"Cienie twojego serca
Wiszą w słodkim, słodkim powietrzu.
Znam cię kochanie.
Tajemnice, które skrywasz,
Kontrolują nas i to po prostu nie fair."
Miłość
jest silnym uczuciem, ale równą potęgą może poszczycić się nienawiść. Ma
niszczycielską moc i zaraża wszystkich naokoło negatywnymi uczuciami. Nienawiść
przysłania zdolność trzeźwego myślenia i nie pozwala na podjęcie dobrych
decyzji. Kierowani gniewem wiele rzeczy robimy źle, a potem jest za późno, aby
to naprawić. Nic nie jest wtedy w stanie nas powstrzymać, ponieważ nie słuchamy
głosu rozsądku, a robimy to, na co mamy ochotę. Żaden z nas w chwilach, gdy
nasz rozum opanowują gwałtowne uczucia nie myśli o rozsądku i konsekwencjach
czynu, który zrobiliśmy. Tracimy kontrolę nad własnym ciałem, a kieruje nami
umysł, który, jak się później okazuje, często zawodzi i wpędza nas w niezłe
tarapaty.
Tak
samo było z nim. Minęło dużo czasu zanim nauczył się panować nad uczuciami.
Musiał przejść przez wiele prób i wycierpieć więcej niż niejeden człowiek.
Wielu poddałoby się po pierwszej porażce, ale nie on. On musiał walczyć,
ponieważ w końcu miał dla kogo.
Wcześniej odebrana mu nadzieja, została przywrócona w najmniej oczekiwanym
momencie. Długo dawał radę żyć bez emocji, które komplikowały życie. Aż ją
poznał, a potem ona jego zawiodła tak, jak wszyscy inni na tym świecie.
~*~
Nic się nie zmieniło, pomyślała ze smutkiem. Nadal
wszystko było takie samo. Jej mała klitka, w której musiała żyć. Dostała urlop
od tego miejsca, ale czas, który został jej podarowany skończył się. Przed
wyjściem stąd nigdy nie pomyślałaby, że będzie patrzeć na ten pokój z takim
obrzydzeniem. A jednak, proszę bardzo. Coś, a raczej ktoś, zdołało obudzić w
niej te emocje, które tłamsiła w sobie przez długi, długi czas. Nigdy nie
chciała, aby to się stało. Będzie znów musiała walczyć z tym obrzydzeniem,
wstydem i niechęcią. Bez tego było jej dobrze. Przestała odczuwać cokolwiek,
oprócz przyjemności, jaką dawała jej praca.
Podeszła
do komody, w której chowała swoje ubrania. Mebel był stary, ale zadbany. James
załatwił tę szafę specjalnie dla niej, gdy podarował jej ten pokój, jako dom.
Ale czy mogła go nazwać domem? Kilkanaście lat temu wiele razy się nad tym
zastanawiała, aż w końcu wmówiła sobie, że właśnie tak było. W tamtej chwili,
gdy wróciła z posiadłości miedzianowłosego mężczyzny, który tak namieszał jej w
głowie, znów miała wątpliwości, co do tego. Prawda była taka, że ona nie miała
domu od zawsze. Dach nad głową, który podarował jej James mogła nazwać hotelem.
Będzie tam ją trzymał, dopóki jej uroda nie przeminie. Potem znajdzie sobie
następną lokatorkę, a ją wyrzuci na ulicę.
Starła
wierzchem dłoni łzy z policzków. Robiła wszystko tak automatycznie, że ciuchy z
walizki znalazły się już w komodzie. Wrzuciła na jej dno, pusty już, bagaż i
rozejrzała się. Znów tu była i musiała wrócić do swojego życia. Koniec bycia
częściowo wolną, ponownie stała się własnością długowłosego mężczyzny, który
kochał jej ciało. Tylko ciało i kochał je tak mocno, że je sprzedawał, a ona mu
na to pozwalała.
–
Co się z tobą, do cholery, stało? – zapytała sama siebie, ciągnąc się za włosy.
– Nie mogę być taka, nie mogę. – Wstała i podeszła do lustra.
Spojrzała
z niechęcią na swoje odbicie, a kobieta w lustrze skrzywiła się. Włosy miała
związane w niedbałego kucyka, tak jakby robiła go w pośpiechu. Oczy i policzki
czerwone, napuchnięte od łez, które bez jej pozwolenia ciągle spływały po jej
bladej skórze. Usta zaciśnięte w cienką linię i jakby sine. Nie mogła się pokazać w takim stanie przed
Jamesem.
Wyjęła
z szufladki w toaletce kosmetyczkę i zaczęła robić makijaż, aby ukryć swoje
niedoskonałości, a tamtego dnia było ich całkiem sporo. Kończyła już swoje dzieło, gdy usłyszała
pukanie do drzwi.
Podniosła
głowę i rzuciła szybko:
–
Otwarte. – Siedziała w samej czarnej bieliźnie na krzesełku, dokańczając
makijaż i robiąc małe poprawki. Znów przypominała dawną siebie. Tą sprzed
wyjazdu do miedzianowłosego i jego córki.
