"Kiedy odchodzisz, liczę kroki, które stawiasz.
Czy nie widzisz jak mocno Cię potrzebuję w tej chwili?
Gdy odchodzisz,
Każdy kawałek mojego serca za Tobą tęskni."
Strach jest obecny wszędzie. Czai się w każdym kącie, za
każdym zaułkiem i w podświadomości każdego człowieka. Nie da się uniknąć
strachu, to niemożliwe. Strach jest jak powietrze. Nie ma kształtu i jest
obecny, choć nie można go wskazać i dotknąć. Wielu ludzi próbuje unikać tego
uczucia lub wmówić sobie, że niczego się nie boją. To nierealne, każdy ma coś,
czego się obawia. Tak jest i nic tego nie zmieni. Strach jest nieodłącznym
elementem życia każdego i nikt nie uniknie tego okropnego doświadczenia. Nie da
się tego oszukać i ominąć.
Edward Cullen był człowiekiem, który nauczył się ignorować
strach. Nie mógł znieść bólu, jaki wtedy czuł. Z czasem stawał się obojętny i
to właśnie go od środka zniszczyło. Pozostawiony sam sobie. Borykał się z
problemami samotnie. Nie mógł jednak ignorować strachu, który nachodził go
nocami. Nie mógł ignorować strachu o Hope i o Nią.
~*~
Nie pamięta, kiedy ostatnio widziała Jamesa w takim stanie.
Słysząc imię jakiegoś faceta padające z jej ust, gdy go całowała… Wpadł w szał
i nie mógł się opanować. Zaczął miotać się po biurze i zwalać rzeczy z biurka.
Bella przerażona próbowała wyjść z pomieszczenia, ale to wyprowadziło go z
równowagi jeszcze bardziej. Nie powinna od niego uciekać. Nigdy. Była jego.
Złapał ją mocno i cisnął na biurko. Czuła jak ostra krawędź
wbija się w jej ciało i jęknęła, ale wiedziała, że to był dopiero przedsmak
tego, co ją czekało. I nie myliła się, miała całkowitą rację. James ostro ją
przerżnął, używając przy tym siły. Nigdy wcześniej nikt nie sprawił, że czuła
się tak okropnie, nie mogła się poruszać i miała wrażenie, że całe jej ciało
płonie.
Straciła poczucie czasu i nie miała pojęcia ile trwała ta
paskudna zabawa, ale czuła się jak przeżuta i wypluta zabawka. Nie wyszła z
biura Jamesa o własnych siłach. Ktoś ją stamtąd wywlókł i wrzucił do jakiegoś
pomieszczenia, ale była zbyt zmęczona. Było jej zimno i wiedziała, że leży na
czymś twardym, wilgotnym… Powieki miała za ciężkie. Zasnęła.
Ból, powoli, kawałek po kawałku, budził ją z otępienia.
Oddychała powoli, biorąc krótkie i płytkie wdechy. Bolały ją żebra i miała
wrażenie, że ktoś wbija ostre kolce w jej płuca. Zgięła palce u stóp i
zadrżała, czując jak jej mięśnie się napinają. Nawet najmniejszy ruch sprawiał
jej ból. Uniosła się na łokciach i jęknęła, zamrugała kilkakrotnie, ale nie
widziała nic oprócz czarnej otchłani. Dopiero, gdy jej wzrok przyzwyczaił się
do ciemności mogła odróżnić jakieś drobne detale i zarysy rzeczy. Była w jakimś
pomieszczeniu, pustym. Nie było tam nawet okna. Podpełzła do ściany, za każdym
razem jęcząc z bólu, gdy musiała się poruszyć. Dotknęła czegoś… Do muru były
przyczepione kajdany. Zaszlochała. Nie
pamiętała kiedy ostatnio się tak bała… Chyba gdy uciekała, przed tym jak
znalazł ją James… Ten sam James, który ją tu wrzucił.
Znalazła się tam, bo wypowiedziała imię Edwarda. Nagle, nie
wiadomo skąd, poczuła ogromną niechęć do miedzianowłosego. To wszystko przez niego!
Nienawidziła go w tamtej chwili. Gdyby nie on nie znalazłaby się w takiej
sytuacji, nikt nie namieszałby jej w głowie. Nie wypowiedziałby jego imienia, a
James nigdy by się na nią tak nie złościł. Nadal czerpałaby przyjemność z tego,
co robiła! To wina Cullena, wszystko było winą Edwarda Cullena, pieprzonego
dupka, który wywrócił jej życie do góry nogami. Pieprzonego dupka o pięknych
zielonych, smutnych oczach, miękkich ustach, doskonałym ciele, które tylko
prosiło o to by je dotknąć…
Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Tak bardzo go
nienawidziła.
