wręczyć osobiście :( I nadal będę wredna i nie powiem ci co dostaniesz ode mnie na 18 urodziny. Ale ty się ciesz, bo u ciebie nie ma tej "tradycji" i nie dostaniesz 18 razy pasem po dupie... ;-; Mnie już mama nastraszyła, że najmocniej dostanę od Michała i mojego chrzestnego. Choć co do tego drugiego mam wątpliwości, bo on mnie nigdy by nie uderzył, bo jak sam powiedział, jestem jego córką :3 Ciekawe też skąd masz bransoletke... :D
      Dobra, a co do rozdziału... Nie ma sensu mówić, że jest cudny, prawda? :3 Wszystko jest świetnie opisane, aż dostaję kompleksów, bo ja tak pisać nie umiem ;-; Wiedziałam, że Bell pokocha Hope. Przecież to cudowne dziecko ;3 Rozwalił mnie tekst, że Hope chodziła dumnie po domu, twierdząc, że staje się "dorosłą kobietą", bo gotuje swojemu mężczyźnie i o niego dba. Ale o Eda trzeba dbać ;3 Inaczej byłoby to grzechem! :D
      No... Co by tu jeszcze... Podobało mi się rozpoczęcie rozdziału. Takie prawdziwe. Ale ty tak potrafisz :3
      I wiadomo o kim było na samym końcu xD Biedny Charlie, nadal myśli, że jego córeczka nie żyje :c A ja wiem, że w końcu wszystko będzie dobrze. Bo tak ma być wszędzie :3 I Charlie z Bell będą szczęśliwi. A Bell oczywiście z Edwardem :3 Chociaż czuję po kościach, ze do tego muszą przebyć baaaardzo długą drogę :)
      No nic, ja kończę swoje wywody na dzisiaj :D
      Tak w ogóle to GalleryGold jest twoim drugim blogiem graficznym xD Nie aby coś, ale lepszym :p [Ciekawe czemu?] xD

