"Lecz wtedy Ty pojawiasz się przy mnie
Ściany po prostu znikają
Nic by mnie otoczyć
I uchronić przed moimi lękami
Jestem nieosłonięta
Widzisz jak się otworzyłam
Oh, sprawiłeś, że Ci zaufałam"
Przeznaczenie.
Czym ono jest? Są to rzeczy i sytuacje, które zostały przypisane każdemu
człowiekowi. Nie da się tego uniknąć, ominąć, wyeliminować z naszego życiorysu.
Tak musi być. Nikt ani nic nie sprawi, że przeznaczone nam wydarzenia się nie zdarzą.
Przecież tak zapisano w kartach naszego życia.
Ale
czy na pewno?
Skoro
każdy człowiek ma z góry zapisane swoje życie i kieruje nim przeznaczenie, skąd
wzięła się wiara i wolna wola? Nie możemy być wolni, wiedząc o tym, iż nasze istnienie
jest przesądzone od samego początku. Ktoś już, za nas, je zaplanował.
~*~
Stała
przez dłuższą chwilę przy oknie, patrząc na zewnątrz. Nie wiedziała, czego jej
spojrzenie szukało. Było zagubione, tak samo jak ona w tamtym momencie. Dużo
się wydarzyło tamtego dnia i nie mogła tego wszystkiego ułożyć w głowie,
przydzielić do jakiejkolwiek kategorii. James dawno nie zachowywał się w
stosunku do niej tak bestialsko. Odzwyczaiła się od tego i to, co się wtedy
wydarzyło było dla niej abstrakcją, z którą nie mogła sobie poradzić. Wstyd jej
było to przed sobą przyznać. Nie wiedziała, co zrobić. Pozwoliła sobie nawet
pomyśleć, że Cassie miała od samego początku rację. Szybko jednak wyparła tę
myśl, znów wmawiając sobie, że James Moore był dla niej wybawieniem i służył
pomocną dłonią.
Skrzywiła
się, czując pulsujący ból niemalże w całym ciele. James Pomocna Dłoń, ten sam,
który zadbał o jej lepszy byt i zapewnił jej dach nam głową, sprawił, że każdy
ruch, który wykonywała przyprawiał ją o mdłości i zawroty głowy. Po kąpieli,
która ani trochę, ku jej zaskoczeniu, nie złagodziła bólu, wzięła dwie tabletki
przeciwbólowe. Czuła lekkie otępienie, ale nic poza tym. Stojąc w lekkim amoku,
nie spodziewając się nikogo i patrząc nieobecnym wzrokiem za okno, dużo
myślała. Czy tak miał ją traktować James? A może to był jednorazowy wybryk i
nic takiego więcej się nie powtórzy? Taką miała nadzieję. Złudną.
Ostatnim,
czego potrzebowała była wizyta Cullena. On, jak na złość, przyszedł i jeszcze
bardziej ją zdezorientował. Nigdy nie zwracał się do niej takim tonem i choć
bardzo chciała dowiedzieć się, co sprawiło taką zmianę, nie zapytała o to.
Obdarzyła go zdawkowymi odpowiedziami, chcąc się go pozbyć. Czuła się na tyle
paskudnie, że nie miała nawet ochoty na dogryzanie Panu Wszystkowiedzącemu. Mimo
to, gdy wyszedł poczuła się jeszcze gorzej i zapragnęła go zawołać z powrotem.
Drzwi za nim się zamknęły, a ona wyciągnęła rękę w jego stronę i już, już
otwierała usta. Nie zrobiła tego. Jej dłoń opadła, obijając się o obolałe
biodro. Zaklęła pod nosem.
Miała
dość tej sytuacji i zastanawiała się na tym, czy nie powinna tego wszystkiego
rzucić i wrócić do Jamesa. Pomogła Cassie, zajmując się małą Hope przez ten
czas, nie musiała zgadzać się na więcej. Mogła odejść i nie przejmować się tym,
jak sobie poradzą. Poradziliby sobie na pewno, jest milion opiekunek, które
podjęłyby się tej pracy. Ona nawet nie była opiekunką, nie miała kwalifikacji i
łatwo można było ją zastąpić kimś innym, kimś lepszym.
Położyła
się powoli, uważając na miejsca, które bolały ją najbardziej. Nie, to nie jest
odpowiedni czas by wracać. Musi nabrać sił i zregenerować ciało. Tutaj nikt jej
nie zrobi krzywdy. James jest wściekły i gdy wróci na pewno nie da jej spokoju.
Będzie musiała też wrócić do pracy, a nie wiadomo, na jakiego gościa natrafi.