–
Jak bardzo się cieszę, że wróciłaś! – usłyszała uradowany głos. – Nawet nie
wiesz, jaka to wesoła nowina. I bardzo się cieszę, że zadowoliłaś wczorajszego
klienta. Jesteś moją perełką! – Blondyn podszedł do niej i objął ją mocno,
łapczywie całując. Rozwarł jej wargi językiem i wepchnął go do jej ust. Jęknęła
i zacisnęła dłonie w pięści na klapach jego marynarki. W ostatniej chwili
powstrzymała się od odepchnięcia Jamesa. Przypomniała sobie, że po raz kolejny
stała się jego zwierzątkiem, a on jej panem. I musiała go słuchać, spełniać
jego zachcianki. Oddała pocałunek i zacisnęła oczy, aby się nie rozpłakać.
Do
jej umysłu wkradł się miedzianowłosy mężczyzna, to właśnie jego usta chciała
czuć na swoich. Pocałowała go wprawdzie tylko raz, ale nigdy nie zapomni smaku,
który pozostawił na jej spragnionych pocałunku wargach. Smakował jak połączenie
jabłka i mięty z drobną nutką whiskey, jego ulubionego trunku. Uświadomiła
sobie, jak wiele o nim się dowiedziała z obserwacji. Nie kontrolowała tego.
–
Edward – westchnęła cicho.
~*~
Pusty
pokój gościnny. Gdyby wszedł tu rano, zastałby śpiącą Bellę. Jak zwykle spałaby
w samej bieliźnie, tak jak to miała w zwyczaju. Patrzyłby na nią z nienawiścią
i obrzydzeniem przez to, co zrobiła poprzedniej nocy. Powydzierałby się na nią,
a ona zrobiłaby coś, czego on nie umiałby przewidzieć. Zawsze go zaskakiwała,
ale on nie dawał tego po sobie poznać. Na przykład wtedy, gdy rzuciła się na
niego i zaczęła go całować, mówiąc, że właśnie tak robią prawdziwe kobiety jej
pokroju. Gdy rozmawiała nim w nocy na korytarzu i pokazała swoją prawdziwą
twarz.
Teraz
miał jej już nigdy nie zobaczyć. Tak właśnie powinno być, tak miało być.
Musiała tylko zastąpić Cassandrę, a potem zniknąć z życia rodziny Cullen, gdy
opiekunka wróci do zdrowia. Nie chciał czuć tego, co czuł w tamtej chwili.
Brakowało mu małego puzzla układanki, małej części jego dnia i osoby, która
zajmowała ten pokój. Przerażało go to, co czuł i wiedział, że musi, jak
najszybciej pozbyć się tego uczucia.
Musiał
ją zobaczyć. Zobaczyć ją w jej prawdziwej skórze i poczuć do niej ogromne
obrzydzenie, które sprawi, że nigdy więcej nie będzie chciał w myślach
odtworzyć jej twarzy. To wydawało mu się odpowiednie i pokonałoby jego problemy
z nią związane. Ubrał się, ale nie w garnitur, jak to robił codziennie.
Zarzucił na siebie błękitną koszulkę, której trzy górne guziki zostawił
odpięte, a rękawy podkasał do łokci. Koszulę włożył w czarne jeansy, które
okrywały jego nogi, a na stopy zwykłe czarne trampki. Rzadko kiedy można było
zobaczyć go w takim wydaniu.
Pojechał
do klubu, w którym pracowała zastępcza opiekunka jego córki, kobieta, której
musiał się pozbyć z swojego umysłu. W środku usiadł przy barze i poprosił o
wodę. Nie przyszedł tu w celach rozrywkowych, chciał ją tylko zobaczyć i
przekonać się, że jest kimś, kim powinien się brzydzić. Nie zwracał też uwagi
na inne kobiety, które próbowały go poderwać. Szybko się ich pozbywał swoim
gburowatym nastawieniem.
Nie
wiedział ile czasu minęło, ale jej nadal nie było. Dziwne. Przecież były
godziny szczytu, utarg o tej porze był największy. Ludzie mieli jeszcze siłę na
zabawę, bo nie byli do końca upici i nie rzygali pod siebie. Ale jej nie było! Zmarszczył
brwi. Przyszedł tu po to, aby poczuć do niej obrzydzenie i nic nie szło z jego
planem, bo zaczął się martwić. Czyżby nie wróciła do Jamesa? Musiała, gdzie
indziej mogłaby pójść? Moore trzymał swoje dziewczyny jak na smyczy i on
doskonale o tym wiedział. Skoro jej „wolne” się skończyło musiała wrócić do
swojego pana. Więc gdzie do cholery ona była?!
Wstał
i ruszył w stronę ciemnego korytarza, przy którym stał postawny ochroniarz.
Miał już zastąpić drogę Edwardowi, ale miedzianowłosy dumnie podniósł głowę i
spojrzał wielkiemu facetowi w oczy z nieukrywaną wrogością i niechęcią.