Tym razem obudził ją jakiś dźwięk. Nadal czuła okropny ból,
była głodna i trzęsła się z zimna. Z jednego snu zapadała w drugi, bo jej
organizm nie był w stanie znieść osłabienia. Wzięła głośny wdech i uniosła
głowę, podpierając się ramionami o zimną ścianę. Czuła chłodny metal kajdanek
po plecami i osunęła się w bok, nie chcąc myśleć o tym, że one tam są. Całe
szczęście, że nie została do nich przykuta, nawet bez tego nie mogła się
ruszyć. Przełknęła ślinę, co przywołało ostre pieczenie gardła. Usta miała spierzchnięte,
popękane i suche.
Coś skrzypnęło, a do pomieszczenia wlało się jasne światło.
Musiała przysłonić oczy ręką, bo nie była przyzwyczajona do tak jaskrawych
kolorów. Jasność nie trwała jednak długo. Usłyszała głuchy jęk, jakby ktoś coś
rzucił i drzwi znów się zamknęły. Znów nic nie widziała, jednak po chwili na
ziemi zauważyła zarys męskiej sylwetki. Nie mogła uwierzyć w to, kogo widzi.
Jęknęła, czuła jak jej żołądek wiąże się w jeden wielki supeł, a żółć podchodzi
do gardła. Cała nienawiść wyparowała. Ignorując ból szybko przyczołgała się do
leżącego na ziemi Edwarda Cullena, człowieka, który obudził w niej bezbronną
dziewczynkę, jaką była kilkanaście lat temu.
– Edward – szepnęła.
To były jej pierwsze słowa, które wypowiedziała w tym
pomieszczeniu. To było także słowo przez, które się w tym pomieszczeniu
znalazła. Przez to słowo chwilę temu czuła nienawiść, która przepełniała każdą
komórkę jej ciała. Jednak widząc go tak bezbronnego, leżącego na ziemi w tym
miejscu. Byli w tym razem i oboje nie mieli dokąd uciec. Przed przeszłością ani
przed teraźniejszością nie było ucieczki.
– Edwardzie, proszę, otwórz oczy – wychrypiała, krzywiąc
się. Bolało ją gardło, a jej głos brzmiał okropnie. Nie mogła uwierzyć, że ona
wydaje te dźwięki.
Mężczyzna jednak się nie poruszył, nie otworzył oczy, ani
nic nie powiedział. Usiadła i położyła jego głowę na swoich kolanach, głaskała
go po policzku. Po jej twarzy spłynęły łzy. Pochyliła się i delikatnie go
pocałowała, drżąc przy tym nie z zimna, ale z emocji, które się w niej kłębiły.
Nie pozwoliłaby sobie na takie zachowanie, gdyby był przytomny. Nie mogła
pokazać tego jaka była słaba, znów była słaba.
James ją bił. Okładał ją pięściami po całym ciele. Syczał
jej wściekle do ucha, wyzywał ją i sponiewierał. Wszystko ją bolało, próbowała
mu się wyrwać, ale była zbyt słaba, a on zbyt silny. Rzucił ją o ścianę, a
potem dopadł siadając na niej okrakiem i zdzierając z niej ubrania. Czuła się
poniżona, choć tyle razy widział jej ciało, nigdy nie odbywało się to w taki
zwierzęcy i nieludzki sposób.
– Edward! Edward! – krzyczała imię osoby, która mogła jej
pomóc.
– Bello, cholera jasna, obudź się! Otwórz oczy! – usłyszała.
Poczuła, jak ktoś potrząsa delikatnie jej obolałym ciałem.
Otworzyła oczy, oddychając gwałtownie, niemalże dysząc. Jej oczy były
rozbiegane, szukając jakiegokolwiek źródła światła. Sceny z koszmaru nadal nie opuściły
jej umysłu. Powieki miała ciężkie, ale nie pozwalała im opaść na zmęczone oczy.
– Co ci się śniło do kurwy? – zapytał… Edward! Spojrzała w
jego stronę, zamrugała. Położyła dłoń na jego ramieniu i wyjąkała coś
niezrozumiale, a potem pokręciła głową. Nie wiedziała jak, ale nagle znalazła
się w mocnym uścisku mężczyzny i oddała się temu całkowicie. Wtuliła twarz w zgłębienie
jego szyi i zaszlochała cicho.
– James, nic, nieważne – odpowiedziała, kręcąc głową.
Zorientowała się na jak wiele sobie pozwoliła. Kontakt
fizyczny, łzy. Cholera! Odsunęła się niechętnie od niego i pociągnęła nosem.
– Co ty tu robisz? – zapytała.