Moore się nad nią nie zlutuje, bo będzie sądził, że swoim zachowaniem sobie na
to zasłużyła. Może i tak było, ale ona nie chciała bardziej cierpieć. Znała
swojego szefa i była świadoma tego, że odwlekanie kary też jest na nic. Będzie
cierpieć, bez względu na to, kiedy wróci. Na chwilę obecną, wolała to odkładać
w czasie.
Mimo
zmęczenia, nie mogła zasnąć. Doskwierał jej ból i jak na złość nie mogła
oczyścić umysłu z przeróżnych myśli. Najbardziej denerwowało ją to, że myśli o
Cullenie. Zastanawiała się, co by było, gdyby go zatrzymała. Nadal byłby taki
miły, czy wróciłby do swojego drwiącego tonu i znów przyodział maskę, która
stała się jego codziennym ubraniem. To jedno mieli wspólne. Maskę, która stała
się ich nieodłączną częścią garderoby.
–
Cholera jasna! – warknęła sama do siebie, bo jej myśli znów zawędrowały do jego
osoby.
Wstała
i ignorując ból chodziła po pokoju, który zajmowała. Od drzwi do okna, od okna
do drzwi. Przeszła ten dystans kilka razy, od czasu do czasu na jej twarzy
widać było grymas bólu. W końcu chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, wychodząc
na korytarz. Rozejrzała się. Było ciemno i cicho, chłodniej niż w
pomieszczeniu, z którego wyszła. Najpierw zobaczyła, czy Hope śpi. Dziewczynka
leżała na łóżku, przytulając do siebie swojego misia. Jej miedziane, długie
włosy leżały rozwalone na poduszce. Oddychała spokojnie i miarowo, uśmiechała
się delikatnie. Musiało jej się coś śnić. Coś dobrego.
Nie
wiedziała, ile stała patrząc się na córkę swojego obecnego szefa i nie
zorientowała się, że ona i Hope nie są już jedynymi osobami w sypialni. Edwarda
spostrzegła dopiero, gdy stanął koło niej, ocierając się swoim ramieniem o jej.
–
Nie możesz spać? – zapytał cicho, tak aby nic nie mogło przeszkodzić jego córce
w odpoczynku.
Pokiwała
głową i spojrzała na mężczyznę. Zlustrowała go subtelnie. Był boso, w samych
dresach. Przez panującą ciemność nie mogła stwierdzić, jakiego były koloru.
Jego nagi brzuch i tors odznaczały się na tle mroku, miał bladą skórę, wydawała
się delikatna i gładka. W końcu napotkała jego oczy, on też się w nią
wpatrywał.
–
Czemu pracujesz dla Jamesa? – Odwrócił się w jej stronę, zmuszając ją do tego
samego. Stali twarzą w twarz, patrząc sobie w oczy.
–
Bo mi pomógł, gdy tego potrzebowałam – odpowiedziała zgodnie z prawdą. – Nie
miałam też wyjścia. To było jedyne, możliwe rozwiązanie.
–
Prostytucję nazywasz pomocą? Naprawdę myślałem, że jesteś mądrzejsza – mruknął,
kręcąc głową.
Choć
nie chciała rezygnować z jego towarzystwa, nie miała zamiaru słuchać tego, co każdy
już nie raz jej mówił. Ominęła go bez słowa i wyszła z pokoju. Wiedziała, że on
ruszył za nią, zamykając za sobą drzwi.
–
Po co za mną idziesz, chcesz mnie jeszcze obrażać? – warknęła i gwałtownie się
do niego odwróciła. – Proszę bardzo, dalej, ale pośpiesz się, bo naprawdę jest
późno! – Spojrzała na niego hardo i oddychała głęboko, by nie wybuchnąć i nie
zacząć krzyczeć.
–
Chcę to tylko zrozumieć! Ciebie zrozumieć. Widzę, jaka jesteś, gdy pokazujesz
siebie naprawdę.
–
A jaka twoim zdaniem jestem, co?!
Złapał
ją za nadgarstki i przyparł do ściany. Pochylił się tak, że ich twarze były
bardzo blisko siebie, a ich oddechy mieszały się ze sobą.
–
Delikatna, pomocna, czuła i kochana. Sam w to nie wierzyłem, ale tak właśnie
jest. Kiedy zobaczyłem twoje spojrzenie, gdy James cię bił – prychnął, a potem
dodał: – Pierwszy raz nie zobaczyłem w twoich oczach obojętności. Przed chwilą,
gdy obserwowałaś Hope. Patrzyłaś na nią z uśmiechem. Tak, jakbyś przypominała
sobie coś miłego. Nie mogłaś oderwać od niej wzroku.
Stała,
słuchając jego słów. Teraz nie mogła oderwać wzroku od niego. Zamrugała
kilkakrotnie, aby się nie rozpłakać, ale czuła, że tym razem to nie działa,
więc zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero wtedy, gdy była pewna, że żadna
niechciana łza nie spłynie po jej bladym policzku. Edward nadal wpatrywał się w
nią z tą samą pewnością, nie była pewna, czy chociaż mrugnął.