–
Cullen – rzucił, a tamten kiwnął głową i wrócił na swoje miejsce,
przepuszczając go. Edward był zadowolony z faktu, że nawet pracownicy Jamesa
czują respekt wobec niego. Tak ma być,
pomyślał. Przynajmniej nie musiał szarpać się z tamtym ochroniarzem, aby dostać
się do zakazanej części klubu.
Przemierzył
szybkim krokiem ciemny korytarz i dotarł do ostatnich drzwi, które były
gabinetem Jamesa. Nie bawił się w pukanie, tak jak poprzednim razem po prostu
wszedł do środka. Moore siedział spokojnie przy biurku, ale twarz miał napiętą,
a spojrzenie wrogie. Ten facet nigdy nie miał dobrego humoru. Edward niechętnie
stwierdził, że pod tym względem byli podobni. Chociaż może nie? On miał Hope,
osobę, którą kochał i… Nie, nie powinien myśleć o Belli, ale to właśnie z jej
powodu tam się znalazł. Cholera jasna!
–
Cullen, proszę, proszę… Coś ostatnio mnie odwiedzasz – mruknął James. Musiał
dostać cynk od wielkiego ochroniarza, że będzie miał gościa w postaci Edwarda
Cullena. James nigdy nie śmiał sprzeciwić się miedzianowłosemu, wiedział, że to
mogłoby przysporzyć mu problemów, bo Edward miał wielu przyjaciół, tak jak
James. Wielu sądziło, że ta dwójka jest sobie równa i nie będzie nic gorszego
niż zgrzyty pomiędzy nimi. Nikt nie chciał się mieszać w interesy między nimi,
bo to nie mogłoby mieć dobrego zakończenia.
–
Z przymusu, niestety – odparł Edward, siadając na fotelu naprzeciw Jamesa – nie
ma nic gorszego od oglądania ciebie, ale pewne sprawy zmuszają mnie do tych
odwiedzin. A mianowicie Isabella, jedna z twoich dziewczyn – rzekł, patrząc na
zegarek. Jego postawa wręcz krzyczała: mam
cię w dupie Moore, dawaj mi to, czego chcę!
–
Ach, tak – warknął James – Bella jest dziś niedysponowana i nie może się
wstawić – syknął. Edwardowi się to nie spodobało. Widział już raz jak Moore
próbował skrzywdzić Bestyjkę i nie omieszkał wątpić w to, że byłby zdolny
powtórzyć ten czyn. James był nieobliczalnym szaleńcem i skurwielem do potęgi
entej.
–
Naprawdę mi na tym zależy – powiedział dobitnie Edward, głosem nieznoszącym sprzeciwu.
–
Nie. Bella to moja własność i to ja nią rządzę. Dziś na pewno z nikim się nie
spotka, więc wypieprzaj stąd! – krzyknął. Nie powinien tego robić. Edward
zerwał się z miejsca i ominął biurko, zaatakował zaskoczonego Jamesa, który
spadł z fotela. Starł krew spod nosa i zaśmiał się.
–
Jesteś idiotą skoro atakujesz mnie na moim terenie – mruknął. Po chwili do
gabinetu wparowało dwóch osiłków, którzy chwycili Cullena i sprzedali mi parę
mocnych ciosów, po których miedzianowłosy stracił przytomność.
~*~
–
Edward, Edward! – krzyczał kobiecy głos. Słyszał go tak jakby spod tafli wody.
Stłumiony i niewyraźny. Powoli, jeden po drugim, zaczął odczuwać źródła na
swoim ciele, z którego promieniował ból. Jęknął i otworzył oczy, zamrugał kilkakrotnie
i usiadł z sykiem. Rozejrzał się. Jak on do cholery się tu znalazł?
_______________________________________________________________________
NO HEJ, KOCHANI! WIEM, ŻE OSTATNIO NIECO MILCZĘ, ALE NIE WYRABIAM Z NAUKĄ. TEN TYDZIEŃ BYŁ OKROPNY I PRZYSZŁY WCALE NIE ZAPOWIADA SIĘ LEPIEJ! NIE MOGĘ JUŻ DOCZEKAĆ SIĘ WAKACJI I ODPOCZYNKU, KTÓRY SIĘ Z NIMI WIĄŻE. NAPRAWDĘ NIE MAM POJĘCIA JAK SOBIE PORADZĘ. KTOŚ MA DOBRĄ INSTRUKCJĘ NA TO JAK PRZETRWAĆ? U MNIE OGÓLNIE NIE JEST NAJLEPIEJ, ALE NIE BĘDĘ SIĘ O TYM ROZPISYWAĆ.
MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZDZIAŁ PRZYPADŁ WAM DO GUSTU. LICZĘ TAKŻE NA KOMENTARZE :) NIE MUSZĄ BYĆ NIE WIADOMO JAKIE, WAŻNE ABYŚCIE ZOSTAWILI JAKIŚ ŚLAD PO SOBIE. JA, MAM CHĘĆ SIĘ ZRELAKSOWAĆ, WIĘC IDĘ NADROBIĆ ZALEGŁOŚCI U WAS.
Pozdrawiam,
całusy,
CM Pattzy