– Szukałem cię i jak widać znalazłem. Szkoda, że w takim
miejscu – mruknął. Czuła jak jego ciało się spina, a chwilę później Edward
wstał z cichym jękiem. Odszedł, ale po chwili znów był przy niej i usiadł,
opierając się o ścianę.
– Obiecałem Hope, że wrócę na kolację – westchnął, a Bella
poczuła nieprzyjemny ścisk. Wiedziała, że to jej wina, przecież to jej szukał.
I cieszyło ją to, ale gdyby nie przyjechał do klubu…
– Przepraszam – szepnęła cicho, patrząc w jego stronę.
– To w niczym nie pomoże – mruknął – musimy się stąd
wydostać. Wiesz w ogóle, gdzie jesteśmy?
– Podejrzewam, że pewnie pod klubem, nie wiem. Nie miałam
pojęcia o tym miejscu – przyznała, bawiąc się palcami. – To moja wina,
wciągnęłam cię w to. Nie powinn…
– Och, zamknij się! – krzyknął, a ona podskoczyła. –
Mówiłem, że to nam nie pomoże… To jest jakaś chora sytuacja, która nie powinna
mieć miejsca w moim życiu. Ty nie powinnaś mieć miejsca w moim życiu! Wszystko
spieprzyłaś i wywróciłaś do góry nogami!
– A więc to ty jesteś ofiarą, tak?! – wściekła się, a
uspokojona nienawiść znów dawała o sobie znać. – Przecież też tu siedzę i to
przez ciebie! Całując Jamesa myślałam o tobie, wściekł się, gdy zamiast jego
imienia wypowiedziałam…
– Moje imię? – uniósł zaskoczony brew.
– Twoje, cholerne, imię – warknęła, chowając twarz w
dłoniach.
Przez dłuższą chwilę milczeli, pogrążając się w swoich
myślach. Zastanawiali się nad tym, jak to wszystko mogło doprowadzić do obecnej
sytuacji, ale na to nie było odpowiedniej odpowiedzi. Edward przysunął się do
niej i objął ją ramieniem.
– Nic ci nie jest? – zapytał delikatnie, a ona opuściła
głowę na jego ramię.
– Dawno nie czułam się tak do dupy – wyznała.
__________________________________________________________________________
DOBRA, JA JUŻ NAWET NIE BĘDĘ PRZEPRASZAĆ, BO WSTYD. ZA KAŻDYM RAZEM PRZEPRASZAM, A I TAK NOTKI SIĘ SPÓŹNIAJĄ! NO JA NIE WIEM, CO TO ZE MNĄ. W KAŻDYM RAZIE DZIĘKUJĘ ZA CIERPLIWOŚĆ, ALE WIADOMO JAK TO JEST... KONIEC ROKU, A POTEM JA POJECHAŁAM NAD MORZE. TYDZIEŃ POD NAMIOTAMI WSPOMINAM MIŁO, OPRÓCZ TEGO, ŻE SIĘ SPALIŁAM, BO MOJE CIAŁO NIE AKCEPTUJE SŁOŃCA W DUŻEJ ILOŚCI (PEWNIE DLATEGO, ŻE MAM UCZULENIE NA SŁOŃCE xd).
ROZDZIAŁ JEST, DOKOŃCZYŁAM GO DZIŚ ZADZIWIAJĄCO SZYBKO, BO MIAŁAM TAKĄ WENĘ. ZAWSZE CHCIAŁABYM BYĆ TAK GOTOWA I CHĘTNA DO PISANIA :p BARDZO PRZEPRASZAM ZA ZALEGŁOŚCI NA WASZYCH BLOGACH, ALE OSTATNIO MNIE NIE BYŁO I NIE MIAŁAM DOSTĘPU DO KOMPUTERA, INTERNETU, CZEGOKOLWIEK. OBIECUJĘ, ŻE POSTARAM SIĘ W WOLNYCH CHWILACH WSZYSTKO NADROBIĆ!
CO SĄDZICIE O TYM ROZDZIALE? CZEKAM NA WASZE OPINIE. NIE TAK TO MIAŁO BYĆ, ALE WSZYSTKO ZMIENIŁAM NA OSTATNIĄ CHWILĘ, BO TAK JAKOŚ MNIE NATCHNĘŁO :)
HM, PEWNIE COŚ JESZCZE CHCIAŁAM NAPISAĆ, ALE ZAPOMNIAŁAM - JAK TO JA. OKEY, WIĘC DO ZOBACZENIA W NASTĘPNYM ROZDZIALE, KTÓRY MAM NADZIEJĘ UKAŻE SIĘ SZYBCIEJ :*
Pozdrawiam,
CM Pattzy
miłych wakacji, kochani!