–
Może kiedyś taka byłam – szepnęła – ale to było dawno. Wiele się zmieniło,
Edwardzie, ja się zmieniłam. Musiałam. Wyobrażasz sobie delikatną dziwkę?
Nauczyłam się być nową osobą, kimś całkowicie innym. Wyparłam dawną siebie, aby
nie zginąć i w tym wszystkim się odnaleźć. Chronienie Hope przed wszystkim w
niczym nie pomoże. Też kiedyś taka byłam, wiesz? Taka jak ona. Patrz, jak
skończyłam. – Czuła, że Edward słuchając jej, nieco rozluźnił uścisk na jej
nadgarstkach, a jego ciało nie było już takie spięte. Korzystając z tego, wyplątała
się z jego objęć i odsunęła się. Czuła, że gdyby tego nie zrobiła, wbrew swojej
woli, przytuliłaby się do niego, pragnąc czuć jego ciepłe ciało przy swoim.
–
Zawsze jest inne wyjście, Bello – powiedział, patrząc na jej oddalającą się
sylwetkę. – Nie wiem, jakie problemy miałaś i co się stało. Nie musiałaś jednak
rezygnować z siebie, to chyba jedno z najgorszych wyjść. Pomyśl, jak bardzo się
zmieniłaś. Odpowiada ci to, cieszysz się z tego, jakim człowiekiem się stałaś?
–
Przestań! – powiedziała wściekle, a łzy spłynęły po jej twarzy. – A ty?! Jakim
ty jesteś człowiekiem?! Co, panie mądry? – Położyła dłonie na jego torsie,
pchając go, ale on i tak twardo stał na nogach.
–
Ja naprawdę nie miałem wyjścia – szepnął, a jego pewność odeszła w niepamięć,
jakby nigdy nie wypowiedział wcześniejszych słów. – I naprawdę chciałbym być
inny.
–
Więc się zmień! – Zmrużyła oczy.
–
Nie umiem, Bestyjko. – Pokręcił powoli głową i uśmiechnął się blado, ten
uśmiech nie dosięgał oczu. Był wymuszony.
W
jednej chwili stał się taki odległy, gdy jeszcze przed chwilą przepełniała go
paląca pewność siebie, żarliwość i hardość. Teraz wyglądał jak inny człowiek,
który stracił wszelkie nadzieje i żył z przymusu. Nie myśląc o tym, co robiła
pogłaskała go po policzku, kciukiem przejeżdżając po jego dolnej wardze. Spiął
się, ale tylko na chwilę, potem cicho westchnął i spojrzał na nią. Jego
spojrzenie było przygaszone, ale nie obojętne. Jego piękne oczy straciły blask
i były takie smutne.
~*~
–
Chcę ją znaleźć – powiedział zdecydowany. Musiał działaś natychmiast, doskonale
wiedział, że jeśli będzie to przeciągał, rozmyśli się i znów zrezygnuje z tego,
co było dla niego jedną z najważniejszych rzeczy na świecie. Czas najwyższy
zamknąć pewien rozdział swojego życia i rozpocząć coś nowego.
_______________________________________________________________________
WITAJCIE! ZNÓW MNIE TROSZKĘ NIE BYŁO, CO SPOWODOWAŁ POWRÓT DO SZKOŁY PO TRZECH TYGODNIACH NIEOBECNOŚCI. BARDZO WAS PRZEPRASZAM, CAŁY ROZDZIAŁ NAPISAŁAM PRAKTYCZNIE DZIŚ I MAM NADZIEJĘ, ŻE WAM SIĘ SPODOBA! NIE MUSZĘ CHYBA MÓWIĆ, ŻE LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE, BO TO STRASZNIE MOTYWUJE! MOŻE TO BYĆ ZWYKŁE: "CZYTAM, PODOBA MI SIĘ/NIE PODOBA".
KIEDY KOLEJNY? NIE WIEM, MAM MASĘ NAUKI I JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ JAKIEJŚ PRZERWY, A DO ŚWIĄT DALEKO, PRAWDA? JAKOŚ JEDNAK MUSZĘ DAĆ RADĘ I POSTARAM SIĘ, ABY ROZDZIAŁ BYŁ ZDECYDOWANIE SZYBCIEJ!
CO JESZCZE? JUŻ O TYM PISAŁAM, ALE NAPISZĘ PONOWNIE. ZAPRASZAM WAS NA MOJEGO BLOGA, KTÓREGO PROWADZĘ ZE S.W.E.E.T.N.E.S.S -----> http://oznakowana.blogspot.com/
Pozdrawiam,
do następnego,
CM Pattzy