      Oczywiście, że cię kocham Ciokołku! <3
      Twoje Najsiątko ;3

      Usuń
  2. Witaj!
    Nie powiem, przeżyłam niemały szok, kiedy ujrzałam na bloggerze, że wstawiłaś rozdział. O mało co nie wypuściłam szklanki z rąk *.*
    Ale to dobrze, że w końcu jest notka. Tęskniłam za tą historią <3
    Cóż, powtórzę za komentarzem powyżej, że przecudownie piszesz. Szkoda, że ja tak nie potrafię.
    Biedny Eddi, wykończy się niedługo przez to zamartwianie. Przecież jego małej dziewczynce nic się nie stanie przy Belli. Eh ... szkoda, że on tego nie wie.
    Hyhy ... I ten słodki przydomek Bestyjki :) oj czuję, że ta Bestyjka nieźle na miesza w życiu naszego przystojniaka. Ale o to chodzi.
    Cóż ... Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać oprócz tego, że Hope jest tak słodka ;)
    Pozdrawiam i weny życzę ;*
    PS. Wszystkiego najlepszego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!!!!!!!! Nie za bardzo wiem o co chodzi z ta końcówką ale czekam na nn;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest naprawdę świetny i ta końcówka.... <3
    czekam niecierpliwie na nn i życzę przedwcześnie wszystkiego najlepszego :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest nowy rozdział! ^^ Jak tylko zobaczyłam info na bloggerze, to od razu zabrałam się za czytanie.
    I jestem niezmiernie zadowolona z faktu, że napisałaś kolejny rozdział. Jak najbardziej opłacało się czekać, bo dla takiego jednego rozdziału można czekać. Zawsze. I piszę Ci to z ręką na sercu.
    Owszem, zdarzył się po drodze pewien... nazwijmy to niezaprzyjemne wydarzenie nieprzyjemnym incydentem, jednak wszystko w pewnym sensie się wyjaśniło. Ale to dobrze, chociaż to, co się stało jest niewybaczalne. I wcale nie jest dziwne to, że bardzo Cię on dotknął. Jednak pozbierałaś się po tym wszystkim, stanęłaś na nogi i dalej jesteś z nami :) Jak to mówią, co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Ja osobiście bardzo się cieszę, że wróciłaś.
    No ok, teraz tylko o rozdziale. Pierwszy akapit tak ciekawie wprowadził w to, zaintrygował w tak dużym stopniu, że aż się chciało czytać dalej.
    No i teraz pozwól, że przejdę do głównego wątku, czyli tego pisanego z perspektywy Edwarda. Uśmiech sam nasunął mi się na usta, kiedy przeczytałam o tym, że Edward postanowił skontrolować Bellę. Czy aby na pewno odpowiednio zajmuje się Hope. Jak duże musiało być jego zdziwienie, kiedy dowiedział się, że małej nic nie jest. Już się przecież bał, że coś się stanie, że Bella coś zrobi jego córeczce, a jak widać i Bella i Hope bardzo się polubiły. W końcu kto by się nie oparł czarowi kilkuletniego dziecka? I złapały wspólny język, czego już Edward na pyewno się nie spodziewał. Hah, nawet wyobrażam sobie, jak duże było jego zaskoczenie, kiedy córka tak radośnie opowiadała mu o tym, co takiego robiła z Bellą. Ale bardzo dobrze ukrywał przed nią swoje uczucia. W ogóle nie pokazał tego Hope.
    W ogóle mała jest tak urocza *.* A wspomnienie sytuacji, kiedy ta mówiła, że ona musi dbać o swojego mężczyznę sprawiło, że jeszcze bardziej ją polubiłam. W ogóle Edward i Hope tworzą taką wspaniałą rodzinę. Jednak widać, że małej brakuje obecności matki. W końcu Edward nigdy nie będzie w stanie być jednocześnie ojcem i jeszcze zastępować matki. Owszem, jest jeszcze i opiekunka małej, Cassie , jednak to niekoniecznie to samo...
    No i już tak na koniec. Tak zastanawiam się, o kim była mowa w ostatnim wątku. No wiesz, w tym, gdzie ojciec patrzył na zdjęcie córki, po czym przyszła jego żona i powiedziała, że jak zaraz nie wyjdą, to się spóźnią na występ syna. Skoro już się pojawił ten wątek, to wnioskuję, że osoby, o których była w nim mowa, mogą w przyszłości odegrać dosyć ważną rolę... I nie wiem, dlaczego, ale tak przyszło mi do głowy to, że mogli tu zostać wspomniani rodzice Belli. Tak jakoś mi się pomyślało...
    To chyba tyle. Wiem, rozpisałam się, ale mam nadzieję, że nie przynudziłam za bardzo.
    Weny. I trzymaj się :* I wszystkiego najlepszego <3

    lilka24

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, cieszę się, że jednak dodałaś rozdział. To świetnie ^.^
    Rozdział jak zwykle genialny, wszyscy już to pisali.
    Jestem zdziwiona, że Bella i Hope tak dobrze się dogadują, ale to fajnie, bo Ed nie ma się do czego przyczepić :D
    Przyłączam się do życzeń: Wszystkiego najlepszego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje wstawki na początku rozdziałów zawsze są szczególne, ale początek tej notki szczególnie mi się spodobał. Cieszę się, że Bella w końcu przekonała się do Hope. Mała jest taka urocza. Czyżbyś planowała jakieś wielkie wejście Charliego? Co prawda nie powiedziałaś że to on, ale jakoś tak mi się skojarzyło xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem coraz bliżej dogonienia cię! Jak zawsze cudny rozdział. Ucieszyłam się, Bella i Hope w końcu znalazły wspólny język. Edward to tak opiekuńczy ojciec, że aż serduszko się cieszy. Mam nadzieje, że Robert w realu też takim będzie, no pewnie wiesz, że razem z FKA Twigs spodziewają się podobno dziecka.
    pozdrawiam,
    Priori :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jej, Bella upiekła z Hope ciacha z gazety. Zjadłabym sobie takie dobre ciacho... Mmm.

    OdpowiedzUsuń

Mrs. Punk